Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Badamy możliwości ekstradycji Michnika

Treść

Z Markiem Klimczakiem, prokuratorem pionu śledczego warszawskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, rozmawia Zenon Baranowski

Dojdzie do ekstradycji Stefana Michnika?
- Na tak postawione pytanie na dzień dzisiejszy nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć. Stefan Michnik jest podejrzany o udział w bezprawnym pozbawieniu wolności Józefa Stemlera. Był jednym z członków składów orzekających o przedłużaniu jego aresztu w toku prowadzonego przeciwko niemu śledztwa w latach 1952-1954. Z tego tytułu wydano postanowienie o przedstawieniu Stefanowi Michnikowi zarzutów niedopełnienia obowiązków związanych z badaniem zasadności i przestrzeganiem terminowości czynności w przedmiocie stosowania środka zapobiegawczego.

Niedawno powiedział Pan, że ekstradycja jest rozważana...
- Sytuacja obecnie jest taka, że na terytorium Szwecji mieszka osoba o podobnych personaliach. Natomiast jednoznacznie nie potwierdziliśmy, iż jest to podejrzany Stefan Michnik z uwagi na to, że istnieją rozbieżności ewidencyjne co do danych osobowych. W ewidencji szwedzkiej S. Michnik ma inny dzień urodzenia, a obie daty różnią się o jeden dzień. Może to wynikać z niedokładności urzędników lub też z błędnego zapisu. Ta kwestia musi zostać szczegółowo wyjaśniona przed podjęciem dalszych czynności.

Rozumiem, że to jest do rozwiązania.
- Tak, tak. Musimy to jakoś rozwiązać i dokonać precyzyjnych ustaleń.

Wracając do ekstradycji. Czy w świetle obecnych uregulowań jest ona możliwa? Prawo skandynawskie nie pozwala na wydanie swojego obywatela i dlatego IPN kilka lat temu zrezygnował z takich starań wobec Michnika.
- Nie chcę przesądzać sprawy, ponieważ cały czas rozważamy kwestię ekstradycji i badamy stan prawny, jaki w tym zakresie obowiązuje w Szwecji. Jak pokazały próby ekstradycji Heleny Wolińskiej-Brus, nie jest to takie proste, ponieważ systemy prawne Polski i innych krajów są nieco rozbieżne. Inaczej jest unormowana instytucja przedawnienia. Inna jest teoria i praktyka wprowadzania do systemu prawa wewnętrznego pojęcia zbrodni przeciwko ludzkości. Na przykład prokuratura wojskowa próbowała ścigać byłego funkcjonariusza Informacji Wojskowej Antoniego Skulbaszewskiego w sprawach tzw. TUN-u ("Tatar - Utnik - Nowicki"). Władze Ukrainy odmówiły wszczęcia postępowania w tym zakresie, ponieważ zarzucane mu przestępstwa przedawniły się na terenie tego kraju.

A może wykorzystać ENA?
- ENA sprawdza się w typowych sprawach kryminalnych, natomiast jego skuteczność w postępowaniach prowadzonych przez IPN nie była jeszcze badana. W pewnych przypadkach, a były już takie sytuacje, władze danego kraju kierowały ENA do zbadania merytorycznej zasadności w trybie właściwym dla zwykłego wniosku o ekstradycję, co nie powinno mieć miejsca, ponieważ nakaz powinien podlegać wykonaniu bezpośrednio przez właściwe organy sądowe państwa.

Wobec Michnika nie przeprowadzono dotychczas żadnych czynności procesowych, np. przedstawienia mu zarzutów. Dlaczego?
- Z przyczyn, o których mówiłem wcześniej, do chwili obecnej nie ogłoszono mu zarzutu. Postępowanie wobec niego jest prowadzone, prowadziliśmy je bowiem przeciwko wszystkim osobom ustalonym jako żyjące, które wystąpiły w procesie J. Stemlera. Na dzień dzisiejszy istnieje podejrzenie, że właśnie ten adres, jaki nam wskazał konsulat RP w Sztokholmie, jest adresem podejrzanego Stefana Michnika. Identyfikacja tożsamości podejrzanego i osoby ustalonej na terytorium Królestwa Szwecji nie została jednak zakończona i przed podjęciem dalszych decyzji wymaga uzupełnienia.

