Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Bitwa kupców z ochroną

Treść

Do hali Kupieckich Domów Towarowych w Warszawie wkroczył komornik. Kupcy nie chcieli jej opuścić i doszło do regularnej walki między nimi a ochroną, która towarzyszyła komornikowi. W ruch poszły pałki, płyty chodnikowe i gaz łzawiący. Poszkodowanych zostało kilkadziesiąt osób.

Brak porozumienia między kupcami a władzami stolicy doprowadził wczoraj do dantejskich scen w centrum miasta. Handlowcy usiłowali nie dopuścić do przejęcia hali przez komornika. Kilkanaście osób zostało rannych, sprzedawcy informowali, że ochroniarze byli w stosunku do nich bardzo agresywni. - Kupcy bronili swoich miejsc pracy. Oni od początku deklarowali, że chcą tę sprawę załatwić pokojowo, niestety, o ósmej rano do hali włamała się ochrona i zaczęła puszczać gaz w stronę kupców. W środku znajduje się kilka osób rannych potraktowanych gazem, kilka osób trafiło do szpitala, a jedna na ostry dyżur - powiedział Damian Grabiński, rzecznik handlowców z KDT. Przyznał, iż, owszem, umowa z miastem wygasła w minioną sobotę, ale próbowali oni od wielu miesięcy rozmawiać z władzami stolicy, jednak te nie chciały się z kupcami spotkać, mimo wysyłanych próśb i pism.
- Nie dało się rozwiązać tej sprawy w sposób polubowny. Kupcy mają za złe władzom Warszawy to, w jaki sposób z nimi postępują. Na ten moment kupcy chcą tylko trochę czasu, żeby przenieść się z placu Defilad na ulicę Okopową, gdzie mają wybudować nowy obiekt handlowy. To ponad 2 tysiące kupców, nie licząc dostawców i podwykonawców - wyjaśnił Damian Grabiński.
Natomiast prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz oświadczyła, że kupcy, którzy nie opuścili dobrowolnie hali KDT, poniosą koszty działań towarzyszących egzekucji komorniczej. Zajęty na ten cel zostanie m.in. ich towar. Dodała także, że nie zamierza podejmować dalszych negocjacji z kupcami. Zarzuciła również zarządowi KDT, że ukrywał przed kupcami propozycje miasta zmierzające do znalezienia nowej siedziby dla ich sklepów. - Ci, którzy dobrowolnie opuścili halę, mogą liczyć na pomoc w znalezieniu nowych miejsc handlu - oświadczyła Gronkiewicz-Waltz.
Po starciach pod KDT posłowie i radni PiS domagają się wyjaśnienia, czy użycie gazu i przemocy przez ochronę wobec kupców było legalne. Przypominają także, że Rada Warszawy nie odwołała uchwały z 2006 roku mówiącej o tym, iż na miejscu obecnej, blaszanej hali kupcy mogą postawić dom handlowy. - KDT to kolejny problem po stoczniach, którego PO nie chce albo nie potrafi rozwiązać w sposób pokojowy. Zamiast rozmawiać, pani Gronkiewicz-Waltz decyduje się na rozwiązanie siłowe. To prawda, że kupcom skończyła się umowa, ale pod KDT byli zdeterminowani ludzie, którzy walczyli o swoje miejsca pracy, ludzie, którzy walczyli o byt swoich rodzin, a więc nie można szturmować siłami porządkowymi tego obiektu. Jedyne racjonalne rozwiązanie powinno być takie, że szturm powinien zostać przerwany i do rozmowy z kupcami powinna stanąć pani prezydent Gronkiewicz-Waltz, bo to miasto jest właścicielem tego terenu - argumentował wczoraj Mariusz Błaszczak, rzecznik klubu PiS.
Umowa dzierżawy hali na placu Defilad wygasła pod koniec 2008 roku, mimo to kupcy wciąż liczyli na to, że miasto może się jeszcze wycofać z egzekucji komorniczej i sprawa zostanie załatwiona ugodowo. Ich zdaniem, likwidacja stojącej w centrum Warszawy hali KDT spowoduje, że 2 tys. osób straci pracę, a do miejskiej kasy przestanie wpływać 6 mln zł rocznie z tytułu podatków. Z kolei przedstawiciele miasta mówili, że hala KDT musi zniknąć ze względu na plany inwestycyjne stolicy. W 2010 r. mają rozpocząć się tam prace związane z budową drugiej linii metra, a następnie - Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
W marcu wiceprezydent Warszawy Andrzej Jakubiak zaproponował kupcom osiem lokalizacji, w których mógłby powstać nowy obiekt handlowy spółki KDT. Kupcy wybrali działkę przy ul. Okopowej i upoważnili zarząd spółki do wzięcia udziału w przetargu, ale ten nadal nie został ogłoszony. Ma to nastąpić na jesieni. Na placu Defilad chcieli pozostać do czasu wybudowania nowego domu towarowego, czyli do 2012 roku.
Izabela Borańska-Chmielewska
"Nasz Dziennik" 2009-07-22
Oryginalny tytuł art. został zmieniony IAP

Autor: wa