Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Barsanufiusz, Jan i Seridos - harmonijne kierownictwo duchowe / część 1

Treść

Analizując listy dwóch Starców, spróbujemy po prostu rozwinąć niektóre wątki owych „harmonijnych” relacji oraz wyłowić duchowe koncepcje, które stanowiły tajemnicę ich płodności.

Ostateczne sformułowanie tytułu tej konferencji nie było łatwe. Proponowano mi początkowo termin „kierownictwa kolegialnego”, który jednak szybko został zarzucony, ponieważ wiąże się ze ściśle określoną rzeczywistością teologiczną i w niniejszym kontekście nie byłby jednoznaczny. Ostatecznie za lepszy wybór uznano wprowadzenie przymiotnika „harmonijny”, co było próbą oddania pewnego procesu, istotnie przeżywanego w harmonii przez wszystkie uczestniczące w nim osoby.

Wahania związane z wyborem tytułu zdradzały istnienie swoistej niepewności dotyczącej samego przedmiotu studiów. Uczucie to pojawia się także w odniesieniu do różnic pomiędzy kierownictwem duchowym praktykowanym w VI wieku, a takim, jakie upowszechniło się w naszych czasach, przynajmniej na łacińskim Zachodzie. W rzeczywistości o wiele bliższa temu, co znali ojcowie z Gazy oraz ich uczniowie, jest współczesna sytuacja w Kościołach tradycji wschodniej.

W ujęciu Kościoła zachodniego kierownictwo duchowe przez wieki coraz ściślej odróżniano od zarządzania wspólnotą, a osobę ojca duchowego – od przełożonego. Doprowadziło to m.in. do wydania przełożonym zakazu wysłuchiwania spowiedzi podległych im braci lub nawet zwyczajnego wypytywania o ich życie osobiste. Powyższe zarządzenie zostało utrzymane w mocy przez ostatni Kodeks prawa kanonicznego. Używając słownictwa łacińskich prawników, chodzi o to, aby nieustannie i w najwyższym możliwym stopniu chronić nieprzekraczalną granicę pomiędzy „trybunałem wewnętrznym” czyli życiem osobistym braci, a „trybunałem zewnętrznym” czyli rzeczywistą organizacją wspólnoty. Dlaczego? Aby przełożony, podejmując decyzje, nie czuł się zakłopotany zwierzeniami, które poczyniono mu prywatnie, w tajemnicy. Jest prawdą, że mnisi zawsze odnosili się do tego zakazu nieco niechętnie, a niektórzy z nich uważają nawet, że nie musieliby się z nim liczyć ze względu na „sięgającą niepamiętnych czasów tradycję”; nie wspomniawszy już o cieszącej się słuszną sławą rodzinie zakonnej – Towarzystwie Jezusowym – które, mając błogosławieństwo Stolicy Apostolskiej, potrafiło w pewnym stopniu utrzymać wzajemne przenikanie się wspomnianych dwóch trybunałów dzięki tak zwanemu „zdawaniu sprawy sumienia” – każdego jezuitę zachęca się do tego, aby regularnie otwierał serce przed swoim prowincjałem.

Na pierwszy rzut oka „łacinnik” uznałby, że te dwa trybunały były na pustyni Gazy całkowicie ze sobą pomieszane. Chociaż Barsanufiusz i Jan przybyli do klasztoru opata Seridosa późno, to jednak wydaje się, że autorytetem znacznie przewyższali przełożonego miejscowej wspólnoty. On sam, pozornie ograniczając swoją rolę do bycia ich pokornym „skrybą”, wyraźnie nie chciał nigdy zarządzać bez zasięgnięcia opinii któregoś z nich lub obu jednocześnie. Nasuwa się zatem kilka pytań: kto komu rozkazywał? Kto był komu posłuszny? Dla kogo Barsanufiusz i Jan stanowili takie autorytety? Który z nich miał pierwszeństwo? Czy zwracając się kolejno do nich obu, można było spodziewać się od drugiego innej i bardziej pobłażliwej odpowiedzi?

Zamiarem autora nie było promowanie któregoś z tych pozostających ze sobą w zgodzie sposobów kierownictwa duchowego, ani tym bardziej przeciwstawianie jakichś dwóch tradycji. Analizując listy dwóch Starców, spróbujemy po prostu rozwinąć niektóre wątki owych „harmonijnych” relacji oraz wyłowić duchowe koncepcje, które stanowiły tajemnicę ich płodności.

