Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Baćka wzięty w dwa ognie

Treść

Unia Europejska zamierza zamrozić konta bankowe Aleksandra Łukaszenki oraz ponad 30 wysoko postawionych urzędników z jego ekipy. Administracja dyktatora zaprzecza, jakoby miał on jakiekolwiek konta za granicą. Jednocześnie Łukaszenko musi stawiać czoła coraz większej presji politycznej ze strony Rosji. Rosyjskie media wróżą Mińskowi przegraną w konfrontacji z cenowym dyktatem Moskwy i "Anschluss" Białorusi do Rosji.
Zdaniem brytyjskiego dziennika "The Financial Times", decyzja o zamrożeniu kont białoruskiego dyktatora formalnie zostanie zaakceptowana w najbliższych dniach. Wprowadzenie sankcji wobec urzędników Łukaszenki i jego samego było omawiane wczoraj na posiedzeniu szefów MSZ krajów członkowskich UE. Rosyjska agencja Interfaks oceniła, że wprawdzie porozumienie w sprawie zamrożenia kont zostało już osiągnięte, jednak decyzja ma być zatwierdzona w czasie innego spotkania szefów dyplomacji. Jednakże - jak zauważa Reuters - przyjęcie rezolucji w sprawie Białorusi może odwlec się z przyczyn technicznych, ponieważ jej tekst nie został przetłumaczony na wszystkie języki państw członkowskich UE.
Jeden ze współpracowników "The Financial Times" zauważył, że kwestię zamrożenia kont w UE omawiano bez rozgłosu, aby nie dać zainteresowanym osobom szansy na wyprowadzenie swoich wkładów. "Jeżeli ogłasza pan zamrożenie kont na tydzień przed tym, jak mógłby pan przedsięwziąć realne kroki, to pieniądze znikną w krajach w rodzaju Szwajcarii, zanim zdąży pan położyć na nich rękę" - skomentował sytuację jeden z dyplomatów, cytowany przez rosyjski portal NEWSru.com.
UE zamierza zamrozić fundusze, konta i inne aktywa Aleksandra Łukaszenki i jego współpracowników w odpowiedzi na sfałszowanie marcowych wyborów prezydenckich. Według "Financial Times Deutschland", obok nieuznawanego przez Zachód prezydenta Białorusi zamrożenie kont miałoby dotknąć białoruskiego szefa MSW, szefa specsłużb, prokuratora generalnego, przewodniczącego parlamentu, ministra oświaty i niektórych najbliższych współpracowników dyktatora.

Białoruś prowincją Rosji
Na tym jednak nie kończą się kłopoty Łukaszenki - musi on stawiać czoła działaniom Kremla, które de facto zmierzają do inkorporacji Białorusi do Rosji. W ubiegłym tygodniu Gazprom odrzucił najnowsze propozycje białoruskiego dystrybutora gazu ziemnego "Biełtransgazu" dotyczące warunków zachowania niskich cen za gaz dla Białorusi w 2007 r., ponieważ nie zapewniają rosyjskiemu monopoliście kontroli nad białoruską siecią gazociągów.
Piątkowe wydanie rosyjskiego dziennika "Kommiersant", powołując się na "źródło kremlowskie", podało, że prezydent Rosji Władimir Putin podpisał polecenie dokonania "kardynalnych zmian w handlowo-gospodarczej i kredytowo-finansowej polityce Rosji wobec Białorusi". W praktyce oznacza to wprowadzenie zakazu jakiegokolwiek - bezpośredniego bądź pośredniego - dotowania przez Rosję gospodarki Białorusi, a także uniemożliwienie Mińskowi "reeksportu bądź kontrabandy wszelkich towarów rosyjskich (głównie nośników energii) przez terytorium kraju". Kolejna runda rozmów z Gazpromem odbyła się w ubiegłą niedzielę. Omawiano m.in. wspólną budowę podziemnego zbiornika gazu pod Mozyrzem o pojemności 1 mld m sześc. tego paliwa.
Po objęciu w wyniku sfałszowanych wyborów przez Aleksandra Łukaszenkę urzędu prezydenta na trzecią kadencję "Gazprom" oświadczył, że cena gazu dla Białorusi w 2007 r. zostanie określona według formuły kontraktów europejskich, dlatego znacznie wzrośnie. Na początku maja rzecznik "Gazpromu" Sergiej Kuprijanow określił ją na mniej więcej 145 USD za 1000 m sześc. (obecnie Mińsk płaci 46,68 USD za 1000 m sześc.). Wcześniej nie wykluczył on nawet podwyżki do 230 USD - w wypadku rozwoju sytuacji według scenariusza ukraińskiego. W odpowiedzi pierwszy wicepremier Białorusi Władimir Siemaszko oświadczył, że maksymalna cena, na którą jest przygotowany jego kraj, wynosi 52 USD za 1000 m sześc.
Komentatorzy są zgodni, że podwyższenie cen za gaz uderzy w inwestycyjną atrakcyjność białoruskich zakładów produkujących żywność, podwyższy koszty własne produkcji, które dotąd były tańsze niż w Rosji dzięki niskiej, dotowanej przez państwo cenie surowca i nośników energii. "Wraz z podwyższeniem cen za gaz i zaprzestaniem subsydiowania eksportu produktów naftowych Moskwa zada poważny cios polityczny Aleksandrowi Łukaszence" - pisze "Kommiersant". Mińsk będzie zmuszony albo pójść na warunki Moskwy, albo stanąć w obliczu wielkich wstrząsów gospodarczych i społecznych. Jak poinformował rosyjski dziennik anonimowy informator z Kremla, "jedynym sposobem dla Białorusi na utrzymywanie gazu według cen wewnątrzrosyjskich jest wejście w skład Rosji".
Wczorajsza "Niezawisimaja Gazieta" przytacza ocenę eksperta rosyjskiej firmy "Brokerkreditserwis" Maksima Szeni, według którego Gazprom może częściowo ustąpić Białorusi w kwestii ceny za gaz, jednakże uczyniłby to w sposób zawoalowany. "Jakaś objętość gazu będzie docierać na Białoruś po cenach rynkowych, a pozostała - po ulgowych" - ocenił Szeni. Otwartym pytaniem pozostaje, na jakie ustępstwa zdobędzie się Mińsk.
Ewentualny "Anschluss" Białorusi eksperci w Moskwie oceniają w aspekcie politycznym. Kończący w przyszłym roku urzędowanie Władimir Putin (rosyjska konstytucja umożliwia pełnienie tego urzędu jednej osobie tylko przez dwie kadencje) poprzez "Anschluss" Białorusi otrzymałby szansę przedłużenia swojej władzy o kolejne lata jako głowa nowego państwa. Póki co prezydent Rosji oświadczył "niezobowiązująco" w sobotę w Soczi, że zastanawia się nad swoim następcą.
WM

"Nasz Dziennik" 2006-05-16

Autor: ab