Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Becikowa polityka prorodzinna

Treść

Ustanowiona jednorazowa pomoc po narodzeniu dziecka nie jest wystarczającym wsparciem i zachętą do powiększania polskich rodzin, jak i nie sprzyja zahamowaniu ubóstwa rodzin wielodzietnych

Jesienią 2005 r. rozpoczął pracę rząd Prawa i Sprawiedliwości, który w swoim programie prawidłowo zdiagnozował groźbę marginalizacji pozycji Polski w przypadku kontynuowania groźnych trendów demograficzno-gospodarczych, i to mimo pozornych sukcesów polegających na likwidacji bezrobocia poprzez masową emigrację ludzi młodych do starzejących się, lecz dostatnich krajów UE. Upłynął już ponad rok, dlatego warto podsumować działania prowadzone w ramach polityki prorodzinnej. Najlepszym sposobem wydaje się odniesienie do obiecanych działań programowych, zawartych w opracowaniu "Finanse publiczne - rozwój przez zatrudnienie", prezentowanych podczas zwycięskiej kampanii wyborczej, a których zarys został obszernie omówiony w artykule "Tak dla rodziny", opublikowanym w "Naszym Dzienniku" 29 stycznia.

Projekt prorodzinnej ustawy został przedstawiony do obróbki legislacyjnej ministrowi Mirosławowi Gronickiemu już w trakcie omawiania w Ministerstwie Finansów koniecznych prac w sierpniu i wrześniu 2005 r., a więc jeszcze przed wyborami, podczas spotkań, w których uczestniczyłem razem z Kazimierzem Marcinkiewiczem. Proponowana ulga podatkowa miała mieć charakter tzw. kredytu podatkowego, tj. w przypadku, kiedy należny byłby on mniejszy niż kwota przysługującej ulgi, następowałaby dopłata i rozliczenie z fiskusem do wysokości przysługującej ulgi. W okresie poprzedzającym wybory, a po prezentacji programu gospodarczego "Rozwój przez zatrudnienie" na mocy decyzji prezydenta nastąpiło zredukowanie wysokości świadczeń dla rodzin wielodzietnych do wysokości 100 zł na dziecko, co w efekcie doprowadziło do zbliżenia z rozwiązaniami programowymi postulowanymi przez Jana Rokitę. Podczas negocjacji PO - PiS w prezentowanym budżecie PiS zarezerwowano środki w wysokości 8 mld zł na rzecz polityki prorodzinnej, a szef "podstolika społecznego" poseł Tadeusz Cymański ustalił z premierem Marcinkiewiczem zwiększenie środków na dziecko w najbiedniejszej rodzinie wielodzietnej do wysokości 300 złotych. Niestety, negocjacje z PO zostały przerwane, a nowo powołany rząd nie wprowadził prorodzinnych modyfikacji budżetowych. Później, tuż przed odwołaniem, minister Teresa Lubińska powołała zespół, który w ramach realizacji programu podatkowego miał się zająć również ulgami prorodzinnymi. Założenia polityki prorodzinnej minister Lubińskiej zakładały, że należy oddziaływać na wszystkie grupy społeczne w celu zwiększenia dzietności w rodzinach. O ile pierwotny, solidarnościowy program PiS zakładał jak najtańsze osiągnięcie równowagi demograficznej połączone z natychmiastową likwidacją biedy w rodzinach wielodzietnych, o tyle nowe postulaty zakładały również transfery do wielodzietnych rodzin klasy średniej. W swej wersji programowej były zbliżone do rozwiązań propagowanych w bogatych krajach Unii, gdzie już obecnie dół drabiny społecznej zajmują słabiej kulturowo zintegrowani z resztą społeczeństwa imigranci.

