Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Autonomiczny Dorn w koalicji z PiS

Treść

Wielu na pewno zastanawiało się, z kim Prawo i Sprawiedliwość mogłoby stworzyć rządzącą koalicję, gdyby wygrało wybory parlamentarne. Wczoraj niespodziewanie poznaliśmy koalicjanta PiS. Może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że w koalicję weszła osoba fizyczna - poseł Ludwik Dorn.
Były marszałek Sejmu, wiceprezes PiS, wicepremier i minister spraw wewnętrznych i administracji w rządzie PiS, a później "PiS-owiec na wygnaniu" Ludwik Dorn zapewniał, że o powrocie do partii mowy nie ma. Ludwik Dorn, gdy pod koniec 2008 r. po zastrzeżeniach co do sposobu kierowania partią przez Jarosława Kaczyńskiego był wyrzucany z Prawa i Sprawiedliwości, stwierdził m.in., że zarząd PiS przypomina sułtana otoczonego przez dwór eunuchów.
Zawarcie umowy PiS - Dorn ogłosili wspólnie: Mariusz Błaszczak, szef klubu Prawa i Sprawiedliwości, i nowy koalicjant PiS we własnej osobie. Na mocy zawartej umowy Ludwik Dorn uzyska miejsce na liście wyborczej PiS w przyszłorocznych wyborach do Sejmu. Były marszałek Sejmu ma natomiast wspierać swoich niedawnych kolegów partyjnych w politycznych bataliach, zwłaszcza w recenzowaniu rządu Donalda Tuska. Umowa obowiązywać ma podczas bieżącej i przyszłej kadencji parlamentu. Ludwik Dorn ujawnił, iż negocjował nie z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim, lecz z przewodniczącym klubu Mariuszem Błaszczakiem. Błaszczak zapewniał jednak, że umowę ze strony PiS podpisał prezes Kaczyński.
Dorn recenzentem gnuśnego Tuska
Mariusz Błaszczak jako korzyść z nowej koalicji wymienił uzyskanie zdolności do bardziej efektywnego recenzowania rządu Donalda Tuska. A byłego marszałka Sejmu określił jako osobę posiadającą rozległą wiedzę na temat funkcjonowania państwa. - Zdecydowaliśmy, że należy wykorzystać doświadczenie pana Ludwika Dorna, jego wiedzę, do tego, żeby nasz głos - Prawa i Sprawiedliwości i pana marszałka Ludwika Dorna, brzmiał donośniej, jeśli chodzi o recenzowanie gnuśnego rządu Donalda Tuska - tłumaczył Błaszczak. Podkreślił, iż na mocy zawartej umowy zagwarantowana została Ludwikowi Dornowi autonomia. Dorn wyjaśnił: - Rzeczywiście, to jest umowa dwóch podmiotów: jednego zbiorowego i bardzo silnego, drugiego podmiotu, który jest osobą fizyczną, czyli mną, a więc pewną specyficzną jednostką polityczną - stwierdził były marszałek Sejmu. Nowy sojusznik PiS stwierdził, że na mocy umowy Prawo i Sprawiedliwość zobowiązało się do umieszczenia jego osoby "na konkretnej liście, w konkretnym okręgu" oraz do tego, że jeżeli mandat uzyska, to przynależność klubowa zależeć będzie od jego decyzji. - Z jednym ograniczeniem - że nie będę w klubie czy kole parlamentarnym, które będzie tworzyło, współtworzyło bądź wspierało rząd, wobec którego PiS będzie w opozycji - dodał Dorn.
Umowa reguluje również zobowiązania, jeśli chodzi o głosowania. - Będę głosował jednolicie z Prawem i Sprawiedliwością w trzech kwestiach: w kwestii wotum zaufania bądź wotum nieufności dla rządu, kwestii wotum nieufności dla poszczególnych ministrów i uchwalania ustawy budżetowej, bo to są te batalie generalne - powiedział Ludwik Dorn. Zaznaczył jednak, że są to kwestie, w których niezależnie od podpisania umowy i tak by głosował w ten ustalony sposób. Były marszałek Sejmu poinformował, że w umowie znalazły się zapisy rzeczy, których nie będzie już robił. - Do tego dochodzą takie zapisy, że nie będę praktykował rzeczy, które praktykowałem w pierwszych dwóch latach tej kadencji, czyli nie będę robił prób piracenia po szeregach PiS-owskich. Chodzi o to, że jeżeli inicjatywa parlamentarna, którą proponuję, nie uzyska aprobaty kierownictwa klubu PiS, to nie będę "wyciągał posłów na podpisy", co robiłem, i parę razy mi się to udało - stwierdził. Samą umowę uznał za godną, honorową i ekwiwalentną.
Wyjaśniając przesłanki, jakie kierowały nim przy nawiązaniu współpracy z Prawem i Sprawiedliwością, przyznał, że poniósł klęskę, próbując stworzyć formację alternatywną dla PiS, a chciał mieć wpływ na to, co w Polsce się dzieje, lecz jako poseł niezależny możliwości ku temu ma skromne. Wyjaśnił też, dlaczego nie przyłączył się do nowego ugrupowania Joanny Kluzik-Rostkowskiej. - Nowa formacja pozycjonuje się jako opozycja, która aspiruje do statusu koalicjanta - stwierdził Dorn. Siebie samego nazwał natomiast osobą, którą politycznie określa opozycja wobec obecnego rządu i Platformy Obywatelskiej. Prawo i Sprawiedliwość uznał natomiast za "realną opozycję".
Żadna ze stron nie chciała oficjalnie przyznać, jak doszło do zbliżenia stanowisk. - Nie sposób tego określić. Różne strony wysuwały swoje różdżki, czułki i emitowały sygnały - powiedział Ludwik Dorn.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik 2010-12-08

Autor: jc