Bezdroża dialogu
Treść
Jak oznajmił australijski dziennik "Sydney Morning Herald", Droga Krzyżowa, które odbędzie się 18 lipca w ramach Światowego Dnia Młodzieży w Sydney, będzie miała charakter ekumeniczny. Z tego też powodu organizatorzy zrezygnowali z sześciu tradycyjnych stacji. Przyznają, że taki scenariusz zaplanowali w obawie, by to tradycyjne nabożeństwo katolickie na ulicach miasta nie dało podstaw do oskarżeń o szerzenie antysemityzmu. Droga Krzyżowa to nabożeństwo upamiętniające przejście dźwigającego krzyż Jezusa Chrystusa ulicami Jerozolimy z pretorium Piłata, gdzie wydano na Niego wyrok śmierci przez ukrzyżowanie, na wzgórze zwane Golgotą, gdzie wyrok wykonano. Spośród czternastu stacji Drogi Krzyżowej dziewięć ma swoje oparcie w opisie Ewangelii, zaś pięć z nich - spotkanie z Matką, trzy upadki i spotkanie z Weroniką - wywodzi się z tradycji pierwotnego Kościoła. Choć nie wiadomo, jakie sześć stacji zostanie usuniętych, wiadomo, że tak czy inaczej organizatorzy ŚDM - jeśli można tak powiedzieć - rezygnują z jakiegoś "fragmentu" Ewangelii... Choć historia nabożeństwa Drogi Krzyżowej sięga XIV wieku, tradycja czternastu stacji powstała prawdopodobnie w końcu XVIII wieku. Nabożeństwo Drogi Krzyżowej, podobnie jak Nabożeństwo Różańcowe, w ciągu wieków zmieniało swoją formę, zmienia ją i z pewnością zmieniać będzie. Również zmiany, na które zdecydowali się organizatorzy ŚDM w Sydney, nie budziłyby niepokoju, gdyby nie ich powód... Ksiądz biskup Anthony Fisher, koordynujący przygotowania do ŚDM, przyznał, że na temat przebiegu nabożeństwa porozumiano się ze społecznością żydowską. "Zdajemy sobie sprawę, że odtworzenie Pasji Chrystusa może wzbudzić antysemickie uczucia, dlatego wspólnie rozmawialiśmy, by zminimalizować ryzyko" - stwierdził ks. bp Fisher. Z jednej strony rzeczą niepokojącą jest twierdzenie, że opowiadanie o Męce Pańskiej, które przez dwadzieścia wieków stanowiło jeden z najważniejszych elementów apostolskiego przepowiadania, teraz rzekomo stanowi zagrożenie dla czyjejś wrażliwości. Ale rzeczą niepokojącą jeszcze bardziej jest fakt, iż - rzekomo w imię dialogu - przebieg tradycyjnych nabożeństw katolików ci ostatni muszą uzgadniać z przedstawicielami społeczności żydowskiej. Być może dla ludzi na Antypodach nie ma to większego znaczenia. Dla nas mieć powinno. Wszak to u nas po "konsultacji" ze środowiskami żydowskimi wyrzucono siostry karmelitanki z ich własnego klasztoru. Potem "uzgodniono" m.in. usunięcie "papieskiego" krzyża z oświęcimskiego żwirowiska. W 2006 roku, w imieniu Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów, ks. Michał Czajkowski wystąpił nawet z apelem, by w Wielkim Poście nie śpiewano pieśni "Ludu, mój ludu", będącej według niego pieśnią antysemicką... Antysemityzm jest grzechem - tak jak wiele innych złych rzeczy. Sprzeciw wobec antysemityzmu musi być jednym z ogniw łączących w dialogu katolicko-żydowskim. Tyle tylko, że dialog ten nie może polegać wyłącznie na respektowaniu - przy całym dla niej szacunku - wrażliwości żydowskiej kosztem wątpliwości zasianych we wrażliwości katolików. Dialog nie może polegać na dostosowywaniu katolickiej pobożności do potrzeb i oczekiwań środowisk żydowskich. Bo w żaden sposób nie pomoże to stosunkom katolicko-żydowskim, ale im zaszkodzi. Tak samo jak antykatolickie nonsensy Jan T. Grossa, które również katolikom próbuje się wbijać w mózgi niczym historyczną prawdę... Sebastian Karczewski "Nasz Dziennik" 2008-05-31
Autor: wa