Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Bałtyckie tygrysy zbierają cięgi za euro

Treść

Dalsze trwanie przy strategii przystąpienia do eurostrefy w 2012 r. narażałoby rząd na śmieszność. Toteż chyłkiem wycofuje się z tej karkołomnej koncepcji, zapowiadając nową "mapę drogową". Czy tym razem uważniej prześledzi literaturę ekonomiczną i doświadczenia peryferyjnych krajów euro?

Strategia rządu Donalda Tuska w sprawie wejścia do strefy euro w 2012 roku upadła, zanim rząd zdążył rozpocząć jej wdrażanie. Potwierdził to publicznie pełnomocnik ds. wprowadzenia euro w Polsce wiceminister finansów Ludwik Kotecki. Dalsze trwanie przy dacie 2012 przy gigantycznym, ponad 50-procentowym deficycie finansów publicznych i dużych wahaniach złotego narażałoby rząd na śmieszność. Zatem - rad nierad - rozpoczął odwrót. Nie polega on na otwartym przyznaniu się wobec obywateli do błędu w ocenach, lecz na medialnym biciu piany. Na początek zamiast planowanego przystąpienia w maju tego roku do ERM2 rząd zapowiedział ogłoszenie "nowej strategii", ale nie od razu.
- W sierpniu rząd powinien przyjąć rozporządzenie powołujące Narodowy Komitet Koordynacyjny ds. Euro, a we wrześniu - Ramy Strategiczne Narodowego Planu Wprowadzenia Euro w Polsce - poinformowała szefowa Biura Pełnomocnika Rządu ds. Wprowadzenia Euro Joanna Bęza-Bojanowska.
Resort finansów przygotował już wstępny projekt "ram". Na razie nie będzie on jednak opublikowany, ponieważ czeka na konsultacje w ramach nieistniejącej jeszcze międzyinstytucjonalnej struktury organizacyjnej złożonej z Narodowego Komitetu Koordynacyjnego ds. Wprowadzenia Euro, Rady Koordynacyjnej oraz zespołów roboczych i grup zadaniowych.
Im mniej ludzi i pieniędzy w to się zaangażuje, tym lepiej. - To strata czasu - komentują tę "komitetową" frazeologię niezależni ekonomiści. Już jesienią ubiegłego roku część z nich przewidywała, że plany wprowadzenia euro w 2012 r. są nierealne.
"Ramy" mają zawierać bilans korzyści i kosztów przyjęcia przez Polskę euro w terminie krótko- i długookresowym zarówno z punktu widzenia gospodarki, jak i szarego obywatela, a także harmonogram i kalendarz działań przygotowawczych do przyjęcia euro.
- Zastanowimy się, jak ma wyglądać strategia wypełnienia przez Polskę kryteriów konwergencji i wskażemy nową ścieżkę integracji z eurostrefą - zapowiedziała Bęza-Bojanowska.
Resort finansów chce tym razem szerzej skorzystać z dorobku literatury z zakresu integracji walutowej, w tym z analiz przygotowanych na potrzeby raportu NBP o korzyściach i kosztach przyjęcia euro. Poprzednią strategię rząd ogłosił niemal równocześnie z raportem NBP, nie miał więc okazji przeanalizować jego treści. Główna teza tego raportu sprowadza się do ostrzeżenia, że euro nie należy przyjmować w czasie dużej niepewności na rynkach związanej z kryzysem światowym. Nieco inne przesłanie zawiera raport o euro sporządzony dla prezydenta Lecha Kaczyńskiego przez niezależnych ekonomistów, przygotowany przez prof. Ryszarda Domańskiego z Katedry Polityki Pieniężnej SGH, prof. Andrzeja Kaźmierczaka z Katedry Bankowości SGH i prof. Jerzego Żyżyńskiego z katedry Gospodarki Narodowej UW, przy współpracy z prof. Krzysztofem Marczewskim z Katedry Polityki Gospodarczej SGH. Stwierdza on, że warunkiem skorzystania kraju na wprowadzeniu wspólnej waluty jest uzyskanie przez niego odpowiedniego poziomu konwergencji z gospodarką eurostrefy. Polsce do tego jeszcze daleko, a w takim wypadku przyjęcie euro nie tylko nie daje korzyści, ale grozi pogorszeniem warunków gospodarczych i marginalizacją kraju.
- Aktualny kryzys jest "naturalnym stress-testem" pozwalającym ocenić, jak dana gospodarka radzi sobie w trudnych warunkach. Pierwszy wniosek, jaki się z tych obserwacji nasuwa, to ten, że nie ma empirycznych dowodów na to, że euro stanowi lekarstwo na kryzys - uważa były wiceminister finansów dr Cezary Mech. Przeciwnie - recesja u "bałtyckich tygrysów", które związały swoje waluty z euro, oraz na Słowacji, która przystąpiła z początkiem tego roku do strefy euro, dowodzi, jego zdaniem, że przyjęcie wspólnej waluty przez kraj nieprzystosowany to ekonomiczna katastrofa. Dotyczy to także Polski.
- Polska ma dwa razy wyższy deficyt niż wymagane kryterium konwergencji. Dążenie do jego ograniczenia może prowadzić do cięć w wydatkach na rozwój, co spowoduje dalsze schłodzenie koniunktury i ograniczenie perspektyw gospodarczych w przyszłości - ostrzega dr Cezary Mech.
Nasi bliżsi i dalsi sąsiedzi, którzy pospieszyli się z przyjęciem euro, zbierają teraz cięgi. Słowenia - kraj do niedawna podawany za przykład gospodarczego sukcesu, od 1 stycznia 2007 w eurostrefie, dziś notuje głęboką recesję. PKB Słowenii zaczął się kurczyć już pod koniec 2008 r., w pierwszym kwartale tego roku spadł zaś prawie o 9 procent. Źródłem dochodów kraju był eksport i turystyka. W kryzysie Słoweńcy nie mogą zwiększyć konkurencyjności przez dewaluację waluty, ponieważ zamienili rodzimego tolara na euro. Prognozy na cały rok przewidują skurczenie gospodarki aż o 10-12 procent.
Słowacja także była przekonana, że euro uchroni ją przed kryzysem, gdy 1 stycznia tego roku przystępowała do eurostrefy. Tymczasem już pół roku później spadek słowackiego PKB sięgnął 5,6 proc., a kraj znalazł się w głębokiej recesji. Produkcja budowlana tylko w pierwszym kwartale spadła o blisko 14 proc. rok do roku, co jest rekordem w UE, o 33 proc. spadły dochody podatkowe budżetu, coraz więcej firm popada w finansowe kłopoty, a w ocenie ekspertów, ilość upadłości przedsiębiorstw wzrośnie w tym roku kilkakrotnie.
Hiszpania, peryferyjny członek eurostrefy, także tonie w recesji. Według Eurostatu, w I kwartale odnotowała spadek zatrudnienia o 6,4 proc. rok do roku. Jej rynek nieruchomości podreperowałoby osłabienie waluty, które zwiększyłoby konkurencyjność miejscowej oferty. Gdy jednak kraj nie ma własnej waluty, w kryzysie może tylko zwalniać. Kraje peryferyjne UE, jak Litwa, Łotwa, Estonia, które związały swoje waluty z euro, dziś także zmagają się z recesją i bezrobociem, które wzrosło 1,5-2,5-krotnie.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2009-08-07

Autor: wa