Baryktabasow chce zdobyć władzę?
Treść
Około 1500 zwolenników byłego kandydata na prezydenta Kirgistanu Urmatbeka Baryktabasowa zebrało się w centrum stolicy kraju, Biszkeku, by zaprotestować przeciwko tymczasowym władzom Kirgistanu. Do centrum miasta próbowało się dostać także kolejne 2 tys. demonstrantów. Zostali oni jednak zatrzymani na przedmieściach stolicy przez służby porządkowe.
Kirgiskie siły bezpieczeństwa użyły gazu łzawiącego i oddały strzały ostrzegawcze, by rozproszyć około 2 tys. demonstrantów, których zatrzymano na drodze prowadzącej do stolicy kraju, Biszkeku. Policja zatrzymywała także autobusy ze zwolennikami byłego kandydata na prezydenta Urmatbeka Baryktabasowa. Na drodze do stolicy rozlokowano około 500 żołnierzy, w poprzek ustawiono ciężarówki, wezwano też śmigłowce. Policja przeszukuje autobusy, gdyż według szefa kirgiskich służb bezpieczeństwa armia otrzymała informacje, że niektórzy z przybywających demonstrantów są uzbrojeni i mogą próbować obalić rząd tymczasowy Rozy Otunbajewej.
Zwolennicy Baryktabasowa przeszli wczoraj przez centrum Biszkeku i zgromadzili się przed budynkiem parlamentu. Uczestnicy wiecu zarzucali tymczasowym władzom brak przejrzystości i przekonywali, że kraj nie jest gotowy do wyborów parlamentarnych zapowiedzianych na październik.
Baryktabasow próbował wystartować w wyborach prezydenckich w 2005 roku, jednak odmówiono mu rejestracji. Jego zwolennicy przejściowo zajęli wówczas siedzibę rządu, przez co groziło mu postępowanie karne. Baryktabasow uciekł za granicę, ale wrócił po tym, jak w kwietniu w wyniku krwawych rozruchów (zginęło w ich trakcie 85 osób) obalony został dotychczasowy prezydent Kurmanbek Bakijew, a władzę przejął rząd tymczasowy z Rozą Otunbajewą na czele. Bakijew zaś schronił się na Białorusi.
W Kirgistanie od tamtej pory panuje chaos. Tymczasowe władze próbują utrzymać stabilność kraju, licząc m.in. na pomoc Moskwy, jednak w zamieszkach etnicznych pomiędzy Kirgizami i przedstawicielami mniejszości uzbeckiej na południu kraju zginęło w czerwcu co najmniej 350 ludzi.
ŁS, PAP
Nasz Dziennik 2010-08-06
Autor: jc