Bez referendum ani rusz
Treść
Manipulując europejską opinią publiczną, projektodawcy nowego dokumentu nazywają go traktatem reformującym. Jednak podczas unijnych debat nie starają się nawet ukryć, że ten obszerny tekst, którego zapewne nikt w całości nie przeczyta, jest zakamuflowaną konstytucją. O zagrożeniach wynikających z traktatu reformującego Unię Europejską dyskutowali prelegenci podczas konferencji zorganizowanej w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Zamysłem Komisji Europejskiej jest doprowadzenie do powstania superpaństwa z jednym niezależnym od krajów członkowskich ośrodkiem decyzyjnym. Stanie się tak, jeśli wszystkie państwa, w tym Polska, przyjmą traktat - wynika z debaty. Dlatego głos narodów nie może zostać pominięty.
Sympozjum odbyło się przy udziale frakcji Niepodległość i Demokracja Parlamentu Europejskiego. Spotkanie otworzył o. dr Krzysztof Bieliński CSsR, rektor WSKSiM.
Jak zauważyła poseł Urszula Krupa, "na naszych oczach buduje się superpaństwo oraz elity, które chcą tym superpaństwem rządzić".
- Prace nad traktatem reformującym są zwykłą manipulacją, czego nawet nie ukrywają unijni przywódcy. Ta kosmetyczna zmiana ma na celu wyeliminowanie referendum w sprawie ratyfikacji traktatu reformującego - dodała eurodeputowana frakcji Niepodległość i Demokracja i na potwierdzenie swych słów odtworzyła wypowiedź Margot Wallstrom, komisarza ds. stosunków z instytucjami i komunikacji. - To polityka. Dla takiego państwa jak Wielka Brytania użycie słowa "konstytucja" będzie tak drażliwe, że może doprowadzić do debaty w całej Europie - mówiła komisarz w czasie konferencji międzyrządowej w Lizbonie.
Jakby w odpowiedzi na to stwierdzenie zebrani w Toruniu usłyszeli Dereka Rolanda Clarka, eurodeputowanego z Wielkiej Brytanii, który stwierdził: "Konstytucja zniszczy Wielką Brytanię. Jeśli zrujnuje Wielką Brytanię, zniszczy ważną część tego, co nazywamy Europą".
Komisja Europejska, zaniepokojona negatywnym wynikiem referendum w sprawie konstytucji europejskiej przeprowadzonego we Francji oraz Holandii, zmieniła jedynie kolejność zapisów i nowy dokument nazwała traktatem. Teraz parlamenty i rządy krajów członkowskich nie muszą kierować zapytania do obywateli, czy chcą go przyjąć. Mogą to uczynić same.
Na pytanie, jak postąpi Polska za rządów nowej władzy, zdaje się odpowiadać jeden z europosłów Platformy Obywatelskiej Jacek Saryusz-Wolski, który kilka dni temu wyraził nadzieję, że Polska jako pierwszy kraj ratyfikuje traktat. A zatem można się domyślać, że głos Narodu zostanie pominięty.
Eurodeputowany Witold Tomczak z frakcji Niepodległość i Demokracja w czasie swojego wystąpienia zwrócił uwagę na niektóre zapisy traktatu reformującego. - Jeden z artykułów stwierdza, że "unia ma osobowość prawną", co czyni z niej superpaństwo. Inny artykuł traktatu mówi, że "prawo europejskie jest nadrzędne w stosunku do prawa państwa członkowskiego" - przestrzegał poseł Tomczak. - Przerażająca jest naiwność, że obce mocarstwa czy organizacje międzynarodowe są w stanie zapewnić nam respektowanie praw człowieka, prawa do pracy. To jest wbrew rozsądkowi, a nawet naszemu honorowi - dodał poseł. Jak zauważył inny prelegent, dr Waldemar Gontarski, dyrektor Centrum Ekspertyz Prawnych Zrzeszenia Prawników Polskich i redaktor naczelny "Gazety Sądowej", ta nadrzędność już jest w dużej mierze widoczna, czego przykładem może być sprawa Alicji Tysiąc.
Doktor Gontarski zwrócił także uwagę, że decyzja o utracie przez Polskę suwerenności zapadła dużo wcześniej, bo 1 maja 2004 roku. - Przez te lata ponad 80 proc. polskiej gospodarki przeszło pod unijną jurysdykcję. Po 13 grudnia 2007 r. ten procent się jeszcze powiększy - dodał prelegent. Tymczasem, jak zauważył, "w UE panuje zasada 'gospodarka niemiecka ponad wszystko'".
Podobne zdanie wyraził dr Mieczysław Ryba, który wygłosił referat na temat "Cele strategiczne UE w kontekście polityki niemieckiej". Zaznaczył, że zawsze trzeba starać się odpowiedzieć na pytanie, komu zachodzące zmiany się opłacają. W UE najwięcej korzystają największe i najsilniejsze kraje, takie jak Niemcy. - Gdy przyjrzymy się celom politycznym niemieckim, to zasadniczo są one niezmienne od XIX wieku - mówił. Jak dodał, "najważniejszym zadaniem jest dla nas poznać mechanizmy działające w UE, gdyż są one niezmienne, zaś nawet czytając zawiłe traktaty zawierające po kilka tysięcy stron, nie wychwycimy sedna sprawy, nie znając tych mechanizmów".
