Blisko każdego człowieka
Treść
Zdjęcie: / -
W 2010 r. Polska przeżyła wielką powódź. Media relacjonowały wówczas tragiczną sytuację, ale głównie w tych miejscowościach, gdzie pojawiał się Donald Tusk czy prowadzący wówczas kampanię prezydencką Bronisław Komorowski. Skala zniszczeń powodziowych i ogrom ludzkiego nieszczęścia były ogromne. Na to wszystko nakładał się jeszcze dramat ludzi pozostawionych bez żadnej pomocy i wsparcia, o czym media zajmujące się przy tej tragicznej okazji promocją Komorowskiego wolały milczeć.
Jednym z takich miejsc był Troszyn Polski, w którym woda zalała i zniszczyła dziewięćdziesiąt procent domów. – Nikt się nami nie zajmuje, dosłownie nikt – mówił w programie „Po stronie prawdy” realizowanym przez Telewizję Trwam ks. proboszcz Stanisław Kruszewski. – Nikt tu nie przyjechał. Żaden poseł, żaden dziennikarz, żaden z rządzących. Pan Komorowski jechał tędy z Dobrzykowa do Słubic. Miał kilkaset metrów do pierwszego domu. Gdyby skręcił i poświęcił 15 minut, zobaczyłby, co u nas jest. Ale nie, bo cóż my jesteśmy? Dwa tysiące jakichś „ciemnych” ludzi. Punktów nie nabijemy, wyniku w sondażach nie poprawimy. I my tak właśnie się czujemy, ale zanim zostaniemy wykończeni, chcemy chociaż to wykrzyczeć i dlatego jesteśmy wdzięczni Telewizji Trwam.
Opowiedzieć o ludzkim nieszczęściu
Nadawany od 2006 r. w każdą środę w Telewizji Trwam program interwencyjny „Po stronie prawdy” pomaga przebić się ukrywanym przez władzę i usłużne jej media problemom. Spektrum poruszanych spraw jest bardzo szerokie, bo dotykają one zarówno problemów społeczności lokalnych borykających się z bezdusznością, formalizmem czy obojętnością władz, jak i dramatów życiowych pojedynczych ludzi, którym pozostały już tylko łzy i rozpacz, bo oczekiwana pomoc, o którą prosili instytucje zobowiązane do jej udzielenia, nie przyszła.
– Do Radia Maryja i Telewizji Trwam zaczęły przychodzić listy od ludzi, którzy przeżywali rozmaite trudności i własnymi siłami nie mogli ich pokonać ani znikąd otrzymać wsparcia – wspomina red. Gabriela Gawron. – Wołali o sprawiedliwość, o szacunek, elementarną uczciwość państwa wobec obywateli. Zwracali się najpierw do innych mediów, ale nie było odzewu z ich strony. Tych listów napływało coraz więcej i wówczas ojciec Piotr Dettlaff podjął decyzję o stworzeniu programu interwencyjnego „Po stronie prawdy”. Od tej pory z kamerą byliśmy tam, gdzie inni milczeli.
Po ośmiu latach od pierwszej interwencji i kilkuset wyemitowanych odcinkach programu nadawanego na żywo stał się on zapisem ludzkiej krzywdy i niesprawiedliwości oraz głosem wołającym o uczciwość w życiu społecznym, przestrzeganie prawa przez ludzi władzy oraz o prawdę. Ujawnił głęboką patologię życia społecznego w Polsce, gdzie zarówno jednostki, jak i zbiorowości są w praktyce bezbronne i bezsilne wobec decyzji urzędników – niezależnie od tego, czy te decyzje są zgodne z prawem, czy nie.
– Ludzie zwracali się do Telewizji Trwam i Radia Maryja jako do ostatniego ośrodka, który jest w stanie im pomóc w trudnej sytuacji życia – mówi o. Piotr Dettlaff. Wcześniej nie otrzymali wsparcia ani od mediów lokalnych, które są uwikłane w różne układy z władzami samorządowymi i przez nie finansowane, ani od mediów ogólnopolskich, niewychodzących poza nurt poprawności politycznej. – Obecność Telewizji Trwam i Radia Maryja, które nadają nie tylko na całą Polskę, ale też na cały świat, przełamywała ten układ medialno-polityczny obecny w poszczególnych regionach, stąd też coraz więcej osób zaczęło się zwracać do nas – dodaje o. Dettlaff.