Ulgi dla wszystkich podatników
W późniejszym okresie ze względu na zmianę priorytetów rządu dyskusje na temat polityki prorodzinnej z pozycji rządowych przeniosły się do klubu parlamentarnego PiS, gdzie jej promotorem stał się poseł Marian Piłka. Ustawa, którą on prezentował, była bardziej kompleksowa i łatwiejsza w implementacji, gdyż docelowo obejmowała ulgi dla wszystkich podatników, a nie tylko najbiedniejszych, przy rozłożeniu jej wdrażania na wiele lat, tak aby jednorazowe zwyżki wydatków były ograniczone - maksymalny roczny przyrost do roku 2010 miał wynosić 2,9 mld zł i dopiero objęcie nią wszystkich podatników w roku 2011 powodowało skok o 6 mld złotych. Zgodnie z tą propozycją ulgą miałyby zostać objęte dzieci, które w chwili obecnej kwalifikują się do pobierania zasiłku rodzinnego. W latach 2010 i 2011 miało nastąpić rozszerzenie jej na wszystkie dzieci, które nie ukończyły 24 lat i pozostają na utrzymaniu rodziców. Ulga odliczana od podatku dla takich rodzin przysługiwałaby w wysokości: 100 zł miesięcznie na każde dziecko w rodzinie mającej co najmniej dwoje dzieci w 2007 r.; 100 zł miesięcznie na każde dziecko w rodzinie mającej dwoje dzieci w 2007 r.; 200 zł miesięcznie na każde dziecko w rodzinie mającej co najmniej troje dzieci w 2007 r.; 100 zł miesięcznie na każde dziecko w rodzinie mającej dwoje dzieci w 2008 r.; 200 zł miesięcznie na każde dziecko w rodzinie mającej co najmniej troje dzieci w 2008 r.; 400 zł miesięcznie na każde dziecko w rodzinie mającej co najmniej czworo dzieci w 2009 roku. W latach 2010 oraz 2011 ulgi podatkowe miałyby pozostać jak w 2009 r. z tym, że zostałby rozszerzony zakres stosowania ulg na wszystkie dzieci, które nie ukończyły 24 lat i pozostają na utrzymaniu rodziców. Wyjątkiem byłby 2010 r., który miałby charakter przejściowy i dla dzieci nie kwalifikujących się do uzyskiwania zasiłku rodzinnego ulga obowiązywałaby tylko do wysokości podatku należnego. Przyjęto także, że ulga dotyczyłaby również osób, które rozliczają się w ramach takich reżimów podatku PIT, które obecnie zakładają możliwości korzystania z ulg - karta podatkowa, ryczałt ewidencjonowany czy podatek liniowy wg stawki 19 procent.
Mimo znaczącego przeorientowania wydatków budżetowych planowana polityka prorodzinna od samego początku rządów PiS napotykała na inne procesy realizacyjne. W pierwszym pełnym roku podatkowym nie wprowadzono proponowanych ulg. Również w budżecie na 2007 r. rząd PiS nie uwzględnił tego pomysłu. W trakcie prac budżetowych zdecydowano, że wychowujący dzieci będą pomniejszać podatek o symboliczne 10 zł miesięcznie na każde dziecko. Należy więc wnioskować, iż na obecnym etapie realizacji polityki demograficznej jedyną formą wsparcia dla rodzin ma być tzw. becikowe, kwotowo symboliczne ulgi i zasiłki rodzinne, jak i wsparcie moralno-polityczne. Jednak ustanowiona jednorazowa pomoc po narodzeniu dziecka nie jest wystarczającym wsparciem i zachętą do powiększania polskich rodzin, jak i nie sprzyja zahamowaniu ubóstwa rodzin wielodzietnych. Skromne i ułomne wprowadzenie przez LPR jednorazowych zasiłków porodowych ("becikowe") ma swój psychologiczny efekt i w powiązaniu z wejściem wyżu lat 80. w okres rozrodczy w pewnym stopniu odbije się na nieznacznym wzroście dzietności polskich rodzin zarówno w 2006, jak i 2007 roku. Może to jednak doprowadzić do negatywnego efektu informacyjnego polegającego na relatywnym wzroście urodzin w roku 2006 w porównaniu z rokiem 2005, który wykorzystany polityczno-medialnie może osłabić dążenia do wprowadzenia realnej, a nie pozorowanej polityki prorodzinnej.

