Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Berlin pozostanie adwokatem Moskwy

Treść

Z Alexandrem Rahrem, niemieckim politologiem, dyrektorem Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej, rozmawia Waldemar Maszewski Czy możemy już mówić o zimnej wojnie? - Tak od razu nie dojdzie do zimnej wojny, ale istnieje takie niebezpieczeństwo. Powiedzmy tak: okres lodowy już mamy, ale zimnej wojny jeszcze nie. Mimo to musimy pamiętać, że konflikt jest ciągle niezażegnany i wszystko może się wydarzyć. Jak powinna zachować się Europa w obliczu przeciągającego się kryzysu na Kaukazie? - Europa musi znaleźć jedną strategiczną linię wobec tego konfliktu i wobec Rosji, a to jest teraz najtrudniejsze. Mamy obecnie do czynienia nie tylko z frontem w Gruzji, ale istnieje także wyraźny wewnętrzny front na Zachodzie. Niektóre państwa, mimo ostrych słów krytyki, widzą także olbrzymi interes w utrzymywaniu dobrych stosunków z Moskwą, ale są też takie, które wykorzystują NATO do działań skierowanych przeciwko Rosji. Taka ostra polityka nie podoba się przywódcom wielu krajów zachodnich, ale także dużej części całego europejskiego społeczeństwa. Czy nie uważa Pan, że zarówno Polska, jak i kraje bałtyckie mają prawo obawiać się wielu działań Rosji? - Znając polską historię i historię krajów bałtyckich, można zrozumieć takie obawy, ale niekoniecznie należy się z nimi zgadzać. W Niemczech myślenie o Rosji nie musi prowadzić do takich samych złych skojarzeń jak w Polsce. Tym bardziej że teraz nie ma się czego obawiać, gdyż zarówno Polska, jak i kraje bałtyckie na sto procent są bezpieczne. Czyli musimy, Pana zdaniem, porozumieć się z Rosją? - Wiele krajów, mimo trudności, widzi ciągle szansę na uzyskanie porozumienia i utrzymanie Rosji jako strategicznego partnera Zachodu. Przecież nawet w Polsce są ludzie i siły polityczne, które uważają, że Rosja powinna być zaangażowana w dyskusję o budowie tarczy antyrakietowej. Gdyby dochodziło do częstszego angażowania Rosji w zachodnie projekty, być może nie doszłoby do tak ostrego konfliktu, z jakim mamy do czynienia obecnie w Gruzji. Zatem co powinna zrobić Europa? - Musimy w Europie przedyskutować wiele ważnych, strategicznych pytań i znaleźć wspólną linię działania, w przeciwnym bowiem wypadku możemy doczekać się negatywnego scenariusza wydarzeń, który może zakończyć się prawdziwą zimną wojną. Musimy jasno zinterpretować nasze dążenia i określić znaczenie tak zwanej czerwonej linii, czyli linii wyrażającej stosunek Zachodu do Moskwy. Czy to ma być linia prawdziwej konfrontacji, czy też Europa zrozumie, że Rosja reaguje, ponieważ czuje się otoczona przez przeciwników, podobnie jak dawniej Kuba. Być może powinniśmy zrozumieć, że Rosja poprzez przyjęcie Gruzji i Ukrainy do NATO czuje się poważnie zagrożona. To są strategiczne pytania, na które Europa musi znaleźć odpowiedź - musimy ustalić, jak mamy wspólnie zareagować. Jak Pan ocenia podpisanie porozumienia między Stanami Zjednoczonymi a Polską o budowie elementów tarczy rakietowej w Polsce? - Oceniając ten projekt długoterminowo, nie można lekceważyć zagrożeń płynących z Iranu, Pakistanu lub w przyszłości nawet z Iraku. Takie zagrożenia terrorystyczne dla Zachodu i dla całego świata płynące z tak zwanych niebezpiecznych krajów są poważne i nawet Rosja tego nie neguje. Przecież nawet Moskwa zaproponowała Amerykanom budowę wspólnego projektu tarczy w Azerbejdżanie. Ale teraz w obliczu konfliktu w Gruzji zmieniła się także retoryka potwierdzająca konieczność budowy tarczy, teraz coraz mniej się mówi o zagrożeniach z Iranu lub innego dalekiego kraju, a coraz częściej mówi się wprost o zagrożeniach płynących z Rosji. Takie sugestie płyną z administracji waszyngtońskiej, czego nie można przecież lekceważyć. Jakie błędy, Pana zdaniem, popełnili zwolennicy budowy w Europie tarczy antyrakietowej? - Po pierwsze, błędem było unikanie w Europie ogólnej dyskusji na temat amerykańskiej tarczy i uznanie, że jest to sprawa tylko czesko-amerykańska lub polsko-amerykańska, a nawet kanclerz Angela Merkel apelowała o dyskusję na ten temat w ramach Rady NATO - Rosja. Po drugie, większość Europejczyków nie chce, aby powstawały na kontynencie obiekty militarne skierowane przeciwko Rosji. Szef niemieckiej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier ciągle powtarza, że należy z Rosją rozmawiać i utrzymywać ścisłe kontakty. Czy Niemcy nie są za bardzo pobłażliwi w stosunku do Rosji? - Prowadzenie rozmów z Rosją to, moim zdaniem, bardzo dobre działanie. Niemcy nie prowadzą uległej polityki wobec Rosji, co się często im zarzuca, ponieważ czym innym jest uległość, a czym innym prowadzenie rozmów w kontekście potrzeby zrozumienia i często także respektowania innego punktu widzenia, co jest częścią niemieckiej polityki wobec Wschodu. Moim zdaniem, to słuszna polityka. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-08-23

Autor: wa