"Barca" kontra sędzia
Treść
Zabrakło goli, za to emocji, a przede wszystkim kontrowersji, było w nadmiarze. Po pierwszym, bezbramkowym meczu półfinałowym piłkarskiej Ligi Mistrzów między Barceloną a Chelsea Londyn gospodarze mieli gigantyczne pretensje do sędziego, zgodnie uznanego za "winnego" niepowodzenia.
Niepowodzenia, bo Katalończycy mieli nadzieję przed własną publicznością zdobyć solidną zaliczkę, a być może nawet rozstrzygnąć sprawę. Tymczasem przez 90 minut bili głową w mur utworzony przez londyńczyków, bez efektu. Chelsea, skupiona tylko na defensywie, obroniła remis. - My atakowaliśmy [gospodarze posiadali piłkę przez 66 procent czasu - przyp. red.], staraliśmy się grać w piłkę, wywierać na rywali presję. Zasłużyliśmy na zwycięstwo, ale się nie udało - przyznał Xavi. Hiszpanie byli sfrustrowali takim obrotem sprawy, taktykę londyńczyków krytykowali, a na sędziego Wolfganga Starka się wściekali. - Nie może być tak, że drużyna, która próbuje grać otwartą piłkę, kończy mecz z taką samą liczbą żółtych kartek jak zespół, który tylko fauluje - grzmiał trener Josep Guardiola. Katalończycy wskazywali na sytuację, w której Michael Ballack nie dostał drugiej żółtej kartki za powalenie wychodzącego na czystą pozycję Andresa Iniesty (Niemiec nie chciał skrzywdzić rodaka?), za to - ich zdaniem za nic - upomniany został Carles Puyol, który przez to nie zagra w rewanżu. Domagali się także (słusznie) karnego za faul na Thierrym Henrym.
Anglicy narzekaniem rywali się nie przejęli, osiągnęli swoje. Jako pierwsza drużyna od roku nie dali sobie wbić bramki na Camp Nou.
Pisk
"Nasz Dziennik" 2009-04-30
Autor: wa