Białoruś wyrzuca polskich księży
Treść
Władze w Mińsku kazały siedmiu polskim księżom i pięciu zakonnicom pracującym w diecezji grodzieńskiej wyjechać z kraju.
To prawdziwy cios dla diecezji grodzieńskiej: do domu będzie musiało wyjechać 10 procent duchownych z Polski. A połowę wszystkich księży katolickich na Białorusi stanowią obywatele polscy.
- Nikt nie przekazał mi żadnych zastrzeżeń czy pretensji - powiedział "Rz" ks. Jarosław Hrynaszkiewicz kierujący redakcją wychodzącego w Grodnie katolickiego pisma "Słowo Życia". Wizę ma ważną do połowy grudnia i zapewne wtedy będzie musiał wyjechać.
W niedzielę w kościołach diecezji odczytany został list pasterski ordynariusza diecezji grodzieńskiej biskupa Aleksandra Kaszkiewicza: "Zwracam się z ogromną prośbą o modlitwę. Sytuacja jest wyjątkowa i wymaga od nas jedności i solidarności modlitewnej przed Bogiem". Chodziło właśnie o usuwanych z Białorusi księży i zakonnice. Ale nie wiadomo, czy modlitwy wywrą skutek i czy Komitet ds. Religii i Mniejszości Narodowych uwzględni odwołanie wniesione przez kurię.
Wiceprezes nieuznawanego przez władze zarządu Związku Polaków na Białorusi Józef Porzecki twierdzi, że takich działań można było oczekiwać. - Było to jasne od lata 2005 roku, kiedy władze uderzyły w naszą organizację. Jako katolikowi i mieszkańcowi Grodna jest mi bardzo przykro, ale to było po prostu nieuniknione - mówi.
- To kolejny z serii konfliktów, które na dobre zaczęły się w 2005 roku i dotyczyły Związku Polaków na Białorusi - powiedział "Rz" białoruski politolog Walery Karbalewicz. - W ostatnich dniach zaognił się problem dotyczący polskich nauczycieli, którzy nie mogli przyjechać na Białoruś, by uczyć języka polskiego, potem zatrzymano polskiego księdza za nielegalne odprawienie mszy w kościele w Mińsku. W przypadku polskich księży chodzi o jedno: oddzielenie białoruskiego Kościoła katolickiego od wpływów polskich - dodaje Karbalewicz. I podkreśla, że konflikty na linii Mińsk - Warszawa mogą się tylko pogłębić.
Zaledwie miesiąc temu władze nie zgodziły się na przyjazd kilku nauczycieli z naszego kraju, twierdząc, że Białoruś ma własne znakomite kadry. Nie pomogły protesty uczniów i ich rodziców przekonujących, że Polacy z Polski będą lepiej uczyć polskiego niż absolwenci polonistyki z Uniwersytetu Grodzieńskiego. Z kolei 78-letni ksiądz Antoni Koczko niecałe dwa tygodnie temu jak przestępca prowadzony był przez białoruskich milicjantów i przesłuchiwany w komisariacie w Mińsku - za to, że odprawił mszę w kościele św. Symeona i Heleny w centrum białoruskiej stolicy i nie dopełnił formalności meldunkowych (tzw. rejestracji).
Kościół katolicki na Białorusi jest w szczególnej sytuacji, podobnie zresztą jak Kościół na Ukrainie czy w Rosji. W całym kraju funkcjonuje 400 zarejestrowanych parafii z 326 czynnymi świątyniami. Pracuje 354 kapłanów, z czego 184 miejscowych i 170 cudzoziemców, głównie z Polski. Jest też dziesięciu zakonników (nie licząc księży zakonników) oraz 347 zakonnic, z czego 140 miejscowych. Sytuacja może ulec zdecydowanej zmianie, gdy ukończą studia seminarzyści, a w dwóch seminariach duchownych jest ich obecnie 138. Ale nawet wtedy księża z Polski nadal będą potrzebni.
Przed 1988 rokiem, kiedy to zaczął się odradzać Kościół na Białorusi, na wschód od przedwojennej polskiej granicy nie funkcjonowała ani jedna katolicka świątynia, a na pozostałym obszarze - najwyżej 20 procent tych, które działały przed wojną. I dziś jednym z największych problemów białoruskich katolików, obok chronicznego braku księży, jest odbudowanie zniszczonych kościołów.
PIOTR KOŚCIŃSKI
"Rzeczpospolita" 2006-10-03
Autor: wa