Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Berlin rozdaje karty

Treść

Szefowie dwudziestu pięciu krajów członkowskich, w tym Polski, złożą jutro podpisy pod paktem fiskalnym dla Europy. Ta międzyrządowa umowa wdraża mechanizm bogacenia się Berlina kosztem krajów peryferyjnych eurostrefy. Polska, dopóki nie wejdzie do strefy euro, nie musi stosować postanowień paktu.

Na rozpoczynającym się dzisiaj dwudniowym szczycie Unii Europejskiej nastąpi uroczyste podpisanie paktu fiskalnego. Jest on międzyrządową umową, na mocy której Niemcy rządzący de facto strefą euro chcą narzucić słabszym krajom eurostrefy dyscyplinę fiskalną. Chodzi o to, aby kraje peryferyjne, których niekonkurencyjne gospodarki nastawione są na import z Niemiec i Francji, nie zadłużały finansów publicznych. W praktyce państwa te będą musiały finansować wszelkie wydatki budżetowe przy pomocy podniesionych podatków, bo pakt fiskalny zabrania im zaciągać kredyty nawet na cele prorozwojowe.
Podpisy pod paktem złoży jutro 25 szefów krajów członkowskich, w tym premier Donald Tusk, który zgłosił w imieniu Polski dobrowolny nasz udział w tym porozumieniu. Kraje spoza strefy euro nie miały formalnego obowiązku przystąpienia do tej międzyrządowej umowy. Odmowę udziału w pakcie fiskalnym zgłosiły do tej pory Wielka Brytania oraz Czechy. Ceremonię podpisania paktu może popsuć eurokratom zapowiedź Irlandii, która ogłosiła, że przeprowadzi referendum w sprawie paktu. W przeszłości niemal wszystkie irlandzkie referenda kończyły się odrzuceniem unijnych projektów. Unia zmuszała zawsze Irlandczyków do ponownych głosowań aż do skutku. Niemcy, nauczeni tym doświadczeniem, wmontowali do paktu mechanizm "kija i marchewki" dla opornych krajów. Chodzi o zapis, że kraj, który nie przystąpi do paktu fiskalnego - nie będzie mógł w przyszłości otrzymać pomocy z europejskich funduszy ratunkowych. Irlandia korzysta z takiego funduszu od 2010 r. w związku z kryzysem bankowym. Przyznane jej środki to 85 mld euro. Ostatnia transza pomocy przekazana zostanie w tym roku. Kilka tygodni temu rząd irlandzki ogłosił, że dalsza pomoc Unii nie będzie Irlandii potrzebna.
Szczyt rozpocznie obrady dzisiaj późnym popołudniem. Tematem obrad będzie wypracowanie mechanizmów pobudzających wzrost gospodarczy i zatrudnienie w Europie oraz zwiększenie konkurencyjności Unii na arenie międzynarodowej. Szefowie dwunastu krajów UE (w tym Polski) oraz przewodniczący KE José Manuel Barroso zaapelowali w liście o reformy strukturalne, szersze otwarcie wspólnego rynku wewnętrznego oraz niektórych sektorów gospodarczych. Najbardziej sporną kwestią jest patent europejski. Porozumienie w tej sprawie blokują Niemcy, Francja i Wielka Brytania, które walczą między sobą o miejsce lokalizacji sądu patentowego. Strategia wzrostu UE do 2020 r. zakłada reformy prawa podatkowego, wspieranie zatrudnienia (wskaźnik docelowy - 75 proc. w 2020 r.), regulację sektora finansowego i energetycznego, wspieranie innowacyjności oraz budowę rynku cyfrowego. Strategia ma zwiększyć unijny PKB o 1,5 procent.

Niemcy nie chcą płacić
Podczas szczytu wybrany też zostanie szef Rady Europejskiej. Jest niemal pewne, że stanowisko to obejmie na kolejną dwuipółletnią kadencję dotychczasowy przewodniczący Rady - Herman Van Rompuy, były premier Belgii. Za jego ponownym wyborem opowiadają się Francja i Niemcy. Belgijski ekspremier najprawdopodobniej nadal będzie łączył tę funkcję z funkcją szefa szczytów euro. Van Rompuy jest pierwszym przewodniczącym Rady Europejskiej od czasu ustanowienia tej funkcji w traktacie lizbońskim. Fotel przewodniczącego objął 1 stycznia 2010 roku. Jego obecna kadencja kończy się w czerwcu. Kadencje szefa Rady Europejskiej i szefa szczytów euro - zgodnie z paktem fiskalnym mają pokrywać się w czasie, ale nie musi tych funkcji pełnić jedna osoba.
Szczyt Unii poprzedzi spotkanie eurogrupy. Ministrowie finansów strefy euro mają na nim zdecydować, czy Grecja spełniła już wszystkie wymagania potrzebne do uruchomienia pierwszej transzy pożyczki z liczącego 130 mld euro drugiego pakietu pomocowego. Tematem dyskusji będzie też "wzmocnienie zapory ogniowej", która ma zabezpieczyć eurostrefę przed rozprzestrzenianiem się kryzysu z Grecji na inne kraje. Większość państw chce doprowadzić do połączenia środków Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej, w którym pozostało 250 mld euro, ze środkami stałego Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego, który będzie uruchomiony w lipcu i ma liczyć 500 mld euro. Za takim rozwiązaniem opowiada się też Komisja Europejska, traktując wzmocnienie funduszy ratunkowych jako element niezbędny do powodzenia paktu fiskalnego wzmacniającego dyscyplinę wewnątrz eurostrefy. Na wzmocnienie przez Europę własnych środków ratunkowych naciska również grupa krajów G20 (dwudziestu najlepiej rozwiniętych gospodarek świata) oraz BRICS (największe kraje rozwijające się - Chiny, Brazylia, Indie, RPA oraz Rosja). Od zgromadzenia przez eurostrefę większych funduszy własnych społeczność międzynarodowa uzależnia wyasygnowanie środków na wzmocnienie Międzynarodowego Funduszu Walutowego, tak aby mógł on pomagać zagrożonym krajom eurostrefy. Głównym przeciwnikiem wzmocnienia "zapory ogniowej" przez połączenie środków EFSF oraz EMS są Niemcy, na których spoczywa główny ciężar finansowania. Spór na tym tle stał się bezpośrednim powodem odwołania jutrzejszego szczytu euro. Według anonimowych źródeł w Brukseli - Niemcy nie dojrzały jeszcze do decyzji. Zdaniem szefa eurogrupy Jeana-Claude´a Junckera, ustalenia w sprawie europejskich funduszy pomocowych zapadną do końca marca.

Małgorzata Goss

Nasz Dziennik Czwartek, 1 marca 2012, Nr 51 (4286)

Autor: au