Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Błogosławiony Władysławie Findyszu, gorliwy duszpasterzu - módl się za nami

Treść

Zdjęcie: arch./ Nasz Dziennik

„Będąc świadomym grożących mu niebezpieczeństw, nie uchylił się od obowiązków kapłańskich i nie szczędząc własnych sił, okazał wielką troskę o dobro duchowe powierzonych mu wiernych”. O jakich to niebezpieczeństwach wspomina Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych w dekrecie o męczeństwie ks. Władysława Findysza? Czym i komu się naraził? Wychodzi na to, że – niczym Jan Chrzciciel – upominaniem żyjących w grzechu parafian…

Przyszedł na świat w 1907 r. w Krościenku na Podkarpaciu. Po ukończeniu szkoły podstawowej w rodzinnej miej- scowości oraz gimnazjum w Krośnie wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Przemyślu. Po święceniach przeszedł typową drogę kapłańską – od wikariusza do proboszcza – i jako pasterz parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Nowym Żmigrodzie k. Jasła przeszedł do historii niezłomnych proroków Bożej prawdy.

Podczas mrocznych lat wojennych organizował pomoc dla potrzebujących oraz utrzymywał listowny kontakt z parafianami wywiezionymi do pracy przymusowej w Niemczech. Mimo krótkiego wysiedlenia nieustannie pełnił ofiarną posługę – troszczył się o wszystkich, nie zważając na narodowość i wyznanie, dzięki czemu wiele łemkowskich rodzin uniknęło wysiedlenia w ramach akcji „Wisła”. Tak gorliwa praca, przynosząca odnowienie wiary, praktyk religijnych oraz życia moralnego i sakramentalnego, spotkała się z prześladowaniami. Mimo inwigilacji kierował w tym czasie ponad sto listów do swoich parafian. Zachęcał w nich do uczęszczania do kościoła, odnowienia życia sakramentalnego, zerwania z pijaństwem oraz zaprzestania waśni rodzinnych i sąsiedzkich. Listy adresował także do osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Niektórzy adresaci poczuli się dotknięci upomnieniem proboszcza i złożyli skargę do władz, twierdząc, że jednych zmusza do praktyk religijnych, innym zaś ich odmawia. To doprowadziło do aresztowania ks. Findysza i pokazowego procesu, w wyniku którego został skazany na karę dwóch i pół roku więzienia.

W obronie uwięzionego kapłana, wymagającego natychmiastowego leczenia, interweniowały diecezja przemyska i adwokat. Zarówno prokuratura, jak i sąd, celowo opóźniając procedury odwoławcze oraz powołując się na fikcyjne przeszkody, odrzucały kolejne zażalenia, odmawiały pozwolenia na właściwe leczenie i przeprowadzenie wcześniej zaplanowanej operacji nowotworu. Wskutek tego, a także za sprawą znęcania fizycznego i psychicznego, stan zdrowia więźnia gwałtownie się pogarszał. W stanie skrajnego wycieńczenia 29 lutego 1964 r. został warunkowo zwolniony z więzienia i powrócił do Nowego Żmigrodu, gdzie po kilku miesiącach zmarł.

Niech przykład dobrego pasterza, jakim był żmigrodzki proboszcz, stanie się przynagleniem do modlitwy za kapłanów, aby wolni od lęku i wpływów przemijających mód tego świata, z mocą przypominali odwieczne prawdy Boże.

ks. Łukasz Kadziński
Nasz Dziennik, 19 listopada 2014

Autor: mj