Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Berlin nie chce polskich upamiętnień

Treść

Polacy poszkodowani przez III Rzeszę w okresie drugiej wojny światowej ponawiają inicjatywę budowy w Berlinie Dokumentacyjnego Centrum - Miejsca Pamięci o Pracy Niewolniczej Polaków w niemieckiej Rzeszy w latach 1939-1945. Liczą na wsparcie polskich i niemieckich władz. Jak poinformował polski ambasador w Berlinie Marek Prawda, rozpoczęło się już "sondowanie gotowości niemieckich urzędów do współdziałania w kwestii usytuowania w Berlinie miejsca pamięci polskich ofiar pracy przymusowej i niewolniczej".
- Nie możemy już dłużej cicho siedzieć, szczególnie teraz, gdy wszyscy mówią jedynie o niemieckich wysiedlonych, a los Polaków i kwestia ich niewolniczej pracy nadal pozostają tematem tabu - powiedział nam przewodniczący Zjednoczenia Poszkodowanych przez III Rzeszę Polaków i OST Robotników Przymusowych oraz Więźniów Obozów Koncentracyjnych w RFN Jerzy Duchnik. Zjednoczenie wraz ze Stowarzyszeniem Dzieci Wojny i Stowarzyszeniem Dzieci Urodzone w Niewoli Niemieckiej postanowiły wspólnie apelować o pomoc dla budowy Polskiego Centrum Dokumentacyjnego w Berlinie nie tylko u niemieckich, ale także u polskich władz. Jak poinformował nas Jerzy Duchnik, pojawiła się pewna szansa: ambasada w Berlinie nareszcie wykazała zainteresowanie tym tematem.
W piśmie wystosowanym przez ambasadora Marka Prawdę do poseł PO Joanny Fabisiak z 4 lutego br., do którego dotarł "Nasz Dziennik", czytamy, że w sprawie Centrum przeprowadzono już pierwsze rozmowy z niemieckimi ministerstwami i z Bundestagiem. Ambasada przyznaje, że co prawda dotychczasowe starania polskich poszkodowanych spełzły na niczym, ale też dodaje, iż tę inicjatywę oraz starania o godne upamiętnienie ofiar pracy przymusowej w III Rzeszy ocenia wysoko. "Nie może tego wątku zabraknąć - jak uważamy - w prowadzonych aktualnie rozmowach na temat uwidaczniania polskiej narracji historycznej w Berlinie" - napisał ambasador Marek Prawda.
Ambasador potwierdza, że rozpoczęło się sondowanie gotowości niemieckich urzędów do współdziałania w kwestii usytuowania w Berlinie miejsca pamięci polskich ofiar pracy przymusowej i niewolniczej, w tym ich gotowości do sfinansowania takiego przedsięwzięcia. Jednak z pisma wynika, że rozmowy te nie przyniosły na razie satysfakcjonujących rezultatów. Dlaczego? Z powodu obecnego kryzysu, ograniczeń prawnych i... jeszcze jednego powodu. "Ponadto podnoszono nieprzekonujący dla nas, jak przyznam, argument, iż centrum Berlina zapełnione zostało ostatnimi laty miejscami pamięci w sposób wręcz nadmierny" - napisał Marek Prawda.
Projekt miałby powstać ku czci ponad 3 mln polskich robotników pracy przymusowej w Niemczech. - Musimy pamiętać o tym, że 300 tys. z nich zostało zamordowanych lub zmarło z wycieńczenia, zmarło także 200 tys. polskich dzieci w Niemczech z głodu lub zimna, brakowało dla nich nawet trumien i często chowano je w tekturowych pudłach - przypomniał Jerzy Duchnik. - My nie chcemy tablic ani pomników. My chcemy zbudowania centrum polskiej żywej pamięci. Centrum polskiej martyrologii w Niemczech jest nam potrzebne, aby zostawić dla następnych pokoleń ślad naszych cierpień - podkreślił przewodniczący ZPRPiRP.
Do tej pory starania w urzędach niemieckich o poparcie dla projektu polskich poszkodowanych, Dokumentacyjnego Centrum - Miejsca Pamięci o Pracy Niewolniczej Polaków w Niemieckiej Rzeszy 1939-1945 w Berlinie, były nieskuteczne. - W 2000 r. otrzymaliśmy od niemieckich władz, w tym także z Bundestagu, trzy razy odmowę zainteresowania się tym tematem, m.in. dlatego że nie mieliśmy odpowiedniego poparcia ze strony polskiego rządu - przypomniał przewodniczący Zjednoczenia Poszkodowanych przez III Rzeszę Polaków i OST Robotników Przymusowych oraz Więźniów Obozów Koncentracyjnych w RFN Jerzy Duchnik. - A przecież Cyganie posiadają już w Niemczech w Heidelbergu swoje Centrum Dokumentacji i Kultury, które jest dotowane przez niemieckie władze, Żydzi także mają podobne centrum w Berlinie. I tylko my, Polacy, nie mamy nic - dodał.
Obecnie polska ambasada w Berlinie, raczej nie licząc na zbyt dużą pomoc niemieckich władz, widzi dwie możliwości lokalizacji Polskiego Centrum Dokumentacyjnego w Berlinie. Opcja pierwsza, bez niemieckiego udziału, przewiduje jego utworzenie w pomieszczeniach "Haus Solidarność", a więc mającego powstać w nieokreślonej przyszłości przy budynku ambasady przy Unter den Linden lub na terenie działki należącej do państwa polskiego przy Kurfuerstenstrasse. Opcja druga, ewentualnie z niemieckim udziałem, to możliwość istnienia ośrodka w ramach funkcjonującego w Fundacji "Topografia Terroru" centrum dokumentacyjnego pracy przymusowej w okresie II Rzeszy w Schoeneweide pod Berlinem.
