Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Berlin zadowolony

Treść

Czytając niemieckie komentarze dotyczące wizyty sekretarza stanu do spraw kultury i mediów Bernda Neumanna w Warszawie, odnosi się wrażenie, że Niemcy są bardzo zadowoleni z przebiegu rozmów i osiągniętego porozumienia.



Zdecydowana większość tytułów środowej prasy i portali internetowych donosiła o "porozumieniu Berlina i Warszawy", o "przełomie w polsko-niemieckiej kłótni o centrum wypędzonych", o "porozumieniu w sprawie centrum dokumentacyjnego dla wypędzonych", o "zbliżeniu polsko-niemieckim" w tej sprawie lub nawet o "zakończeniu kłótni na temat wypędzonych".
Niemcom podoba się kompromis zawarty w Warszawie i mimo oświadczenia, że Polska nie przewiduje formalnego uczestnictwa w planowanej przez niemiecki rząd stałej wystawie "Widoczny znak przeciw ucieczce i wypędzeniu" w Berlinie, wśród tamtejszych polityków zapanowała radość.
W opinii niemieckich mediów, warszawskie rozmowy dokonały przełomu we wzajemnych kłótniach na temat upamiętniania wypędzeń. - Teraz mamy drogę wolną do tego, aby gabinet Angeli Merkel mógł uchwalić odpowiednią uchwałę o budowie dokumentacyjnego centrum dotyczącego wypędzeń - powiedział po rozmowach z polskimi przedstawicielami Bernd Neumann.

Steinbach rezygnuje?
Zadowolenia nie kryje także przewodnicząca Związku Wypędzonych, o której podczas warszawskich rozmów - jak głosi oficjalny komunikat po polsko-niemieckich rozmowach - nie było żadnej wzmianki. Zapowiedziała nawet rezygnację z budowy Centrum przeciwko Wypędzeniom i skupieniu się na wspomaganiu "widocznego znaku". - Będziemy i chcemy współdziałać, to jest przecież dziecko naszej fundacji, dlatego nie potrzebujemy już własnego centrum - powiedziała Steinbach.
Steinbach podczas krótkiej wypowiedzi dla niemieckiej telewizji ARD stwierdziła, że wynik warszawskich rozmów jest wyraźnym znakiem, iż polsko-niemieckie stosunki ponownie weszły w odpowiedni nurt rzeki.
W rozmowie z "Naszym Dziennikiem" rzecznik prasowy Związku Wypędzonych (BdV) Walter Stratmann również wyraził zadowolenie z faktu uzyskania przez Bernda Neumanna polskiej akceptacji na budowę centrum wypędzeń.

Trochę wstrzemięźliwości
Jedynie hamburski tygodnik "Der Spiegel" skomentował rozmowy Bernda Neumanna bardziej wstrzemięźliwie, pisząc o tym, że jednak Polska pozostała przy swoim "NEIN" dla centrum wypędzeń, gdyż nie zamierza w tym projekcie oficjalnie brać udziału.
Również ostrożny w tej kwestii jest mecenas Stefan Hambura, który powiedział nam, że oczywiście rozmowy z Niemcami są wskazane, ale należy bacznie zwracać uwagę, aby partykularne interesy nie przysłoniły historii. - Pieniądze to nie wszystko... Trzeba pamiętać o prawdzie historycznej i polskiej racji stanu w Europie i na świecie - powiedział w rozmowie z nami Hambura.
Waldemar Maszewski, Hamburg

Radość większości mediów niemieckich podzieliła "Gazeta Wyborcza". "Polska akceptuje 'widoczny znak' - niemiecki projekt upamiętnienia wypędzeń" - czytamy w piśmie Adama Michnika. Tymczasem w komunikacie wydanym po rozmowach Bartoszewskiego i Neumanna czytamy: "Delegacja niemiecka przedstawiła koncepcję planowanej przez rząd Republiki Federalnej Niemiec stałej wystawy 'Widoczny znak przeciw ucieczce i wypędzeniu'. Intencją strony niemieckiej jest przedstawienie kontekstu historycznego i uwzględnienie także deportacji ludności polskiej. Strona polska nie przewiduje formalnego uczestnictwa w tym przedsięwzięciu, co nie wyklucza udziału w nim historyków z Polski".
Rząd Tuska, chcący za wszelką cenę poprawiać stosunki z Niemcami, nie wyraża stanowczym głosem sprzeciwu przeciwko niemieckim planom budowy centrum wypędzonych. Obecny premier krytykujący swojego poprzednika za stanowczą politykę względem Niemiec chce zdobyć poparcie niemieckich salonów. Jednak w Polsce do tej pory żaden poważny polityk nie poparł "widocznego znaku". Przeciwna temu jest zdecydowana większość Polaków. Nie wydaje się, by rząd - chcący liczyć na poparcie wyborców - mógł zaakceptować niemieckie plany. W łagodnej retoryce obecnych władz redaktorzy "Gazety Wyborczej" widzą już akceptację poczynań naszych zachodnich sąsiadów. Kilka tygodni temu gazeta, komentując dzieje świnoujskiej bezpieki, napisała: "Polacy zabijali Niemców". Czyżby rozpoczęła się na łamach "Gazety Wyborczej" rewizja historii najnowszej, w której Polacy zostaną uznani za katów? A może "Gazeta Wyborcza" wie więcej o rozmowach, które w wielkiej tajemnicy przed dziennikarzami prowadzili w zaciszu kancelarii premiera Władysław Bartoszewski i Bernd Neumann?
AKU
"Nasz Dziennik" 2008-02-07

Autor: wa