Bałtyk nie dla naszych rybaków
Treść
Polska złoży dziś wniosek na Komitecie Europejskim Rady Ministrów, domagający się zaskarżenia do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu rozporządzenia Komisji Europejskiej, które do końca roku zakazuje naszym rybakom połowu dorszy na wschodnim Bałtyku - poinformował "Nasz Dziennik" minister gospodarki morskiej Rafał Wiechecki, który wczoraj w Brukseli przekonywał do naszych argumentów unijnego komisarza ds. rybołówstwa i gospodarki morskiej Joe Borga. Polski rząd uważa, że zakaz KE jest oparty na fałszywej metodologii i nosi znamiona dyskryminacji politycznej. Decyzja Komisji oznacza, że po zakończeniu trwającego obecnie okresu ochronnego dorsza, od września polscy rybacy nie będą mogli powrócić do połowu tego gatunku. Dla wielu z nich może to oznaczać stanięcie na krawędzi bankructwa.
- Uważam, że unijna polityka rybołówstwa to błędne koło. Komisja Europejska nie chce nic zrobić, aby rozwiązać rzeczywiste problemy tej branży w powiązaniu z ochroną dorsza. Wprowadza tylko i wyłącznie zakazy, nakazy, limity i nie interesuje się sytuacją społeczną i ekonomiczną rybaków - wskazuje minister Wiechecki. - Wczorajsze spotkanie tylko utwierdziło mnie w tym, żeby zaskarżyć rozporządzenie KE do Trybunału w Luksemburgu. Słowa komisarza wykazały dobitnie, że KE nie zależy na polskim rybołówstwie oraz to, że wspólna polityka rybacka i wprowadzenie wszystkich żądań Komisji doprowadzi w prostej linii do likwidacji dużej części polskiego rybołówstwa - dodaje.
Nakazując Polsce natychmiastowe wstrzymanie połowów dorszy na wschodnim Bałtyku, KE wskazała, że nasi rybacy wykorzystali już cały przysługujący im tegoroczny limit połowów. Co więcej Komisja stwierdziła także podawanie przez Polskę fałszywych danych o połowach, które są trzykrotnie większe od deklarowanych. Unijni urzędnicy nie sprecyzowali jednak, na podstawie czego formułują takie oskarżenia. - Nie zgadzamy się z odpowiedzialnością zbiorową, czyli formułą przyjętą przez Komisję, która nie udowodniła nam wykorzystania naszej kwoty, a jedynie określiła dobową wydajność połowową w tym momencie, w którym trwały u nas kontrole UE. Następnie eksperci KE przemnożyli ten wynik przez ilość dni, w których wszystkie kutry przebywają w morzu i wyszedł algebraiczny wynik wskazujący, że Polska przekroczyła limity. My się z tym absolutnie nie zgadzamy - wskazuje z rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Bogdan Waniewski ze Stowarzyszenia Armatorów Rybackich w Kołobrzegu. Rybacy nie ukrywają, że jeśli nie będą mogli łowić, to staną na krawędzi bankructwa, gdyż na unijne zakazy połowów nakłada się niemożliwość uzyskania kompensacji finansowej od UE za okres, gdy kutry stoją w porcie. - Jedyne co będziemy mogli zrobić w polskim systemie prawnym, to utworzyć rezerwę celową na odszkodowania dla rybaków. Ale oprócz rybaków są jeszcze przetwórcy, którzy korzystają z surowca, dlatego sytuacja nie jest ciekawa - podkreśla minister Wiechecki.
Tegoroczna kwota połowowa dorsza dla polskich rybaków na Bałtyku Wschodnim wynosi 10,8 tys. ton, a na Bałtyku Zachodnim, którego nie dotyczy unijny zakaz, ok. 3 tys. ton.
Problemy z Brukselą mają także rybacy francuscy. W ostatnich tygodniach w wielu tamtejszych portach doszło do manifestacji i protestów przeciwko drastycznemu ograniczeniu przez KE połowów sardeli w Zatoce Gaskońskiej. Rząd francuski już zażądał trzymiesięcznego przedłużenia okresu połowu tej ryby i zwiększenia od 3 do 4 tys. ton limitu jej odłowów. Paryż powołał się na analizy naukowców, z których wynika, że groźba załamania się rozrodczości tej ryby w Zatoce Gaskońskiej, o której mówi KE, nie istnieje. Obecnie sardelę można łowić tylko od 15 kwietnia do 15 czerwca. Według rybaków, tak krótki okres oznacza praktycznie likwidację ich zajęcia i bankructwo finansowe.
Anna Ludwig
Franciszek L. Ćwik, Caen
"Nasz Dziennik" 2007-07-27
Autor: ab