Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Będziemy się kłócić o dopłaty

Treść

Nabierają tempa negocjacje na temat kształtu Wspólnej Polityki Rolnej po 2013 roku. Tylko w ostatnim tygodniu Warszawę odwiedzili ministrowie rolnictwa Irlandii i Węgier oraz przedstawiciel ministerstwa rolnictwa Niemiec. A to dopiero początek, bo za rok w trakcie polskiej prezydencji w Unii Europejskiej mają zakończyć się rozmowy o WPR.
Można powiedzieć, że w wielu kwestiach unijni ministrowie rolnictwa są zgodni: należy utrzymać WPR, i to bez obcinania funduszy, które powinny pozostać przynajmniej na obecnym poziomie, ponadto należy chronić europejskich producentów żywności przed nieuczciwą konkurencją ze strony rolników z innych kontynentów. Ale z rozmów, jakie przeprowadził minister rolnictwa Marek Sawicki, wynika, że gorąca będzie dyskusja zwłaszcza na temat finansowania dwóch filarów WPR, czyli dopłat bezpośrednich (I filar) i rozwoju obszarów wiejskich (II filar). Polska jest za maksymalnym uproszczeniem systemu dopłat, a przede wszystkim za ich wyrównaniem. Obecny system powoduje, że dopłaty dla Polaków i rolników z innych nowych państw są obliczane na podstawie historycznych plonów referencyjnych, co powoduje, że są one niższe niż w krajach starej Unii. Dlatego nie dziwi to, że stanowisko Polski kolejny raz poparli Węgrzy. Minister rolnictwa Sandor Fazekas podkreślał po rozmowach w Warszawie, że należy zlikwidować obecny system naliczania dopłat. - Jeżeli chcemy na jednolitym rynku funkcjonować w ramach niezakłóconej konkurencji, to nowy system podziału środków musi być sprawiedliwy, a Wspólna Polityka Rolna musi być zdecydowanie prostsza - tłumaczył stanowisko obu krajów minister Marek Sawicki. Minister Fazekas nie krył, że jego krajowi zależy na zmianie dopłat, aby po prostu wzrosły znacząco po 2013 roku dochody rolników. - Zmniejszenie dopłat bezpośrednich spowoduje, że ludzie ze wsi będę uciekali do miast - tłumaczył Fazekas. I zapewniał, że gdy w 2011 r. najpierw Węgry, a potem Polska obejmą przewodnictwo w UE, to Warszawa i Budapeszt będą koordynować negocjacje na temat WPR.
Dublin tak łatwo nie zmieni zdania
Z pewnością jednak problem naliczania dopłat wywoła spory ze starymi krajami UE. Świadczą o tym choćby rozmowy ministra Sawickiego z ministrem rolnictwa, rybołówstwa i żywności Irlandii Brendanem Smithem. - Irlandia jest przywiązana do historycznych tytułów do płatności i uważa ten system za właściwy. My, jako Polska, podnosimy, że ten system wyczerpał swoje możliwości, i warto rozpocząć dyskusję o bardziej sprawiedliwym podziale środków - nie krył rozbieżności stanowisk Marek Sawicki. Minister Smith dyplomatycznie stwierdził natomiast, że ta kwestia wymaga negocjacji i "przedstawienia argumentów przez obie strony". Co oznacza, że Dublin chce bronić tego, co jest.
Ale o wiele większe znaczenie dla przyszłości WPR będą miały na pewno rozmowy na ten temat w ramach Trójkąta Weimarskiego z udziałem ministrów rolnictwa Polski, Niemiec i Francji. Ten rolny szczyt jest właśnie przygotowywany i niewykluczone, że Polsce uda się nakłonić Paryż i Berlin do poparcia naszego stanowiska. Doktor Dietrich Guth, dyrektor z Federalnego Ministerstwa Wyżywienia Rolnictwa i Ochrony Konsumentów Niemiec, który także był gościem naszego ministerstwa rolnictwa, nie kryje, że w wielu kwestiach stanowisko Niemiec i Polski jest zbieżne. Jeśli chodzi o płatności bezpośrednie, to Berlin proponuje "pewne przesunięcia środków na bazie obecnych alokacji w celu zmniejszenia różnicy w poziomie płatności przypadających na 1 hektar pomiędzy państwami członkowskimi". Dlaczego rozmowy w ramach Trójkąta są tak ważne. Otóż Niemcy i Francja to najwięksi w UE producenci żywności. I bez ich woli nic tak naprawdę się nie dzieje w kwestii WPR. Jeśli więc ministrowi Sawickiemu udałoby się przekonać oba kraje do poparcia naszych postulatów odnośnie do I filara, łatwiej byłoby negocjować z innymi państwami starej Piętnastki.
Normy unijne dla wszystkich rolników
Nie ma natomiast większych różnic między unijnymi krajami w takich sprawach, jak finansowanie rozwoju obszarów wiejskich czy ochrona europejskiego rolnictwa. Dlatego ministrowie rolnictwa z większości państw z niepokojem obserwują negocjacje Komisji Europejskiej ze Światową Organizacją Handlu (WTO) i organizacją MERCOSUR - grupującą państwa Ameryki Południowej, na temat liberalizacji handlu produktami rolno-spożywczymi i nie kryją sprzeciwu wobec tych rozmów. Chodzi np. o to, że unijni rolnicy muszą spełnić wiele surowych i kosztownych norm dotyczących produkcji rolnej, czego nie wymaga się od producentów z innych kontynentów. W rezultacie koszty produkcji są w UE znacznie wyższe i jeśli szerzej otworzymy granice wspólnoty, to zaleje nas np. południowoamerykańska żywność, a unijne gospodarstwa zaczną bankrutować. Dlatego najpierw trzeba zmusić tamte kraje do przyjęcia naszych norm i dopiero otwierać granice celne. Komisja Europejska, która te normy na unijnych rolników nakładała i nakłada, jakoś nie dostrzega wagi problemu.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik 2010-08-03

Autor: jc