Barsanufiusz, Jan i Seridos

W owej harmonii pytań i odpowiedzi poprzedził dwóch Starców, których nazwiemy „charyzmatykami”, opat Seridos, przełożony wspomnianej wspólnoty cenobitów na pustyni Gazy. Kiedy zjawili się u niego Barsanufiusz i Jan, aby wieść życie pustelnicze w jego cieniu, zajmował już tamten teren. To oni go wybrali, żeby „wraz z Bogiem ochraniał ich przed ludźmi”, co zresztą nie obyło się bez pewnej zazdrości ze strony sąsiednich opatów, którym pochlebiałaby możliwość goszczenia Starców. Zatem to nie Seridos udał się do nich na naukę, wręcz przeciwnie. Pośrodku jakichś braterskich intryg prowadzonych przez innych przełożonych w nadziei na zjednanie sobie przychylności dwóch słynnych ojców duchowych, Seridos zachował spokój. „Nie ruszał się z miejsca” – powie Barsanufiusz, a Bóg, „który miłuje głębokie pragnienie”, posłał ich do niego.

Posłał jednak nie jako uczniów do mistrza. Bóg bowiem, pozostawiając Seridosa igumenem klasztoru w stosunku do innych braci, uczynił go „prawdziwym dzieckiem” dwóch Starców. W ten sposób pomiędzy Seridosem a Barsanufiuszem ustanowiona została nowa relacja, w której ten pierwszy składał niekiedy, jak się wydaje, odpowiedzialność przełożonego w ręce drugiego. Barsanufiusz relacjonował to następująco:

[Seridos] stał się cennym naczyniem, pożytecznym dla pana. Nigdy bowiem w niczym się nie sprzeciwiał, ani nie myślał o sobie jako o igumenie, ale uważał się za ucznia Starca i człowieka winnego mu doskonałe posłuszeństwo[…]. Z tego powodu Starzec uważał go za swe rodzone dziecko.

Odtąd zatem Seridos przyjął jednocześnie dwie role. Był zarazem „sługą [dwóch Starców] i przełożonym klasztoru”, tak jak to zresztą przedstawiono w tytule zbioru Listów.

Seridos stanie się sługą, przede wszystkim przyjmując funkcję oddanego sekretarza Barsanufiusza. Ten ostatni żył jako pustelnik, nie przyjmował nikogo i odpowiadał na piśmie na zadawane mu tą samą drogą pytania. Nie krył się z tym: „To, co dla ciebie podyktowałem – precyzował czasami – napisane zostało przez mojego syna [Seridosa]”. Czy Barsanufiusz nie umiał pisać? Ależ oczywiście, że umiał, posunął jednak swoje odosobnienie aż do tego stopnia, iż pociągnęło to za sobą pewne milczenia pióra: „Ponieważ postanowiłem, że nie będę pisać sam, ale odpowiedzi wysyłać przez igumena”. Zmuszało go to zresztą do odpowiadania zawsze po grecku – w jedynym języku znanym sekretarzowi – nawet na pytanie współziomka, który pisał do niego po koptyjsku. Nie wszystkim korespondentom takie postępowanie się podobało; niektórzy uważali je za niedyskretne. Jeden z nich miał również nadzieję uniknąć mimowolnej cenzury sekretarza, zadając pytania w formie zagadek. Barsanufiusz przystawał przez pewien czas na te przebiegłe sztuczki, ale ostatecznie odradził ich, jako sprzeciwiających się pokorze i pociągających za sobą ryzyko niemożliwych do wykorzenienia nieporozumień i wątpliwości. Lepiej nazywać rzeczy po imieniu.

Niezwykły sposób odpowiadania na piśmie rodził inne podejrzenia. Czy Barsanufiusz nie pozwalał Seridosowi sobą manipulować? „Tobie Starzec pozwala pełnić własną wolę!”  – zarzucił igumenowi jeden z korespondentów Barsanafiusza, rozczarowany otrzymaną odpowiedzią. Sytuacja byłaby jednak jeszcze poważniejsza, gdyby igumen – sekretarz uległ pokusie, żeby uczynić z duchowego rozeznania Starca koronny argument w obronie podejmowanych tylko przez siebie decyzji. Barsanufiusz stałby się wówczas parawanem zasłaniającym osobę przełożonego o nieutrwalonym autorytecie. Pewnego dnia Starzec znalazł się nawet w sytuacji, gdy musiał poprosić Seridosa o głośne odczytanie swojej odpowiedzi w obecności korespondenta, aby ten ostatni miał świadomość, że ukryty w pustelni Barsanufiusz we wszystkim zgadza się z treścią listu. Innym razem podejrzenia wzrosły aż do tego stopnia, że jeden z pytających posunął się zwyczajnie do podania w wątpliwość samego istnienia Starca, który miał być jedynie wymysłem w całości stworzonym przez igumena, dzięki czemu łatwiej akceptowano by jego decyzje. Barsanufiusz został wówczas wbrew swoim zwyczajom zmuszony do przyjęcia grupy braci, z niedowiarkiem włącznie, i umył im nogi.

