Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Blokada odłożona

Treść

Podjęciem rozmów z transportowcami udało się rządowi odwlec zablokowywanie tirami dróg dojazdowych do Warszawy i naszej granicy wschodniej. Decyzję o ewentualnych blokadach przewoźnicy przełożyli na dzisiaj. Podczas wczorajszych rozmów wicepremier Grzegorz Schetyna obiecał, że rozładowanie korków nastąpi w ciągu 2-3 dni. Porozumienie z przewoźnikami nie będzie jednak nic warte, jeśli rząd nie doprowadzi do zakończenia protestu celników.



Tylko o jeden dzień transportowcy odłożyli decyzję w sprawie zablokowania tirami dróg dojazdowych do stolicy oraz do naszej granicy wschodniej. To efekt tego, iż rząd po - już chyba tradycyjnie wolnej sobocie i niedzieli - wrócił w poniedziałek do pracy i rozpoczął rozmowy. Do stołu zasiadł wczoraj wicepremier i minister spraw wewnętrznych i administracji Grzegorz Schetyna z przedstawicielami Związku Międzynarodowych Przewoźników Drogowych. Schetyna obiecał przewoźnikom, że rząd będzie chciał jak najszybciej doprowadzić do przyspieszenia odpraw i rozładowania korków na granicy. Aby tak się stało, niezbędny do spełnienia jest bardzo istotny warunek: zawarcie porozumienia z protestującymi celnikami. - Jeżeli w poniedziałek wieczorem celnicy odstąpią od protestu, możliwe będzie rozładowanie korków na granicy w ciągu 2-3 dni - powiedział Schetyna. Do rozładowania korków miałyby zostać skierowane dodatkowe siły, które zajmą się odprawą tirów. Jeśli się tak nie stanie, możemy spodziewać się blokady stolicy kraju, jak i kilku innych większych miast. Próbkę możliwości przewoźnicy dali wczoraj w Przemyślu, gdzie żółwim tempem przejechali swoimi ciężarówkami przez miasto. Przez półtorej godziny kilkanaście tirów blokowało jeden pas ruchu przy wjeździe do Rzeszowa od strony Krakowa.
Z apelem do premiera o podjęcie konstruktywnych rozmów z celnikami zwrócili się wczoraj posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Według Beaty Mazurek (PiS), protest celników naraża na szwank nasze dobre imię na arenie międzynarodowej.
Z krytyką spotkał się sam sposób podejmowania rozwiązania konfliktu. - Jeżeli narasta sytuacja konfliktowa, wtedy musi być reakcja i dialog. Jeżeli ktoś idzie do pracy w rządzie, to w takiej sytuacji nie może sobie robić wolnego weekendu - mówił Krzysztof Tchórzewski (PiS), nawiązując przy okazji do rozpoczętych dopiero wczoraj rozmów z transportowcami, których samo podjęcie pozwoliło załagodzić nastroje wśród transportowców.
Nastroje wśród celników wybrał się łagodzić z kolei premier Donald Tusk wraz z szefem służby celnej, wiceministrem finansów Jackiem Dominikiem. Obaj udali się wczoraj do Białej Podlaskiej m.in. na rozmowy z szefami urzędów celnych.
Premier jednak najwyraźniej z celnikami się rozminął. Przedstawiciele Porozumienia Białostockiego, zrzeszającego związki prowadzące aktywną akcję protestacyjną, przyjechali bowiem do Ministerstwa Finansów, chcąc spotkać się i rozmawiać z jakąś kompetentną osobą.
Podczas trwających do późna w piątek negocjacji ze związkami zawodowymi, w których nie wzięli jednak udziału reprezentanci Porozumienia Białostockiego, resort finansów obiecał celnikom około 500 zł podwyżki - co było już jednak zapisane w projekcie budżetu państwa przygotowanym przez rząd Prawa i Sprawiedliwości - jednak celnicy chcą 1,5 tys. zł oraz zmiany w ustawie o służbie celnej zwiększającej ochronę prawną ich pracy. Do końca stycznia miałby również powstać zespół złożony z reprezentantów rządu i celników, który wypracuje założenia ustawy modernizującej służbę celną zmierzającą do zrównania warunków pracy celników z warunkami pracy innych służb mundurowych.

Szacują straty
Bez względu na szybkie rozładowanie korków na granicy i oddalenie zagrożenia blokadami dróg przez transportowców przewoźnicy będą domagać się odszkodowań za straty, jakie ponieśli, oczekując na odprawy wskutek przedłużającego się protestu celników. - Trwa szacowanie strat. Naszym zdaniem, powinno je pokryć Ministerstwo Finansów - powiedział Jan Buczek, szef Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych. Jak dodał, straty są trudne do określenia. - Gdy kolejki na granicy sięgały 25 km, szacowano je na milion euro, obecnie kolejki sięgnęły 44 km - mówi Buczek. W tej chwili prawnicy zrzeszenia przygotowują wzory dokumentów dla przewoźników, którzy ponieśli straty. Zdaniem Schetyny, o ewentualnych stratach przewoźników będzie można mówić po udrożnieniu dróg na przejściach granicznych.
Artur Kowalski
"Nasz Dziennik" 2008-01-29

Autor: wa