Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Bezpieka nie mogła zahamować nauki

Treść

Z prof. dr. hab. Piotrem Franaszkiem,
historykiem z Uniwersytetu Jagiellońskiego,
rozmawia Jacek Dytkowski

Co Pan Profesor sądzi o argumentach przeciwników lustracji na wyższych uczelniach, którzy mówią, że pracownicy naukowi musieli iść na współpracę, bo nauka polska by się nie rozwijała?
- To oni by się nie rozwijali w swoich karierach - tak bym to ujął. Nauka zaś rozwijałaby się. Współpracownicy SB byli jednak w zdecydowanej mniejszości i to nie oni decydowali o rozwoju nauki. Natomiast z pewnością korzystali na współpracy w swoim rozwoju. Ale czy korzystała na tym nauka - to jest inna sprawa. Tajni współpracownicy niewątpliwie odnosili wymierne korzyści, można wymienić np. wyjazdy zagraniczne, stypendia. Wybijali się w hierarchii struktury urzędniczej na uniwersytecie. To ostatnie dotyczyło obejmowania różnego rodzaju stanowisk: dyrektorów, dziekanów i rektorów. Z tego oczywiście płynęły odpowiednie konsekwencje dla nauki: bo jeśli ktoś miał większe możliwości na wyższym stanowisku, to teoretycznie powinien też lepiej przysłużyć się nauce. Stąd pewnie takimi argumentami posługują się przeciwnicy lustracji. Natomiast dla mnie brzmi to trochę humorystycznie - wszak rozwój nauki nie zależał od tego, czy ktoś był współpracownikiem SB, czy nie był. Najlepszym tego dowodem jest to, że nauka całkiem dobrze się rozwijała, a współpracownicy byli w zdecydowanej mniejszości - na szczęście, przynajmniej u nas.

Można powiedzieć, że jeśli część naukowców nie poszłaby na współpracę z SB, to rozwój nauki zostałby zahamowany?
- Absolutnie nie można tak powiedzieć! Znam przypadek jednej osoby z uniwersytetu, która twierdziła, że nie dostałaby papieru od pracownika SB na napisanie pracy doktorskiej, gdyby nie poszła na współpracę. To naprawdę nie jest argument - nieotrzymanie przez nią papieru nie zahamowałoby rozwoju polskiej nauki. Tego typu argumenty są niepoważne.

Wyjazdy na stypendia zagraniczne lub szybkie wydawanie paszportów dzięki "pomocy" pracowników SB nie miały więc Pana zdaniem większego znaczenia dla rozwoju myśli naukowej?
- Nie miały. Najlepszym dowodem jest to, że ci naukowcy, którym proponowano współpracę i którzy się na nią nie zgadzali, też wyjeżdżali. Odbywało się to czasem z wielkimi kłopotami i problemami - skracano im terminy pobytów za granicą - ale mimo wszystko jechali. Owszem, niektórym wstrzymywano paszporty na rok lub dwa - jednak gdy byli uparci, to w końcu uzyskiwali możliwość wyjazdu. W tym obszarze nie ma absolutnie żadnego związku miedzy nauką a wyjazdami załatwianymi przez SB. Tym - trzeba przyznać często wybitnym naukowcom - którzy widocznie korzystali z tego i teraz uważają, iż wspierali naukę, powiedziałbym, że zasługami w rozwoju nauki muszą się podzielić z pracownikami SB, którzy wspierali ich w tym wszystkim. Dla mnie jest to argument dokładnie przeciwko tej tezie.

Czyli fakt, że mimo wszystko nauka w PRL się rozwijała, jest bezsprzecznie zasługą tej większości naukowców, która nie poszła na współpracę ze służbami bezpieczeństwa?
- Powiedziałbym - uczciwych, porządnych ludzi, dla których pewna idea była ważniejsza od tego, by doraźnie korzystać z takich czy innych usług SB. Owszem, współpraca z SB przekładała się w danym momencie na korzyści: szybko wydany paszport, pierwsze miejsce na liście konkursowej w ubieganiu się o stypendium - ale naprawdę to nie decydowało o rozwoju nauki.

Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik 6-04-2007, Nr 82 (2795)

Autor: bj

Tagi: lustracja współpraca