Automaty z moskiewską pożyczką w tle
Treść
Czy aktywność SLD, w tym Jerzego Jaskierni, w legalizowaniu szarej strefy automatów do gier może mieć związek z umorzoną przed ośmiu laty aferą tzw. moskiewskiej pożyczki? Mogą na to wskazywać pewne fakty; w kręgu osób, które szef klubu Sojuszu nazywa "przyjaciółmi", jak m.in. Maciej Skórka, pojawia się były skarbnik PZPR i SdRP Wiesław Huszcza. Przez wiele lat natomiast branża automatów była głównym źródłem dochodów mafii pruszkowskiej powstałej ze środowiska dawnych handlarzy walutą i funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa.
Automaty do gier zawsze były oazą prania brudnych pieniędzy, od ich właścicieli bandyci ściągali wysokie haracze. Płacił również Skórka, przyjaciel Jaskierni. Maciej Skórka był niegdyś właścicielem spółki Nowapol, która posiadała blisko 2 tys. automatów do gier losowych. Jej nazwa pojawia się w zeznaniach "Masy", świadka koronnego w procesie Pruszkowa - rocznie za ochronę spółka miała płacić mafii 50 tys. USD. W 1999 r. Nowapol, zarejestrowany już wtedy w jednym z tzw. rajów podatkowych, sprzedał wszystkie urządzenia. Nie wiadomo jednak komu, gdyż wszystkie dokumenty zginęły. Skórka już w połowie lat 90. pojawiał się w Departamencie Gier Losowych Ministerstwa Finansów wraz z Wiesławem Huszczą, byłym skarbnikiem PZPR i SdRP, znanym szerzej z afery tzw. moskiewskiej pożyczki. Afery dotąd niewyjaśnionej, a umorzonej w 1995 r. przez ówczesnego ministra sprawiedliwości Jerzego Jaskiernię. To właśnie Huszcza miał poznać Skórkę z Jaskiernią i kilkoma cudzoziemcami z branży automatów. Okazuje się bowiem, że zdecydowana większość firm posiadających automaty do gier losowych i zręcznościowych w Polsce jest zarejestrowana na cudzoziemców bądź osoby podstawione, tzw. słupy. Ich kontrola jest praktycznie niemożliwa.
- To niebywały zbieg okoliczności, że w sprawę zamieszany jest pan Huszcza - mówi były szef MSWiA, a wcześniej czołowy likwidator majątku PZPR Marek Biernacki. Podkreśla, że to właśnie automaty były zawsze głównym źródłem dochodu mafii pruszkowskiej.
- A to genialne miejsce na pranie brudnych pieniędzy, szczególnie w czasach, gdy szalała inflacja - podkreśla Biernacki.
Biała księga gier
Jak wynika z wczorajszych publikacji prasowych, to nie przypadek - wszystkie firmy, jakie działają na terenie Polski i mają więcej niż 500 automatów, wiążą się z egzotycznymi nazwiskami lub były po prostu rejestrowane na tzw. słupy. W tym kontekście śmiesznie brzmią tłumaczenia rządu, że uchwalona ustawa jest dobra, bo nie pozwala rejestrować automatów osobom karanym. W obronie przedstawionego w niedzielę stanowiska rządu wystąpił marszałek Sejmu Marek Borowski, który zapowiedział opublikowanie "białej księgi" dokumentującej parlamentarne prace nad ustawą o grach losowych. Ma być ona gotowa już dziś.
- Nie wierzę, że ta księga coś da oprócz argumentu dla SLD, że wszystko było w porządku - twierdzi poseł Wojciech Jasiński (PiS), który był członkiem podkomisji zajmującej się grami losowymi. Jego zdaniem, prace podkomisji powinny być bardzo precyzyjnie dokumentowane, ale ma wątpliwości, czy tak było w tym przypadku.
Fiasko planów rządu
Na posiedzeniu rządu 25 lutego br. wiceminister finansów Robert Kwaśniak snuł plany dotyczące rejestracji 10 tysięcy automatów już w pierwszym roku obowiązywania ustawy. Zapowiadał, że w następnych latach liczba ta wzrośnie nawet do 20-30 tys. sztuk. Tymczasem na niedzielnej konferencji prasowej Kwaśniak przyznał, że jak dotąd zarejestrowano ok. 200 automatów. Dodał, że wpływ na tak niską ilość mają z pewnością dość restrykcyjne warunki, jakie musi spełniać osoba rejestrująca - ponad 200 tys. euro udokumentowanego kapitału i niekaralność.
- W rzeczywistości są to warunki zaporowe, które pokazują, iż tak naprawdę rządowi nie chodziło o zwiększenie wpływów do budżetu - twierdzi Jasiński.
Nie ma też jasności co do pochodzenia najbardziej kontrowersyjnej poprawki, zmniejszającej podatek ryczałtowy za automat z 200 euro na 50 euro, rosnący do 125 euro. Na niedzielnej konferencji prasowej minister Marek Wagner stwierdził, że autorami tej poprawki byli posłowie Józef Gruszka (PSL) i Zbigniew Chlebowski (PO).
- To nieprawda, ja pół roku przed rządowym projektem zgłosiłem własny, w którym proponowałem 600 euro za rok, a więc 50 euro miesięcznie - tłumaczy Gruszka. Dodaje, że nie był członkiem podkomisji, ale podczas II czytania pamięta, jak poseł Chlebowski mówił o tej niższej stawce.
Chlebowski zaprzecza. Podczas specjalnie zwołanej wczoraj konferencji prasowej zapowiedział, że jeśli Wagner nie odwoła swoich niedzielnych "kłamstw", to skieruje w tej sprawie wniosek do prokuratury. Posłanka Halina Nowina Konopczyna (Porozumienie Polskie) i poseł Jasiński w przeciwieństwie do Gruszki uczestniczyli w pracach podkomisji. Jednoznacznie wskazują na Anitę Błochowiak jako autorkę propozycji o zmniejszeniu podatku ryczałtowego.
Mikołaj Wójcik
Nasz Dziennik 2-12-2003
Autor: DW