Starzec w niczym nie umniejszał autorytetu Seridosa i wielokrotnie odsyłał swoich korespondentów do jego rozeznania: „Zasięgnijcie rady igumena” – pisał. Jeśli przełożony prawdziwie zawierzy się Panu, również jego słowo będzie słowem Boga. Nawet gdyby inni bracia mieli źle odbierać takie postępowanie, które budziło ich zazdrość, to zawsze najlepszym rozwiązaniem było otwarcie się przed opatem:

Jeśli mówisz według Boga, nie mówisz od siebie, ani nie czynisz sam nic dobrego, ale Bóg jest we wszystkim, a dobro Boże nie rodzi zazdrości.

W takim wypadku Barsanufiusz nie zgadzał się nawet na przekazanie igumenowi wiadomości, ponieważ ważne było, aby brat otworzył się osobiście przed przełożonym i nie ukrywał przed nim niczego, co nosi w sercu.

Bywały sytuacje jeszcze bardziej kłopotliwe, gdy do ojca duchowego docierały krytyczne głosy godzące w igumena. A to brat odpowiedzialny za beneficjum uważał, że przełożony okazuje wobec tych spraw zbytnią obojętność, a to – co jeszcze bardziej bolesne – jeden z braci, na próżno wyczekując oznak przychylności, jakie odbierali inni, czuł się mniej miłowany przez opata. Barsanufiusz wzywał braci do cierpliwości i pokory, a przede wszystkim – do posłuszeństwa, co jednak istotne, prawie nigdy nie odnosił się do samego powodu skargi, uznając, że nie wchodzi to w zakres jego kompetencji. Tylko w jednym przypadku wydaje się, że musiał interweniować, ale raczej po to, aby oczyścić igumena z zarzutów:

Jeśli chodzi o igumena, módl się, aby Pan go ochraniał, ma bowiem wiele trosk […]. Powiedziałem mu, że zbytnio się spóźniał, a on odpowiedział – o czym zapewnił również ciebie – że obowiązki przeszkodziły mu w dotarciu na czas.

Złożoność więzi istniejących pomiędzy dwoma ojcami duchowymi a przełożonym klasztoru – a przede wszystkim ich nasycenie i bogactwo – wyszły na jaw wtedy, gdy po śmierci Seridosa musiano wybrać nowego igumena. Przed swoją śmiercią Seridos uznał, że wyznaczy następcę, sporządzając po prostu listę braci w porządku starszeństwa i postanawiając, aby kolejno sprawowali władzę. Ostatnie miejsce na liście zajmował świecki imieniem Aelianos, który jeszcze nawet nie przywdział habitu. Wszyscy kandydaci jeden po drugim zrzekali się pełnienia funkcji, tak że Aelianos, ku swemu wielkiemu zakłopotaniu, pozostał sam na placu boju, nie będąc nawet nowicjuszem! Ponieważ Barsanufiusz już nie żył, za przewodnika w tej zadziwiającej przygodzie posłużył nowemu opatowi Jan. Dowiadujemy się, że przed śmiercią Barsanufiusz przewidział, iż któregoś dnia Aelianos zostanie mnichem i przełożonym klasztoru, gdyż „tak podobało się Panu”. Po długich wahaniach, Aelianos ostatecznie uległ usilnym prośbom Jana, ponieważ – jak mu powiedział – „masz nade mną pełną władzę, jestem w rękach Boga i twoich”. Dodał też, używając słów Najświętszej Maryi Panny: „Oto ja twój sługa, niech mi się stanie według słowa twego!”. Wtedy wreszcie:

na rozkaz Ojców [z klasztoru] [Aelianos] uznany został godnym noszenia habitu mnicha. Na prośbę wszystkich do biskupa został wyświęcony na kapłana i w ten sposób wybrany został na przełożonego klasztoru.

Powrócimy jeszcze do tej ważnej dla tematu naszych rozważań interwencji biskupiej. Proces wyznaczania nowego przełożonego wciąż jednak nie był zakończony. Zaledwie opat objął swój urząd, jak najpilniej pośpieszył przede wszystkim odwiedzić Jana, duchowego ojca wspólnoty. A oto, jak opisano ich spotkanie:

Starzec [Jan] uczcił go jako błogosławionego igumena. Wielka bowiem była pokora Starca. Powiedział do niego: „Pobłogosław [mnie], abba”; a ów stał oniemiały, nie ośmielając się pomodlić nad nim. Gdy Starzec powtórzył te słowa, żeby się nie sprzeciwiać, pobłogosławił go.

