Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Białoruś w "potrzasku gazowym"

Treść

Władze Białorusi chcą zaciągnąć w Rosji kredyt, i to już kolejny, na spłatę... długu za gaz wobec tego kraju. Rok po kłopotach z rozliczeniami gazowymi, które doprowadziły m.in. do wstrzymania dostaw tego surowca do Polski, Mińsk wydaje się być w nie mniejszych tarapatach. Teraz bowiem władze tego kraju mają kłopoty z uregulowaniem nawet starych należności za gaz.
Białoruskie ministerstwo finansów zwróciło się do rządu rosyjskiego z prośbą o kredyt na sumę 146 mln USD w celu zminimalizowania kosztów podwyżki cen gazu dla społeczeństwa. W grudniu ub.r. Białoruś otrzymała już od Rosji 175 mln USD, by rozliczyć się za ubiegłoroczne dostawy rosyjskiego surowca. Teraz Mińsk stara się o kolejną pożyczkę ze względu na wymuszony faktycznie przez Rosjan wzrost ceny na błękitne paliwo. Formalnie cena za gaz w bieżącym roku utrzymała się co prawda na tym samym poziomie, co w roku ubiegłym. Jednak poważnym utrudnieniem stały się nowe zasady pobierania podatku VAT, które obowiązują od 1 stycznia w obu państwach.
"Teraz gaz dla Białorusi stał się droższy o 18 procent. Władze białoruskie próbują na wszelkie sposoby uporać się ze zbliżającym się kryzysem" - twierdzi rosyjska "Niezawisimaja Gazieta" (wczorajsze wydanie). Podpisując kontrakt gazowy z Gazpromem na ten rok, strona białoruska planowała obniżyć cenę podstawową tego surowca o 18 proc., co stanowi równowartość nowego podatku VAT, wprowadzonego na mocy wspólnej polityki gospodarczej, będącej elementem tworzenia Wspólnej Przestrzeni Gospodarczej z Rosją. Jednak Gazprom nie zgodził się na obniżenie ceny i domaga się zapłacenia, tak jak w ub.r. 46,68 USD za tysiąc metrów sześciennych błękitnego surowca. Oznacza to, że białoruskie przedsiębiorstwo - kupując gaz rosyjski - musi doliczyć do niego 18-procentowy podatek VAT, a ze względu na politykę władz nie może bezpośrednio przerzucić tego obciążenia na odbiorców krajowych.
Władze Białorusi usiłowały więc rozwiązać problem innymi sposobami. Prezydent Aleksander Łukaszenko jakiś czas temu polecił rządowi sprawdzić możliwość podniesienia dla Gazpromu opłat za tranzyt gazu przez Białoruś z terminem wstecznym. Ale było już na to za późno. Według rosyjskiej gazety, zamiast tego w Mińsku zaczęto rozważać podniesienie cen gazu na rynku krajowym. Dla przedsiębiorstw w styczniu opłaty podniesiono o 24 proc. Mimo to od 1 lutego gaz ponownie zdrożał.
Problemy te pogłębiły jeszcze dotychczasowe trudności Białorusi z wywiązaniem się z zobowiązania wobec Rosji. W styczniu Białoruś była w stanie zapłacić Gazpromowi tylko za piątą część dostaw, nawet przy uwzględnieniu opłat za tranzyt gazu rosyjskiego przez ten kraj - twierdzi agencja Interfax. Władze białoruskie zatwierdziły więc również podwyżkę cen gazu dla odbiorców indywidualnych o 8,7 proc. Podwyżka ta dotknęła Białorusinów, co podważyło ich zaufanie do administracji Łukaszenki, który obiecał nie podwyższać opłat za gaz dla zwykłych ludzi - zaznacza "Niezawisimaja Gazieta".
W takiej sytuacji Mińsk zdecydował się na zaciągnięcie u Rosji pożyczki na spłatę zadłużenia. Na początku lutego białoruski minister finansów Nikołaj Korbut poinformował, że prośba na udzielenie kredytu na rok 2005 do rządu rosyjskiego już została wysłana. Gazprom na razie nie chciał komentować sytuacji na rynku białoruskim. Natomiast pomoc dla Białorusi obiecał mer Moskwy Jurij Łużkow, który poparł przyznanie temu krajowi kredytu w wysokości 200 mln USD.
Jednak nawet jeśli Mińsk otrzyma taki kredyt, nie zakończy to jego problemów. Niedawno wiceprzewodniczący zarządu Gazpromu Aleksandr Riazanow poinformował o planach podwyższenia ceny za gaz dla Białorusi już w 2006 r., i to nawet o 20 proc. A to jest kolejny powód do niepokoju dla władz białoruskich. Gospodarka tego kraju, a przede wszystkim zwykli obywatele, może bowiem już takich podwyżek po prostu nie wytrzymać.
Wiesław Sarosiek

"Nasz Dziennik" 2005-02-11

Autor: ab