Wniosek o postawieniu zarzutów wydano w grudniu 2005 roku. Od tego czasu nie udało się go wyjaśnić?
- Nasze ustalenia ewidencyjne muszą być oficjalne i uzyskane urzędowo. Możemy je realizować tylko w trybie przewidzianym w Kodeksie postępowania karnego, to jest za pośrednictwem polskich placówek dyplomatycznych i konsularnych lub w drodze pomocy prawnej organów państwa obcego. Dane dotyczące Stefana Michnika mieszkającego na terytorium Królestwa Szwecji uzyskaliśmy w lipcu 2006 roku. Z uwagi na ich rozbieżność z danymi archiwalnymi podejrzanego Stefana Michnika musimy je uzupełnić. Jest ten jeden dzień różnicy. I w tym zakresie właśnie je uzupełniamy. Poszukiwaliśmy materiałów źródłowych - wniosku o wydanie dowodu osobistego z lat 60. Niestety, materiały z tego okresu zostały już zniszczone. Poszukujemy teraz jego akt paszportowych. Planujemy również dalsze czynności zmierzające do zakończenia tych ustaleń, które umożliwią nam nawiązanie kontaktu z podejrzanym i jego przesłuchanie. W dalszej kolejności nie wykluczam możliwości skorzystania z pomocy prawnej organów ścigania Królestwa Szwecji lub Krajowego Biura Interpolu w celu wyjaśnienia rozbieżności co do tożsamości S. Michnika.

Jakie dowody wobec Michnika IPN zgromadził do tej pory?
- Dowodami w tej sprawie są przede wszystkim akta archiwalne sprawy karnej Stemlera. Ich ocena jest jednoznaczna. W okresie stalinowskim takie a nie inne stosowanie środków zapobiegawczych było pewną "normą". W tym okresie organy wymiaru sprawiedliwości były bardziej w dyspozycji Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego niż odwrotnie. Te organy legalizowały w zasadzie bezprawne działania MBP. Stąd m.in. zarzuty wobec sędziego Michnika i innych osób, bo jest to tego typu sytuacja. W ówczesnym porządku prawnym obowiązywał 48-godzinny termin zatrzymania. Jednak był on permanentnie naruszany, niekiedy w sposób rażący. Na przykład w sprawie "Zapory" i Siły-Nowickiego, czyli w tzw. procesie Zaporczyków sam areszt zastosowano po 10 miesiącach i 9 dniach trwania zatrzymania. I areszt zastosował sąd dopiero po zakończeniu śledztwa. W takich sytuacjach trudno mówić o braku świadomości tych osób, zwłaszcza że byli oni prawnikami.

Można się spodziewać postawienia Michnikowi poważniejszego zarzutu, np. uczestniczenia w mordzie sądowym?
- Nasz wymiar sprawiedliwości dotychczas tylko teoretycznie wypracował koncepcję "mordu sądowego". Brakuje orzeczeń sądowych w tym zakresie. Taki zarzut stawiano kilkakrotnie, ale postępowania nie zakończyły się w sposób, który umożliwiłby wypracowanie przez sądy, a szczególnie przez Sąd Najwyższy, ogólnych i powszechnie akceptowanych tez w tym zakresie. Nie jest to łatwe, ponieważ na gruncie praktyki sądowej postawienie komuś zarzutu "mordu sądowego" wymaga jednoczesnego spełnienia wielu różnych warunków. Konieczne jest wykazanie, że skład sędziowski, orzekając karę śmierci, miał świadomość, że przedstawione mu dowody są fałszywe lub zostały wymuszone. Dowodzenie faktów ze sfery świadomości jest zawsze trudne. W zestawieniu z tajemnicą z sali narad, z możliwościami uchylenia tego orzeczenia przez organ odwoławczy i możliwością skorzystania przez głowę państwa z prawa łaski, także z punktu widzenia teorii sprawstwa zagadnienie to nie jest proste i oczywiste.

Czyli można powiedzieć, że ci sędziowie są praktycznie bezkarni!
- Niezupełnie. Znamy twierdzenia teoretyków, że wydanie wyroku śmierci może wypełniać znamiona przestępstwa. Ale czym innym jest teoria, a czym innym praktyka. Udowodnienie komuś, że w takich, a nie innych warunkach działał w odległej przeszłości, miał wtedy taką, a nie inną świadomość faktów i postąpił tak, a nie inaczej zawsze jest dowodowo skomplikowane. Praktyczne trudności dowodowe nie wykluczają jednak możliwości prowadzenia śledztw w tych sprawach, ponieważ każdy taki wypadek należy rozpatrywać indywidualnie. Pozostaje też sfera ewentualnego przekraczania uprawnień i niedopełniania obowiązków przez ówczesnych sędziów i prawno-karna ocena ich zachowań w tym zakresie.

Jest Pan członkiem zespołu, który prowadzi śledztwo w sprawie tzw. związku przestępczego w strukturze PRL-owskiego MSW. Dotyczy ono m.in. wyjaśnienia tajemniczych mordów na duchownych: ks. Niedzielaku, ks. Zychu, ks. Suchowolcu...
- Zasadniczo przedmiotem badań jest sprawa uprowadzenia i zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki w wątku dotyczącym sprawstwa kierowniczego przez funkcjonariuszy wyższych w hierarchii partyjno-państwowej niż dotychczas oskarżani i skazani. Objęto nim też 47 innych postępowań dotyczących zgonów i zabójstw księży oraz działaczy demokratycznej opozycji. To jest taki skrótowy zakres tego śledztwa, którego wyniki mają nam odpowiedzieć na pytanie, czy można mówić - jak to ujęto w informacjach z raportu posła Jana Rokity - o istnieniu związku przestępczego w MSW. Kwestia ta była już badana przez Prokuraturę Wojewódzką w Warszawie w latach 90. w związku z prowadzeniem spraw przeciwko generałom Ciastoniowi i Płatkowi, ale wówczas procesowo nie rozstrzygnięto jej w sposób jednoznaczny.