Czy chodziło o prześciganie się w pokorze? Z pewnością! Być może jednak także o pomieszanie dwóch rodzajów władzy albo głębokie i tajemne porozumienie między nimi, a nawet ich zderzenie ze sobą. Niechaj to pytanie pozostanie na razie otwarte.

Barsanufiusz i Jan

Jan był młodszy niż Barsanufiusz i zmarł później niż on. W swoim Żywocie św. Dozyteusza Doroteusz z Gazy przedstawił go jako ucznia Starca czy raczej jego towarzysza ascezy (sunaskètès). Wkrótce ci dwaj w oczach braci zespolili się i prawie zlali w jedno, otaczani równą czcią. Sam Barsanufiusz przedstawił taki oto poruszający obraz więzi, jakie łączyły go z Janem:

Co do sposobu życia jednomyślnego ze mną dziecka, błogosławionego i pokornego sługi, które odrzucało aż do śmierci swoją wolę, cóż mam powiedzieć? Rzekł Pan: Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. A do ucznia powiedział, że może być jak jego nauczyciel.

Barsanufiusz porównuje swoją więź z Janem do tej, która łączyła Jezusa z Jego Ojcem w niebie. Takiego samego porównania użyje zresztą Jan, aby odpowiedzieć tym, którzy zarzucali mu, że zbyt często odsyła ich z pytaniami do Barsanufiusza. Wyprowadzało ich to z równowagi, gdyż – jak utrzymywali – Jan „ma taką samą moc Ducha”. Odpierał ich ataki, mówiąc, że przez takie postępowanie naśladuje postawę Chrystusa, który często odsyłał do swojego Ojca: „Proście Ojca, a da wam w imię moje”.

Jeżeli bracia mieli czasami ochotę porównywać dwóch starszych, w nadziei na to, że otrzymają od któregoś z nich odpowiedź bliższą własnym skrytym oczekiwaniom, Barsanufiusz odpowiadał oschle: „Zrób tak, jak powiedział ci abba Jan”. A gdy ten sam brat przyszedł po niedługim czasie powtórnie, Starzec powiedział jeszcze wyraźniej: „Niech to ci odtąd wystarczy: Bóg Barsanufiusza i Jana jest jeden”. Dość często zresztą odpowiedź jednego ojca duchowego znajdowała potwierdzenie u drugiego. Barsanufiusz popierał radę, której udzielił Jan, „gdyż nie powiedział ci [tego] od siebie, lecz Bóg pozwolił mu mówić na użytek każdego”, Jan natomiast zgadzał się ze słowami Barsanufiusza.

Jeśli bracia zwracali się także do drugiego ze Starców, to nie dlatego, że wątpili w rozeznanie pierwszego, ale dlatego, że odpowiedzi bywały czasami nieco niejasne i tajemnicze, tak iż wymagały pewnej interpretacji. Potwierdzało się to być może przede wszystkim w przypadku wypowiedzi Barsanafiusza, który najczęściej ograniczał się do niezmiennych zasad życia monastycznego, podczas gdy Jan chętniej zniżał się do problemów codzienności i, będąc bliższy temu, co przeżywali bracia, z pewnością w odniesieniu do starszego ojca duchowego jego rada mogła stanowić pewne rozwiązanie. Jako przykład przytoczmy reakcję obu Starców w tej samej sytuacji. Chodziło o nowicjusza, który cierpiał z powodu rozłąki z małżonką. Rada, której udzielił mu Barsanufiusz, była słuszna, lecz szorstka:

Jeśli wybrałeś, że będziesz żył, jakbyś umarł, zapytaj umarłego, czy pragnie widzieć swoją żonę.

Jan nie zaprzeczył tym słowom, lecz najpierw pochylił się na chwilę nad wyznanym mu cierpieniem, aby zapowiedzieć uzdrowienie z niego:

Napisane zostało o mężczyźnie i kobiecie: Staną się dwoje jednym ciałem.  Na skutek tego, tak jak gdy obetnie się część ciała, pozostała cierpi przez pewien czas, aż rana się zagoi i ból ustanie, tak też dla ciebie obecnie konieczne jest cierpieć przez pewien czas, ponieważ twoje ciało zostało jakby okaleczone.

Godne podziwu, jakże ludzkie oblicze Jana Proroka!

Fragment wstępu do Listów Barsanufiusza i Jana

André Louf OCSO, ur. w Lovanium w 1929 r., studiował na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzy­mie w Instytucie Biblijnym, opat klasztoru tra­pistów Mont-des-Cats (Katsberg) w latach 1963–1997 we Flandrii, północna Belgia. W naszym wydawnictwie opublikowaliśmy dwie publikacje: Pokora i posłuszeństwo, Moc w słabości

Żródło: cspb.pl,

Autor: mj