W rozmowie z "Naszym Dziennikiem" szef referatu kultury w polskiej ambasadzie dr Sławomir Tryc potwierdził plany związane z ewentualną budową placówki upamiętniającej polskich niewolniczych pracowników przymusowych. - Przyznaję, że Zjednoczenie Poszkodowanych przez III Rzeszę Polaków i OST Robotników Przymusowych oraz Więźniów Obozów Koncentracyjnych w RFN wraz z Jerzym Duchnikiem wykonało ogromną pracę i zebrało olbrzymi materiał dokumentalny dotyczący historii polskich niewolniczych pracowników w Niemczech - powiedział nam dr Tryc. Dyplomata zapewnił nas, że kwestia ta jest przez polskie władze traktowana poważnie. I tłumaczył, że to trudna sprawa, tym bardziej że jeżeli nie trafi się z odpowiednim poparciem do najważniejszych ludzi także w Niemczech, to bardzo łatwo można wtedy takiego petenta po prostu zbyć, tak jak to się stało np. z petycją złożoną w 2005 r. do Bundestagu przez ZPRPiRP, która została odrzucona. Doktor Sławomir Tryc zaznaczył, że obecnie strona polska rozważa stworzenie centrum zgodnie z jedną z wymienionych wcześniej propozycji, ponieważ po wielu rozmowach ze stroną niemiecką jest pewne, że w obecnej sytuacji uzyskanie jakiejkolwiek działki w centrum Berlina jest praktycznie niemożliwe.
Dialog może być, gorzej z pieniędzmi
Sam projekt został zgłoszony w lutym do pełnomocników obu Ministerstw Spraw Zagranicznych ds. kontaktów polsko-niemieckich, prof. Ireny Lipowicz i prof. Gesine Schwan, aby wprowadzono go do programu tak zwanego dialogu polsko-niemieckiego. Sławomir Tryc stwierdził, że niemiecka strona nie kwapi się do finansowania tej inicjatywy. - Nie ma niemieckiej woli, aby finansować polski projekt kwotą 60 mln euro, czego domagają się przedstawiciele pokrzywdzonych Polaków - powiedział w rozmowie z nami. Jak zaznaczył, strona polska, w tym także rząd, sprawę trochę zaniedbała, skoro przez wiele lat nie zaprezentowała Niemcom planów zagospodarowania swoich placówek w Berlinie, a co za tym idzie - nie sprecyzowała, co na tym terenie może zostać zbudowane.
- Dopóki z Warszawy nie będzie wyrazistej opcji i konkretnych decyzji o zagospodarowaniu placówek, to nasze zabiegi u Niemców, aby upamiętnić kogokolwiek, są nie do zrealizowania, gdyż wynikają z naszych decyzji - podkreślił polski dyplomata. - Wiadomo, iż nie spotykamy się z entuzjazmem, ale musimy pamiętać, że z naszej strony także musimy wszystko mieć wyjaśnione - dodał.
Przedstawiciel polskiej ambasady twierdzi, że dalsze ubieganie się o fundusze od niemieckiej strony nie jest wykluczone. Szczególnie gdyby polskie centrum miało powstać w ramach funkcjonującego w Fundacji "Topografia Terroru" centrum dokumentacyjnego pracy przymusowej w okresie II Rzeszy w Schoeneweide pod Berlinem. - Jestem przekonany, że posiadamy mandat na ubieganie się na tę inwestycję środków od strony niemieckiej - powiedział dr Tryc. Jak zaznaczył, placówka ta powinna pozostać w administracji niemieckiej i stać się elementem Fundacji "Topografia Terroru".
Jeśli chodzi o pozostałe opcje, to - jak mówi dr Tryc - wszystko zależy od tego, w jakim kierunku polskie MSZ zdecyduje się realizować ten projekt: czy ze środków własnych, czy też z wykorzystaniem innych źródeł.
"Nasz Dziennik" będzie nadal interesował się tym tematem. Polskie Centrum Dokumentacyjne umocniłoby pamięć o polskich pracownikach przymusowych, którzy stanowili grupę ponad trzech milionów osób zmuszanych przez Niemców do niewolniczej pracy. Wiedza na ten temat jest w tym kraju znikoma.
- Nawet członkowie niemieckiego Bundestagu byli zszokowani, kiedy dowiedzieli się, że w samym tylko Berlinie podobozów, gdzie zamykano Polaków zmuszanych do pracy, było trzy tysiące - powiedział nam dr Sławomir Tryc. I zaznaczył, że w związku z tym często powielana w Niemczech teza, jakoby społeczeństwo nic nie wiedziało o takich sprawach, musi upaść.
W samym centrum Berlina swój wielki pomnik wraz z centrum dokumentacyjnym mają Żydzi, upamiętnieni są Sinti i Romowie, a także homoseksualiści. W okolicach Bramy Brandenburskiej stoi pomnik żołnierzy sowieckich. Polacy nie mogą doczekać się swojego centrum.
Polski ambasador w Berlinie stwierdza, że z Niemcami na ten temat trzeba rozmawiać. Uzyskał zapewnienia, iż problematyka robotników przymusowych będzie omawiana także przy okazji podpisywania na Zamku Królewskim przez ministrów kultury Polski, Niemiec, Węgier i Słowacji umowy kooperacyjnej umożliwiającej funkcjonowanie sieci "Pamięć i Solidarność", a także podczas następnego forum polsko-niemieckiego.
Waldemar Maszewski, Hamburg
"Nasz Dziennik" 2009-03-04

Autor: wa