Spychani na margines
Tak było m.in. ze sprawą senatora Henryka Stokłosy, który zatruwał całą okolicę padliną ze swoich przetwórni mięsnych. Na zaproszenie mieszkańców ekipa Telewizji Trwam przyjechała w sierpniu 2006 r. do wsi Śmiłowo w Wielkopolsce. Była to pierwsza sprawa interwencyjna i pierwszy odcinek programu „Po stronie prawdy”, który – jak powiedział wówczas o. Piotr Dettlaff – „od tej pory będzie zawsze tam, gdzie ludzie są spychani przez możnych tego świata na margines życia społecznego”.
Mieszkańcy Śmiłowa mówili na antenie telewizji o wszystkim tym, co przez lata w działalności senatora i prominentnego polityka lewicy, przedstawianego przez media jako filantropa, było skrzętnie ukrywane, a więc o korupcji, nieuczciwości wobec swoich pracowników, a przede wszystkim zatruwaniu środowiska naturalnego i tym samym życia okolicznym mieszkańcom.
Niektóre sprawy po programie interwencyjnym były monitorowane przez Telewizję Trwam przez kilka lat, dzięki czemu nie można było ich wyciszyć ani udawać, że problem nie istnieje. Przykładem jest miejscowość Jaźwiska na Pomorzu, gdzie mieszkańcy nie mogli doprosić się u władz samorządowych wybudowania wodociągu.
Kilkaset osób, mieszkańców Jaźwisk, w XXI w. nie miało w domach kanalizacji ani wody. Do prania zbierali deszczówkę, do picia nosili wodę z jednej czynnej pompy albo z beczkowozu, ale ich problem był bagatelizowany przez władze gminy Gniew. Ekipa Telewizji Trwam była w Jaźwiskach czterokrotnie i dzięki nagłośnieniu sprawy udało się poruszyć mieszkańców gminy, zainteresować ich sprawami sąsiadów, a przede wszystkim wymusić na władzach samorządowych rozwiązanie problemu. W 2014 r., po wielu latach batalii, mieszkańcy Jaźwisk doczekali się wody w mieszkaniach.
O pomoc katolicką telewizję proszą ludzie z likwidowanych zakładów pracy czy ci, którym w wyniku niewłaściwych decyzji władz lokalnych grozi utrata źródła utrzymania. Tak było m.in. w Kłodzku. W tym mieście zgoda samorządowców na otwarcie kolejnego sklepu wielkopowierzchniowego spowodowałaby likwidację wielu małych sklepików i utratę możliwości zarobkowania przez ich właścicieli. Po nagłośnieniu sprawy w programie „Po stronie prawdy”, a przede wszystkim dzięki temu, że ludzie ci mogli publicznie zabrać głos i powiedzieć o tym, jaki los czeka ich rodziny, gdy będą zmuszeni do likwidacji swoich sklepów, władze samorządowe wycofały się z podjętej wcześniej decyzji.
Przy okazji spraw poruszanych przed kamerą na żywo wychodzą także inne patologie. –Miasto, które pretenduje do miana centrum turystycznego regionu, tak naprawdę prezentuje przygnębiający widok. Puste witryny po zlikwidowanych sklepach i sieć second handów, w których sprzedajemy to, co inni po prostu wyrzucili. Stajemy się śmietniskiem Europy –opowiadała jedna z właścicielek zlikwidowanego sklepu. – Teraz od wielu miesięcy daremnie poszukuję pracy i borykam się z problemem: za co żyć? Czy zostawić troje dzieci pod opieką schorowanych dziadków i jak wiele innych osób pojechać za chlebem za granicę? To markety odebrały nam chleb, a my żadnych korzyści z tego nie mamy, bo ich zyski są opodatkowane za granicą.