Polityka prorodzinna - tylko dwa zdania
Zagrożenia takiego scenariusza są poważne. W zeszłym tygodniu do Sejmu trafiła rządowa "Strategia Rozwoju Kraju 2007-2015". Jest to obszerne, 142-stronicowe opracowanie, które po diagnozie społeczno-gospodarczej kraju, analizie SWOT [Analiza strategicza. Jej nazwa pochodzi od angielskich słów strenghts (mocne strony), weaknesses (słabe strony), opportunities (szanse w otoczeniu), threats (zagrożenia w otoczeniu) - przyp. red.] i dylematów rozwojowych przedstawia obszernie cele główne i priorytety strategii. W ramach tych priorytetów jako kluczowe uznaje się wzrost konkurencyjności i innowacyjności gospodarki, poprawę stanu infrastruktury, wzrost zatrudnienia, integrację wspólnoty społecznej i rozwój regionalny. W przedstawionej strategii brak jest odniesienia co do problemów zapaści demograficznej zarówno w diagnozie sytuacji, jak i propozycjach rozwoju. Według strategii, polityka prorodzinna to dwuzdaniowe, nierozwinięte "systemowe wsparcie rodzin (...) obejmujące działania na obszarze zdrowia, bytu, edukacji i wychowania (...)". Jednocześnie parozdaniowa konkluzja, będąca zarówno diagnozą, jak i rozwiązaniem mówi, że "w perspektywie długoterminowej zmniejszenie poziomu ludności (...) skutkować może niedoborami pracowników (...) [i] istotnym (...) będzie opracowanie zasad (...) dopuszczenia cudzoziemców do polskiego rynku pracy (...)".

Nadal tylko hasła
Podobnie w przedstawionej ostatnio przez premier Gilowską reformie finansów publicznych brak jest jakichkolwiek odniesień do koniecznych reform w sferze polityki prorodzinnej. Zgodnie z wyliczeniami ZUS z końca listopada, zakładane wcześniej obniżenie stopy procentowej składki na ubezpieczenie rentowe z 13 proc. do 9 proc. miało kosztować 11,3 mld zł w roku 2007, 12,3 mld zł w 2008 r. i 13,4 mld w roku 2009, przy założeniu wejścia reform od początku 2007 roku. Przy założeniu stopniowalności redukcji składek i przy bardziej optymistycznych prognozach zakładane obniżenie dochodów oznacza pozostawienie dla całego budżetu zaledwie 5 mld środków rocznie na waloryzację planowanych wydatków. A więc kwoty niższej niż indeksowane wydatki sztywne. Powiązanie powyższych ograniczeń dochodowych z planami likwidacji tylko jednego Krajowego Funduszu Drogowego oznacza zacieśnienie wydatków na kwotę 3,3 mld zł w ujęciu rocznym, bo tyle wyniósł deficyt KFD pokryty pożyczkami, obligacjami i nieuregulowanymi fakturami za rok 2006. Nawet jeśli uznać, że brak reakcji ministrów resortowych na tak znaczące propozycje oznacza, że nie uznają oni ich jako uzgodnione priorytety i skala ewentualnej redukcji składki rentowej będzie dopiero przedmiotem negocjacji, to jednak trudno sobie wyobrazić, aby premier Gilowska po raz drugi wycofała się z powyższych propozycji bez utraty resztek autorytetu.
Niemniej w każdym wypadku, czy to w sytuacji zagospodarowania ewentualnych nadwyżek dochodów budżetu na zwiększone dopłaty do ZUS już w pierwszym półroczu obecnego roku, czy też częściowej realizacji zapowiadanej reformy pod koniec roku, brak priorytetu dla polityki prorodzinnej oznacza, że będzie ona przeprowadzona jedynie hasłowo. A sytuacja zaprezentowana w TVN, gdzie pokazano tragedię wdowca, którego żona umarła po porodzie i z którą w jednym pomieszczeniu XIX-wiecznego budynku w okropnych warunkach wychowywał 12 dzieci, może się powtarzać. Biorąc pod uwagę fakt, że przyczyną śmierci żony było niedożywienie, należy mieć nadzieję, że zarówno ostatnie deklaracje Rady Politycznej PiS dotyczące nowych przedsięwzięć w sferze podatkowej i społecznej, jak i zaprezentowane przez Jana Rokitę propozycje prorodzinnych ulg podatkowych nie pozostaną amorficznymi hasłami, lecz na nowo przeorientują priorytety polskich finansów.

Autor jest doktorem ekonomii, w przeszłości pełnił funkcję prezesa Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi, był też wiceministrem finansów w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza. Współautor programu gospodarczego PiS, absolwent SGH oraz prestiżowego programu doktorskiego w IESE w Barcelonie, obecnie pracuje w Kancelarii Sejmu.
"Nasz Dziennik" 2007-02-02

Autor: wa