Mówcy zwracali też szczególną uwagę, jak niebezpieczna dla życia i rodziny jest Karta Praw Podstawowych. Unijne superpaństwo porównywali do państwa sowieckiego. - Nie ma ono nic wspólnego ze Stanami Zjednoczonymi - podkreślali referenci. - Niestety, doświadczyliście tego w Polsce w przeszłości, było to bolesne doświadczenie dla wschodniej Europy i bądźcie świadomi, co to jest. Poddajcie tę kwestię w referendum. Pozwólcie ludziom zdecydować - apelował Godfrey Bloom, europoseł z Wielkiej Brytanii.
Katarzyna Cegielska, Toruń
System państwa sowieckiego
Godfrey Bloom, europoseł z Wielkiej Brytanii:
Przedstawię Państwu traktat europejski z perspektywy Anglika. Traktat jest tożsamy z odrzuconą konstytucją europejską. Tworzy on europejskie superpaństwo. Nie jest ono oparte na systemie amerykańskim, ale na starym systemie państwa sowieckiego. Oznacza to jeden rząd, jednego prezydenta, jedną politykę, jednego ministra spraw zagranicznych. Wszystkie krajowe instytucje rządowe zostaną odsunięte na boczny tor. Oznacza to, że demokratyczny etos, który mamy tak głęboko zakorzeniony w Wielkiej Brytanii przez tysiąclecia, został zepchnięty do podziemi. Myślę, że powinniśmy zapytać, czy tego chcą obywatele. Pytanie, czy nie powinni oni wypowiedzieć się w referendum. Moim zdaniem tak. Pozwólmy ludziom zadecydować. Poddajmy tę kwestię pod referendum, także w Polsce.
Deptanie demokracji
Patrick Louis, europoseł z Francji:
Z ustaleń traktatu będzie zadowolony ktoś, kto opowiada się za tym, aby UE stała się superpaństwem z własnym prezydentem, a państwa narodowe zostały przekształcone w superregiony. Jeśli ktoś popiera Europę Narodów z narodem jako suwerenem i niezależnym szefem państwa, nie będzie zadowolony z tego, co zatwierdzono w Lizbonie. Ja jako Francuz jestem absolutnie niezadowolony. 56 proc. Francuzów powiedziało "nie" konstytucji europejskiej w referendum. Teraz został nam przedstawiony w 90 proc. ten sam tekst, tyle że określa się go mianem traktatu. Wmawia się nam, że powinniśmy go przyjąć. My mówimy "nie", bo mamy wrażenie, że jest to deptanie demokracji, czego we Francji nie możemy zaakceptować. Traktat pozwala instytucjom Unii na zwiększenie ich kompetencji i wpływów, przez co rola państw narodowych jest uszczuplona. To jest przerażające. Bardzo nad tym ubolewam, ponieważ uważam, że siła Europy leży w różnorodności krajów i kultur.
Zwycięstwo paneuropejskiego nacjonalizmu
Vladimir Zelezny, europoseł z Czech:
Traktat reformujący to nasza porażka, klęska tych wszystkich, którzy mieli nadzieję, że po fiasku konstytucji we Francji i w Holandii reforma UE podąży w bardziej demokratycznym kierunku. Ale tak się nie stało. Znów leży przed nami ta sama konstytucja, w której jest 105 nowych kompetencji dla Unii, wyeliminowanych zostało 68 możliwości użycia prawa weta i zastąpiono je głosowaniami większościowymi. Przedstawiono nam dokładnie ten sam tekst, który został wniesiony pod obrady z niewielkimi zmianami, a powiedziano nam: "To nie jest ten sam tekst i nie wymaga referendum, bo nie jest to przecież konstytucja". Ale to jest konstytucja. My, którzy żyliśmy w totalitaryzmie bloku komunistycznego, zauważymy wiele. Przyzwyczailiśmy się do arogancji i nadużywania władzy. Ci ludzie nie mówią prawdy, ale wyczuwamy, że skrycie mówią nam: "Tak naprawdę jest to konstytucja, ale nie chcemy, abyście wy o niej decydowali, bo całkowicie zdajemy sobie sprawę z tego, że byście jej nie przyjęli". Jest to niezwykle ciężka porażka albo, innymi słowy, zwycięstwo nowego paneuropejskiego nacjonalizmu, który nie ma żadnych historycznych korzeni, żadnych fundamentów, żadnego duchowego zaplecza. Jest to tylko nacjonalizm długich korytarzy Komisji Europejskiej. Od nas wszystkich zależy, czy pozwolimy odnieść tym nacjonalistom ostateczne zwycięstwo. To my - europejskie narody - powinniśmy mieć ostatnie słowo, ponieważ to my jesteśmy suwerenami i mamy prawo decydowania o sobie.
not. CK
"Nasz Dziennik" 2007-10-29
Autor: wa