Biała rewolucja?
Treść
Budapeszt był świadkiem największej jak do tej pory demonstracji, której uczestnicy wzywali do ustąpienia szefa węgierskiego rządu Ferenca Gyurcsanya. W nocy z soboty na niedzielę na placu przed węgierskim parlamentem zgromadziło się, według różnych źródeł, od 30 do 50 tys. osób. Agencje zgodnie podkreślają, że sobotnia manifestacja minęła spokojnie.
Demonstranci szczelnie wypełnili plac Lajosa Kossutha. Skandowali: "Dymisja, dymisja", oraz wznosili okrzyki: "Hajra Magyarok!" - "Niech żyją Węgry!". Organizatorzy wiecu zaapelowali o przyjęcie koloru białego jako symbolu protestu przeciwko kłamstwom socjalistów. Demonstracja, jak przypominają agencje, była wynikiem przyznania się przez premiera Ferenca Gyurcsanya na jednym z wewnętrznych partyjnych wystąpień do okłamywania węgierskiej opinii publicznej co do stanu gospodarki kraju. Sam Gyurcsany odmawia ustąpienia ze stanowiska premiera i oskarża opozycję o wykorzystywanie sytuacji i wszczynanie zamieszek oraz wspieranie przemocy. Socjaliści utrzymują także, że ich rząd cieszy się poparciem międzynarodowych kręgów finansowych, oraz twierdzą, iż ich plany reform ekonomicznych zostały przez nie zaakceptowane. Stacja BBC zwraca jednak uwagę, że sześć kolejnych dni masowych protestów na Węgrzech może znacząco zmienić nastawienie tamtejszej opinii publicznej przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi. Zachodnie agencje zwracają także uwagę, że protesty rozszerzają się o kolejne węgierskie miasta.
Wczorajsza demonstracja w Budapeszcie była największą akcją sprzeciwu od powstania węgierskiego w 1956 roku. Na placu, gdzie przybyli także manifestanci spoza Budapesztu, powiewały setki czerwono-biało-zielonych sztandarów Republiki Węgierskiej. Przez cały czas z trybuny dobiegały słowa potępiające premiera Gyurcsanya. Natomiast tuż przed głównym wejściem do parlamentu ustawiono telebim, na którym nawet z daleka można było zobaczyć twarze mówców. Jednym z przemawiających był protestancki biskup Laszlo Toekes, który jako przywódca mniejszości węgierskiej w Rumunii należał do czołowych uczestników rewolucji rumuńskiej przeciwko dyktaturze Nicolae Ceau?escu. Toekes nazwał premiera Gyurcsanya większym przestępcą niż sprawcy awanturniczych wyczynów na ulicach Budapesztu. "Kto jest naprawdę winien? Ten, kto podpala auta, czy ten, kto niszczy naród?" - pytał zgromadzonych Toekes. Część zebranych miała powpinane w ubrania białe kokardki, inni nosili na szyjach białe chusty. Do udziału w akcji "biała wstążka" - mającej symbolizować sprzeciw wobec kłamstwa i przemocy - wzywała wcześniej największa partia opozycyjna, centroprawicowy Fidesz.
Około godziny 23.00 uczestnicy protestu zaczęli się rozchodzić.
Protesty w Budapeszcie trwają od poniedziałku. We wcześniejszych dniach towarzyszyły im akty przemocy - 255 osób zostało rannych, a policja przesłuchała ponad 200 uczestników akcji.
Premier Węgier Ferenc Gyurcsany oświadczył w wywiadzie dla wczorajszego wydania tygodnika "Vasarnap Reggel", że nie ustąpi ze stanowiska i nie będzie przepraszał za swoje przemówienie, w którym przyznał, że oszukiwał kraj. Podkreślił, że nadal zamierza się ubiegać w przyszłym roku o przywództwo w swojej rządzącej Węgierskiej Partii Socjalistycznej (MSZP), i to niezależnie od wyniku wyborów do władz samorządowych, które odbędą się 1 października.
Jacek Szpakowski, Reuters, PAP
"Nasz Dziennik" 2006-09-25
Autor: wa