Berlin z roszczeń nie zrezygnuje
Treść
W Warszawie rozpoczyna się pojutrze dwudniowy Kongres Europejskiej Partii Ludowej, do której należą także PO i PSL. Zjazd ten - jak czytamy na stronach internetowych PO - zainauguruje oficjalnie start wszystkich europejskich partii chadeckich do Parlamentu Europejskiego. Czy przy okazji premier Donald Tusk w rozmowach z kanclerz Angelą Merkel poruszy sprawę uregulowania przez Niemcy żądań majątkowych "wypędzonych"?
Warto przypomnieć politykom PO i PSL, że w najnowszym programie wyborczym niemieckiej CDU widnieje zapis o politycznym wsparciu tej partii dla niemieckich "wypędzonych". Może przy okazji spotkania w Warszawie dobrze byłoby zapytać szefową CDU i obecną kanclerz Angelę Merkel, jaki jest prawdziwy stosunek niemieckich chadeków do roszczeniowej postawy wysiedlonych Niemców i co ma konkretnie oznaczać w kontekście kwestii niemieckich wysiedleń zwrot pochodzący z chadeckiego programu, iż "każdy ma prawo do ojczyzny. Wypędzenia każdego rodzaju muszą międzynarodowo zostać potępione, a naruszone prawa muszą zostać uznane". Pisząc o nowym programie chadeków, Helmut Sauer, przewodniczący Związku Wschodnich i Środkowych Niemiec oraz przewodniczący Ziomkostwa Śląskiego w Dolnej Saksonii, przy okazji krytyki politycznych przeciwników z SPD nie oszczędza także naszego kraju, twierdząc, iż z Polski płyną jedynie "nienawistne tyrady" przeciwko środowisku "wypędzonych". Zdaniem wielu prawników, najlepiej dla Polski byłoby, aby to niemiecki rząd zobowiązał się do przejęcia wszystkich roszczeń majątkowych Niemców wobec Polski. Rząd Tuska na to jednak dotąd nie naciskał.
Głos zabrała także szefowa Związku Wypędzonych, jednocześnie członkini władz CDU, Erika Steinbach. W sobotnim wywiadzie dla niemieckiej rozgłośni "Deutschlandradio" Steinbach przyznała m.in., iż w stosunkach polsko-niemieckich występują często dysonanse. Ponownie skrytykowała Władysława Bartoszewskiego, stwierdzając, że co prawda ze względu na jego liczne zasługi w stosunkach polsko-niemieckich nie chce publicznie się o nim wypowiadać, ale jest to - jak twierdzi - w tym temacie tragiczna figura, "a to, co usłyszeliśmy w ostatnich tygodniach, to tylko jemu samemu zaszkodziło". - Ma tragiczne oceny i dlatego nie chcę tego dalej komentować - stwierdziła Erika Steinbach. Na pytanie, dlaczego jest w Polsce tak bardzo nielubiana, Steinbach odparła, że wszystkich dotychczasowych przewodniczących BdV Polska traktowała jak wrogów, więc i ją także. Szefowa Związku Wypędzonych tłumaczyła ponadto, że w Bundestagu w 1991 roku głosowała przeciwko uznaniu granicy na Odrze i Nysie, ponieważ najpierw pragnęła uregulować kwestie majątkowe, które potencjalnie mogły stworzyć zagrożenie dla polsko-niemieckiej współpracy.
W kwestii dalszych roszczeń w stosunku do Polski Erika Steinbach jest przekonana, że sprawa ta jest wciąż niezałatwiona, gdyż w Europie każdy może składać pozwy. - A być może przy innym uzasadnieniu prawnym pozwy by rozstrzygnięto pozytywnie - stwierdziła szczerze niemiecka "naczelna wypędzona", jednocześnie zapewniając, że większości niemieckim wypędzonym bardziej chodzi o symboliczne uznanie niż o zwrot ich majątków. Ale także szefowa BdV przyznała, że istnieje wśród wypędzonych mniejszość, dla której kwestie majątkowe są ciągle podstawowym tematem. - "Wypędzonym" chodzi o symboliczne uznanie ich cierpień - powiedziała Steinbach, nie wahając się porównać ich przeżyć z cierpieniami ofiar holokaustu. W dalszej części wywiadu Steinbach powróciła do swojego stałego repertuaru, stwierdzając, że ona cały czas pamięta, kto rozpoczął drugą wojnę światową, ale niesprawiedliwość na zawsze pozostanie niesprawiedliwością. Powołała się na Jana Józefa Lipskiego, który jakoby miał także przypominać o krzywdzie, jaką wyrządzili Polacy Niemcom w końcu wojny i po niej.
Waldemar Maszewski, Hamburg
"Nasz Dziennik" 2009-04-27
Autor: wa