Istniały jednak utajnione komórki, takie jak sekcja D.
- Tak. Ale nie mamy jeszcze na dzień dzisiejszy pewności, czy można mówić o istnieniu związku przestępczego w rozumieniu prawa karnego.

Jak w tej chwili to śledztwo wygląda? Prowadzone jest już od 2002 roku.
- Aktualnie mamy powołaną grupę archiwistów, którzy prowadzą szczegółowe kwerendy w poszczególnych wątkach tej sprawy. Gromadzimy też materiał z innych jednostek, które wcześniej zajmowały się tymi sprawami, i to zarówno w formach procesowych, jak i operacyjnych. Akta dotyczące sprawstwa kierowniczego w wątku ks. Jerzego Popiełuszki przejęte z Katowic liczą 107 tomów, druga setka dotarła z Lublina. Razem z aktami pomocniczymi jest ich ok. 300, a stale ściągamy nowe. Nawiązaliśmy kontakt i z policją, i z ABW. To wszystko trzeba najpierw szczegółowo przeanalizować i opracować. Oczywiście praca w tym zespole jest podzielona. Jej metodyka polega na tym, aby zbadać te postępowania oraz związane z nimi materiały, a szczególnie te, które wcześniej nie były znane ówczesnym prowadzącym. My badamy, czy analizowane zdarzenia z przeszłości można uznać za zbrodnie komunistyczne w rozumieniu ustawy o IPN, czy można podjąć analizowane śledztwa i czy w podjętych sprawach są warunki do tego, aby poszerzyć nasze ustalenia. Cząstkowe decyzje zostaną potem zsyntetyzowane.

Rozumiem, że mimo iż postępowanie jest zbiorcze, może ono owocować pojedynczymi ustaleniami. Tak?
- Obecnie technicznie śledztwo jest prowadzone wspólnie. Z góry jednak zakładam, że pewne postępowania będą toczone odrębnie, ponieważ nie jest tak, że te wszystkie wątki uda się zakończyć jednolitą decyzją merytoryczną. Te decyzje będą różne w zależności od poziomu ustaleń. Postawienie pojedynczych zarzutów może skutkować w przyszłości postawieniem zarzutów o udział w związku przestępczym, jeżeli ta synteza doprowadzi do takich wniosków. Ale nie jest to pewne. Istotne jest to, czy uda nam się zebrać coś jeszcze. Mamy tę przewagę nad wcześniejszymi śledczymi, że mamy własny dostęp do zasobów byłego archiwum MSW i pewne rzeczy, które były wcześniej niedostępne, teraz będą mogły być wykorzystane.

Czy jest szansa na znalezienie czegoś nowego?
- Szansa jest, ale pewności nie ma. Zasób archiwalny IPN jest cały czas katalogowany. Część akt została zniszczona, ale pojawiają się ich fragmenty. Pamiętajmy, że dokumenty wytwarzane przez SB z uwagi na rozbudowaną "maszynę biurokratyczną" często bywały w czterech, pięciu kopiach przesyłane do wiadomości różnych osób. I to jest ta szansa, że być może w innej sprawie, gdzie gromadzono materiały uzupełniające, może się coś pojawić.

Po zabójstwie ks. Niedzielaka pojawiły się informacje o esbeckim komandzie, o liście duchownych przeznaczonych do likwidacji.
- W dotychczas weryfikowanych wątkach nie natrafiono na nic takiego. Badano sprawę funkcjonariusza byłej MO, który rzekomo mógł mieć coś wspólnego z zabójstwem, ale na dzień dzisiejszy żadnych pozytywnych ustaleń w tym zakresie nie mamy. Musimy po prostu poczekać na zakończenie prac i zestawienia tych materiałów. Wtedy będziemy mogli powiedzieć coś więcej, a przede wszystkim ocenić, czy są jakieś szanse na wzbogacenie materiału. To, tak jak mówię, zależy od pracy innych osób. Przede wszystkim od zakończenia tych bardzo rozległych kwerend.

Można mówić o jakiś ramach czasowych śledztwa?
- Sugestia co do zakreślenia ram czasowych jest niemożliwa do spełnienia. My to postępowanie prowadzimy od 2006 roku. Jest to praca, która w tzw. krótkim okresie nie przyniesie zauważalnych efektów. Zestawienie pewnych dokumentów wymaga żmudnej benedyktyńskiej pracy. Ich wyniki będą skutkowały potrzebą uzupełniania czynności procesowych. Pewne wątki są już na określonym stopniu zaawansowania. Inne nie. To wszystko po prostu musi potrwać.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-02-10

Autor: wa