Ateiści chcą określać kryteria wolności
Treść
Z ks. dr. Markiem Dziewieckim, psychologiem, krajowym duszpasterzem powołań, rozmawia Sławomir Jagodziński
Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekł, że zawieszone we włoskiej szkole krzyże to naruszenie "prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami" i "wolności religijnej uczniów". Jak Ksiądz odbiera taki wyrok?
- Tego typu wyrok oznacza kiepsko maskowaną walkę z chrześcijaństwem, a jego uzasadnienie jest przewrotne. Zakazywać wieszania krzyży w krajach chrześcijańskich ze względu na ateistów to tak, jakby zakazywać pokazywania zdjęć małżeństw i rodzin ze względu na aktywistów gejowskich. Brak znaków religijnych w przestrzeni publicznej to główny sposób promowania religii najbardziej prymitywnej, jaką jest wiara ateistów, i sugerowanie, że w danym społeczeństwie żyją sami ateiści.
"Wolność niewiary (wynikająca z wolności do wiary) nie ogranicza się do braku praktykowania lub nauczania religii, lecz rozciąga się także na symbole wyrażające jakąś religię lub ateizm. Ta wolność jest godna szczególnej troski..." - czytamy w uzasadnieniu wyroku. Wygląda to zatem tak: z wolności do wiary wynika wolność do niewiary, a z tej ostatniej wynika walka z wiarą i jej symbolami... Czy ktoś jest w stanie coś z tego zrozumieć?
- Właśnie o to chodzi, by nic z tego nie rozumieć. Tego typu przewrotna nowomowa jest typowa dla tych ludzi, którzy uciekają od prawdy o sobie. Kto nie umie kochać, ten wmawia sobie i innym, że żyje w "wolnym związku", czyli że istnieją rzeczy wewnętrznie sprzeczne! Podobnie ten, kto nie potrafi racjonalnie wyjaśnić faktu, że człowiek jakościowo różni się od świata minerałów, roślin i zwierząt, próbuje wyeliminować z przestrzeni publicznej wyjaśnienia racjonalne po to, by pozbyć się lepszego od siebie konkurenta. Alternatywą dla religii jest ateizm, który od strony intelektualnej jest najbardziej naiwnym systemem wiary, jaki można sobie wyobrazić. Otóż ateiści - wbrew zasadzie przyczynowości - wierzą w to, że pochodzą od czegoś mniejszego od siebie, czyli że oni, którzy potrafią myśleć i decydować, pochodzą od materii, która jest nieświadoma siebie i zdeterminowana. Od strony praktycznej prawda o ateizmie jest jeszcze boleśniejsza. Otóż w zdecydowanej większości przypadków tam, gdzie ateiści doszli do władzy, tej władzy oddać już nie chcieli. Ateistyczne systemy władzy okazały się najbardziej zbrodnicze w całej historii ludzkości i to nie w dalekiej przeszłości, ale w czasach najnowszych. Ofiary ateistycznej przemocy żyją nadal wśród nas. Jednak o ich wolność Trybunał w Strasburgu się nie troszczy. Wolność do niewiary oznacza dla ateistów wyeliminowanie z przestrzeni publicznej głosu tych, którzy mogą powiedzieć prawdę o ateistach i ateizmie.
Jeżeli krzyże w szkołach "mogą zakłócać spokój wyznawców innych religii i ateistów" i trzeba je usunąć, to co z krzyżami przy drogach, krzyżami na grobach? Czy będziemy musieli odzierać z krzyży kaplice i kościoły, bo rzekomo ranią innych?
- Jeśli ulegniemy standardom "wolności" w wersji sędziów Trybunału w Strasburgu, to wkrótce zakażą nam nawet gromadzenia się w katakumbach. Mamy obecnie do czynienia z powrotem do walki z chrześcijaństwem w prymitywnej, a jednocześnie agresywnej wersji, jaką pamiętamy z czasów marksizmu. Zmieniają się tylko gry słów i strategie przewrotności. W marksizmie narzędziem walki z religią był mit, że ateizm to jedyny światopogląd "naukowy". Teraz ateiści stosują jeszcze bardziej perwersyjny mit, że wolność religijna polega na tym, by całe społeczeństwo udawało, iż jest ateistyczne, chociaż ateiści stanowią w nim margines. W XXI wieku za specjalistów od wolności uznają się przedstawiciele ateistycznej lewicy, których dziadkowie i ojcowie mają na rękach krew chrześcijan, w tym morderstwa na księżach. Niedawno przeżywaliśmy rocznicę bestialskiego zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki przez urzędników ateistycznego państwa. Zleceniodawcy tego mordu do tej pory kpią sobie z wymiaru sprawiedliwości...
Jakie znaczenie dla katolickiego społeczeństwa mają symbole religijne w przestrzeni publicznej? Czy my, ludzie wierzący, w imię "tolerancji" powinniśmy dać się z niej wypchnąć przez wojujący ateizm?
- Oczywiście, że nie, a naszym pierwszym zadaniem jest demaskowanie przewrotności tych, którzy usiłują wmówić społeczeństwu, iż tolerancja to podstawowa wartość. Gdyby tak było, to musielibyśmy zlikwidować kodeks karny. Nawet przywódcy okrutnej rewolucji francuskiej uznawali wartości większe niż tolerancja: wolność, równość i braterstwo. Tolerancji oczekują jedynie ci, którzy mają coś poważnego na sumieniu. Wszyscy inni ludzie oczekują - i mają prawo oczekiwać! - szacunku i miłości. Jest analogia między wojującym ateizmem a wojującymi aktywistami gejowskimi. Jedni i drudzy usiłują wmówić społeczeństwu, że są uciskani i że zagrożona jest ich wolność. W rzeczywistości to właśnie oni stają się nową kastą nietykalnych, którym wszystko wolno. Ateizm walczy właściwie tylko z jedną religią - tą prawdziwą, czyli z chrześcijaństwem, bo ono uczy realistycznie myśleć i dojrzale kochać. W cywilizacji egoizmu i śmierci, którą budują i zawsze budowali ateiści, za największych wrogów postępu i przyszłości uznawani są ci, którzy kochają, cieszą się życiem i przekazują życie dzieciom.
Polska młodzież już w czasach komunizmu udowodniła, że potrafi obronić krzyże w szkołach. Pamiętamy Miętne, pamiętamy Włoszczowę... Czy teraz czeka nas nowa odsłona takiej walki?
- Ateiści już się nie kryją ze swoją agresją i liczą na to, że młode pokolenie nie pamięta już o tym, iż to właśnie systemy ateistyczne budowały i budują - jak obecnie na przykład nadal w Korei Północnej - systemy największego zniewolenia całych społeczeństw. Walka ateistów z całą resztą społeczeństwa trwa nieprzerwanie przynajmniej od czasów ateistycznej rewolucji francuskiej i ateistycznego przewrotu bolszewików w Rosji. Zmieniają się jedynie metody. Ci, którzy wierzą, że pochodzą od nieświadomej siebie materii, będą zawsze zaniepokojeni obecnością tych, dla których jest oczywiste, iż jesteśmy dziećmi Miłości, czyli Boga, który nas rozumie, kocha i uczy kochać.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-11-06
Autor: wa