Przeciwko likwidatorom
Takich życiowych, ale niezwykle ważnych spraw interwencyjnych było wiele. Wielokrotnie udało się dzięki nagłośnieniu nie tylko nadać im właściwy bieg, ale też odwrócić złe czy błędne decyzje urzędników. Tak było w przypadku dwóch szkół w Lisewie Kościelnym i Palczynie na Kujawach, które są nie tylko placówkami oświatowymi, ale też centrum kultury dla lokalnej społeczności i miejscem spotkań.
Dla urzędników, którzy podjęli decyzję o likwidacji obu szkół, ważny był tylko rachunek ekonomiczny, choć i to nie jest w pełni uzasadnione, bo wiele kosztów utrzymania budynków oraz remonty wzięli na swoje barki rodzice uczniów. – Ta sprawa była bardzo poruszająca – wspomina red. Gabriela Gawron – bo obu placówek broniła cała lokalna społeczność. Poziom tych wiejskich szkół był bardzo wysoki. Ich uczniowie dostawali się potem do najlepszych gimnazjów w mieście. Tam też toczyło się całe życie kulturalne mieszkańców okolicy, bo przyjeżdżali tu artyści, organizowano różne imprezy okolicznościowe i spotkania w ważnych dla lokalnej społeczności sprawach. Walka ludzi o utrzymanie tych szkół oraz ich solidarność zrobiły na nas duże wrażenie.
Obie szkoły udało się obronić, od dwóch lat należą do Stowarzyszenia Przyjaciół Szkół Katolickich.
Inny bardzo poruszający temat przedstawiony w programie „Po stronie prawdy” dotyczył likwidacji ośrodka dla bezdomnych w Stąporkowie na Kielecczyźnie. W 2012 r. władze gminy bez żadnego uprzedzenia poinformowały kierownictwo Domu dla Osób Bezdomnych i Najuboższych, że zostanie on zlikwidowany, a decyzja nie podlega żadnym dyskusjom. Ośrodek w latach 2000-2002 zbudowali sami bezdomni, którzy z najrozmaitszych przyczyn stracili własne mieszkania i znaleźli się na ulicy. Większość środków i materiałów budowlanych załatwiali we własnym zakresie, zamieniając otrzymaną od gminy ruinę w dom dla wielu osób. Kapitał własny, który mieszkańcy domu włożyli w remont, został oszacowany na 700 tysięcy.
Wielu z podopiecznych domu los boleśnie pokrzywdził. Niektórzy stracili w tragicznych okolicznościach rodziny, a potem własne domy, inni zostali oszukani przez bliskich. Różne losy skierowały ich do tego miejsca.
W Stąporkowie schronienie znalazło kilkadziesiąt osób. – Mieszkam tu od siedmiu miesięcy. Córka zginęła w wypadku, a mąż zmarł nagle i w wyniku spraw rodzinnych znalazłam się tutaj – mówiła jedna z pensjonariuszek ośrodka. Wiadomość o likwidacji ośrodka była dla bezdomnych jak grom z jasnego nieba, ale dzięki temu, że nie udało się sprawy ukryć przed opinią publiczną, zainteresowało się nią wiele osób. „Jeżeli chcecie nam pomóc w naszej akcji ratowania tego domu, wyślijcie swoją opinię na ten temat na ręce pani burmistrz” – apelował do widzów Telewizji Trwam Wojciech Piotrowski ze Stowarzyszenia Pro Publico Bono. Dom dla Osób Bezdomnych i Najuboższych w Stąporkowie przetrwał.
Być tam, gdzie inni milczą
– Radio Maryja i Telewizja Trwam są mediami, które chcą być i są blisko każdego człowieka. Chcemy towarzyszyć ludziom także w tych momentach ich życia, gdy są oni krzywdzeni i nigdzie nie znajdują oparcia ani pomocy. Ludzie to widzą i dlatego zwracają się właśnie do nas z takimi sprawami. Tak było np. w miejscowości Mały Bukowiec leżącej w powiecie starogardzkim. Mieszkający tam ludzie poprosili nas o interwencję i nagłośnienie sprawy człowieka, który zachorował na chorobę psychiczną i został oszukany przez swojego sąsiada – wspomina ojciec Dettlaff.
