Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Bezkarne morderstwa i gwałty na dzieciach

Treść

Synowie wpływowych ojców bezkarnie gwałcą małe dziewczynki, a bogaci pedofile - chłopców, bandyci handlują organami dzieci - alarmują zdesperowani rodzice zrzeszeni w organizacji "Rodzice zabitych dzieci regionu winnickiego". Skarżą się, że miejscowa prokuratura i organa śledcze nie robią nic, by to wyjaśnić i ukarać sprawców przestępstw. Dlatego podejrzewają, że sprawa jest tuszowana przez urzędników ulegających wpływom przestępców. Zdesperowani rodzice poprosili więc o interwencję ukraińskie władze centralne, a gdy to nie przyniosło efektu - media.
Według oficjalnych danych prokuratury obwodu winnickiego, od 1998 roku do 1 stycznia 2006 roku w tym regionie zostało zabitych 80 dzieci.
Prezes organizacji "Rodzice zabitych dzieci regionu winnickiego" Wasyl Malarenko, były funkcjonariusz wydziału śledczego prokuratury winnickiej, od 1998 roku kierował dochodzeniami w sprawie kradzieży złota. Według niego, zebrane materiały śledcze prowadziły do decydentów resortów siłowych miasta. Nie ugiął się mimo pogróżek pod swoim adresem. Aby zemścić się na niepokornym funkcjonariuszu śledczym, w 1998 roku zamordowano jego syna Tarasa Malarenkę.

Zabijane i gwałcone
Był jedną z pierwszych ofiar tragicznych wydarzeń. Następne ginęły jednak głównie z innych powodów. Jak wskazują rodzice, 6-letniego Bohdana Kozaka zabito dla... nerek. Matka zamordowanego powiedziała, że jej syn zniknął wieczorem 4 września 1999 roku, gdy bawił się na podwórku wielopiętrowego domu. O zniknięciu syna zawiadomiono o godz. 21.00 milicję. Funkcjonariusze przybyli na miejsce... o godz. 5.00. Milicja i wojsko cały dzień poszukiwały dziecka w okolicy. Bohdana odnaleziono martwego na terenie miejscowego przedsiębiorstwa obok sali produkcyjnej ze śladami ciosów w głowę. Gdy po ekspertyzie medycznej ciało zabierano z kostnicy, krewni rodziny Kozaków zauważyli ślady cięć chirurgicznych w miejscu nerek. Jednak ekspertyza nie zarejestrowało tego. Pani Kozak niejednokrotnie zwracała się do prokuratury, także prokuratury generalnej Ukrainy. Niestety, bez efektów.
15-letnia Lusia Biełan, uczennica technikum winnickiego, zaginęła 17 listopada 2004 roku. Jej babcia Ludmiła Biełan opowiada, że dziewczynka poszła na trening. Gdy nie wróciła do domu, wieczorem rodzice zaczęli poszukiwać córki. Jednak bezskutecznie. Dwa dni później jej ciało znalazł przypadkowy przechodzień. Gdy rodzina odbierała je z kostnicy, zauważyła ślady ciosów w głowę i ślady gwałtu. W ekspertyzie medycznej jednak nie zostało to odnotowane. Wynikało z niej jedynie, że Lusia zginęła w wyniku uduszenia. Podejrzenia rodziców co do udziału funkcjonariuszy publicznych w zbrodni nasiliło, ich zdaniem, tuszowanie sprawy przez miejscową prokuraturę. Mimo zabiegów rodziny nie chciała ona podać żadnych informacji na temat śledztwa w sprawie zabójstwa ich córki. Według rodziny, za tą zbrodnią stoją wpływowi funkcjonariusze milicji z Winnicy.
Na niedawnej konferencji prasowej w Kijowie niektórzy rodzice opowiadali też o innych przypadkach. Serhij Neżewśkyj - według relacji rodziców - został bestialsko pobity i zgwałcony przez właściciela kawiarni i ochroniarza w Winnicy. Właściciel kawiarni o skłonnościach homoseksualnych jest także wykładowcą katedry wojskowej Uniwersytetu Medycznego w Winnicy.
To jeden z niewielu sprawców bezpośrednio wskazany przez rodziców. Nie wszyscy mają argumenty świadczące o odpowiedzialności za zbrodnię ważnych miejscowych osobistości. Jednak mają pretensje do winnickiej prokuratury i miejscowych organów władzy o to, że nie zrobiły nic, by wykryć i osądzić sprawców zbrodni. Według rodziców zrzeszonych w organizacji "Rodzice zabitych dzieci regionu winnickiego", do dzisiaj żaden sprawca zbrodni nie został ujęty i ukarany.
Prezes Malarenko stwierdził na niedawnej konferencji prasowej w Kijowie, że miejscowe organy władzy nie tylko nie działają na rzecz wykrycia sprawców popełnionych przestępstw, ale ignorują relacje rodziców ofiar kierowane do prokuratury. Rodzice, którzy w tragicznych okolicznościach stracili swoje dzieci, uważają, że władze lokalne umyślnie bronią przestępców, bo ci dają łapówki, żeby sprawy nie dotarły nawet do sądu. Ponadto - ich zdaniem - funkcjonariusze prokuratury obwodu winnickiego grożą rodzicom zabitych dzieci śmiercią za publiczne ujawnienie informacji o dokonanych zbrodniach.

