Będzie taniej, ale drożej
Treść
W każdym normalnym kraju rząd, który podnosi podatki, naraża się na krytykę mediów, które odzwierciedlają nastroje społeczne. Nikt przecież nie chce płacić wyższych podatków, gdyż zwyczajnie zostaje mu mniej pieniędzy w portfelu. Tymczasem w Polsce rząd ogłasza, że podniesie stawki podatku VAT, ale większość mediów jest jakoś dziwnie co najmniej neutralna w tej kwestii, żeby nie powiedzieć - przychylna.
Najlepiej widać to na przykładzie żywności. Kto przyjechałby teraz do Polski i nic by nie wiedział o naszym kraju, mógłby odnieść wrażenie, że oto premier Donald Tusk daje Polakom wielki prezent, wręcz czyni dobrodziejstwo, bo na skutek zmian w stawkach podatku VAT będziemy mieli tańszą żywność. Takie wieści przynosiły nam wcześniej "Gazeta Wyborcza" czy TVN, a w ostatnim numerze także "Dziennik Gazeta Prawna", który opisując projekt nowelizacji ustawy podnoszącej na trzy lata stawki VAT, stwierdził otwarcie, że "będzie tańsza żywność". Taki ma być skutek zmniejszenia podstawowej stawki VAT na przetworzone produkty żywnościowe z 7 do 5 procent. Zmiany te Polacy powinni zatem przyjąć z zadowoleniem, zwłaszcza najbiedniejsze rodziny, których wydatki na jedzenie pochłaniają często większość dochodów.
Niby wszystko się zgadza, w końcu podatek niższy o 2 proc. powinien się przełożyć na spadek cen nabiału, wędlin, pieczywa i innych produktów, które codziennie trafiają na nasze stoły. Szkoda tylko, że media nie pokazują całej prawdy, a jest ona bardziej złożona. O cenach żywności w małym stopniu decyduje podatek VAT bezpośrednio na nią nakładany. Większy wpływ mają na nie podatki obciążające zakup energii, paliw, wynagrodzenia pracowników itd. Jak więc możemy za dobrą monetę brać zapewnienia rządu, że żywność potanieje, skoro przedsiębiorstwa spożywcze będą musiały drożej płacić za prąd, gaz i paliwo tylko z racji podniesienia na te produkty stawki VAT? Ta papierowa obniżka w dziale "żywność przetworzona" zostanie błyskawicznie strawiona przez wyższy podatek na inne produkty i usługi, bez których nie da się wyprodukować jedzenia. A pamiętajmy i o tym, że z 3 do 5 proc. wzrośnie stawka VAT na żywność nieprzetworzoną, a więc głównie na świeże owoce i warzywa. I jak tu obronić tezę o tym, że dzięki rządowi żywność potanieje?
To, że bagatelizuje on wpływ zmiany stawek VAT na koszty naszego codziennego utrzymania jest zrozumiałe, bo przecież Donald Tusk i jego ministrowie są przekonani, iż błędów nie popełniają, że prowadzą jedyną właściwą politykę gospodarczą. A gdy sięgają głęboko do naszych kieszeni, to jeszcze bezczelnie wmawiają nam, że dzięki nim będziemy mieli nie mniej, a właśnie więcej pieniędzy. Brutalna prawda jest zaś taka, iż żywność już drożeje i ten proces nie zostanie zatrzymany dzięki ministrowi finansów Jackowi Rostowskiemu i jego "reformie" fiskalnej. Ciekawe, jaką teorię wymyśli premier, gdy okaże się w przyszłym roku, że jednak wydatki na żywność w polskich rodzinach są znacznie wyższe, niż obiecywał rząd. Nie zdziwię się, kiedy nagle przed wyborami Tusk wezwie - tak jak robiono to w PRL - do ścigania spekulantów podnoszących ceny żywności. Bo przecież skoro rząd wszystko tak dobrze zaplanował, to musi być ktoś, kto "sypie piach w tryby" i przeszkadza nam w osiągnięciu dobrobytu.
Panie Premierze, nie ma wyjścia, trzeba będzie jeszcze raz pojechać do Władimira Putina i zapytać go, jak organizuje się wizyty w supermarketach i sklepach osiedlowych i zmienia ceny. Radziłbym też, Panie Premierze, aby nie polegał Pan na obietnicach tych wrażych spekulantów, tylko sam wziął metkownicę do ręki i ponaklejał na każdy serek, każdą kiełbaskę, paczkę parówek czy ciastek nową, właściwą cenę. Porządek przecież musi być, premier i rząd nie mogą rzucać słów na wiatr: ma być taniej, to będzie taniej.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik 2010-09-13
Autor: jc