Pan Grzegorz w 2006 r. przeszedł operację wycięcia guza mózgu o wielkości 4 na 6 centymetrów. Choć operacja przebiegła pomyślnie, to guz pozostawił poważny uszczerbek na jego zdrowiu, w wyniku czego w późniejszym czasie wielokrotnie przebywał w szpitalu psychiatrycznym. Gdy zmarła żona pana Grzegorza, nieuczciwy sąsiad, przedsiębiorca, podsunął mu umowę sprzedaży domu wraz z gruntem za cenę 250 tys. złotych. Choć cena nieruchomości była pięciokrotnie zaniżona, pieniędzy nigdy nie otrzymał, podobnie jak obiecanej pomocy w sfinansowaniu nauki dzieci. Majątek obejmował dom o powierzchni 400 m2, 6 ha ziemi, zabudowania gospodarcze i halę produkcyjną o wielkości 200 m2.
Dorobek całego życia pana Grzegorza i jego żony zamiast przypaść ich dzieciom, został zrabowany przez nieuczciwego człowieka, który bez najmniejszych kłopotów i w ekspresowym tempie pokonywał w urzędach wszystkie trudności związane ze sprzedażą nieruchomości. Jeden z sąsiadów pana Grzegorza, sołtys wsi Borzechowo, żalił się: „Dziwię się, że władze pozwalają robić krzywdę takiemu uczciwemu i dobremu człowiekowi i jego dzieciom. Nie mogę tego zrozumieć”. Również sołtys wsi Mały Bukowiec mówił o wielkim żalu wobec sądu i prokuratury, które pozwoliły na taką niesprawiedliwość i były nieczułe na ewidentne oszustwo.
Na szczęście m.in. dzięki nagłośnieniu sprawy przez Telewizję Trwam znaleźli się prawnicy, którzy pomogli w unieważnieniu podpisanej przez pana Grzegorza wstępnej umowy sprzedaży.
Wiele takich bolesnych i tragicznych spraw zostało nagłośnionych przez redakcję programu „Po stronie prawdy”. I choć nie wszystkie miały szczęśliwe zakończenie, to jednak dawały ludziom poczucie, że nie są sami ze swoim nieszczęściem, że jest ktoś, kto ich wysłucha i powie innym o ich krzywdzie.
Wielokrotnie też redakcja podejmowała interwencje w sprawach określanych jako niepoprawne politycznie, o które jednak nie można było nie walczyć. Dotyczyło to obrazy uczuć religijnych przez najróżniejszych pseudoartystów, marnotrawienia publicznych pieniędzy na niemające nic wspólnego ze sztuką instalacje czy inne wytwory chorych głów. To właśnie redakcja programu „Po stronie prawdy” pomagała w nagłośnieniu organizowanych przez ludzi protestów przeciwko obrażaniu uczuć religijnych czy sprowadzania kultury w naszym kraju do poziomu dołu kloacznego. Takie programy zostały zrealizowane przed Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie, ministerstwem kultury, przed Stocznią Gdańską, gdy prezydent Paweł Adamowicz postanowił przywrócić nad historyczną bramą nr 2 napis „Stocznia im. Lenina”.
– Jan Paweł II przypomniał nam, że człowiek jest drogą Kościoła, a zatem to, w czym człowiek uczestniczy, kim jest, staje się także obszarem działalności mediów katolickich – mówi ojciec Piotr Dettlaff. – Stąd też w naszym programie pojawiają się problemy dotyczące kultury, historii naszej Ojczyzny, zdrady, pomijania ważnych dla naszego Narodu rocznic, problemów kombatantów – dodaje.
Anna KołakowskaNasz Dziennik, 13 września 2014
Autor: mj