Razem przeciw bezprawiu
Czując bezsilność w tej sprawie, 28 lutego 2005 roku założyli organizację "Rodzice zabitych dzieci regionu winnickiego", aby przeciwstawić się bezkarności winnickich decydentów. Zrzesza ona 35 rodzin dzieci, ale także osób dorosłych, które zginęły w latach 1999-2004. Dewizą organizacji jest hasło: "Niemożliwe jest przywrócenie życia naszym dzieciom, ale zło powinno zostać ukarane". Bandyci powinni bać się prawa. Funkcjonariusze organów praworządności powinni pracować i ujmować zbrodniarzy. To musi być podstawą ich działalności - podkreślają.
Zrzeszeni w organizacji rodzice zabitych dzieci zwracali się do prokuratury generalnej Ukrainy i osobiście do prezydenta Wiktora Juszczenki. Jednak te interwencje również nie przyniosły konkretnych efektów. My również usiłowaliśmy poznać stanowisko prezydenta Ukrainy w tej sprawie. Przez służbę prasową kancelarii głowy państwa zostaliśmy odesłani do działu listów, gdzie poinformowano nas, że wszystkie skargi przekazywane są do odpowiednich resortów, to znaczy w przypadku listów organizacji "Rodziców zabitych dzieci regionu winnickiego" - należy się zwrócić do prokuratury generalnej Ukrainy. Służba prasowa prokuratury nie chciała ujawniać żadnych informacji, zasłaniając się dobrem śledztwa. Sprawy nie chciało także komentować ministerstwo sprawiedliwości Ukrainy. Przedstawiciele resortu uznali, że nie leży ona w kompetencji ministerstwa, i odesłali nas do prokuratury generalnej Ukrainy. W ten sposób koło biurokracji się zamknęło, potwierdzając smutne doświadczenia rodziców z regionu Winnicy.
Oficjalnie wypowiedział się na ten temat jedynie minister spraw wewnętrznych Ukrainy Jurij Łucenko. Przyznał on, że słabo się orientuje, jak ta sprawa wygląda w rzeczywistości. Jednak - jak tłumaczył - wykrywalność tego rodzaju przestępstw na Ukrainie jest dosyć wysoka. Całkiem odmienne doświadczenia mają rodzice z Winnicy. Minister obiecał jednak, że zajmie się tą sprawą osobiście.
Eugeniusz Tuzow-Lubański, Kijów

"Nasz Dziennik" 2006-10-05

Autor: wa