Ataku socjalistów na Kościół ciąg dalszy
Treść
Po biskupach przyszła kolej na Papieża. Hiszpański rząd i Partia Socjalistyczna (PSOE) zaatakowały Benedykta XVI za stwierdzenie, że podstawą rodziny jest małżeństwo kobiety i mężczyzny. Sekretarz PSOE José Lopéz Blanco w wywiadzie dla telewizji Antena 3 oświadczył, że także jest chrześcijaninem i oburza go papieskie stwierdzenie na temat rodziny, które godzi w równouprawnienie, gdyż sugeruje, że kobieta powinna zajmować się domem. Tymczasem inna grupa liberałów - pracownicy klinik aborcyjnych - wszczęła tygodniowy strajk. Protestują przeciwko "prześladowaniom", jakie rzekomo spotykają ich ze strony władz.
- Ubolewam, kolejny już raz, nad atakami na integralność rodziny, której podastawą jest małżeństwo kobiety i mężczyzny. Władze polityczne, niezależnie od swojej orientacji, muszą bronić tej fundamentalnej instytucji, podstawowej komórki społeczeństwa - oznajmił we wtorek Ojciec Święty korpusowi dyplomatycznemu przy Stolicy Apostolskiej. Słowa te, choć nie odnosiły się bezpośrednio do Hiszpanii i jej rządu, posłużyły socjalistom jako argument do kolejnego ataku na Kościół.
Zdaniem komentatorów, atak socjalistów na Kościół jest ewidentnie elementem kampanii wyborczej przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi - PSOE chce zmobilizować do głosowania na siebie najbardziej antyklerykalny elektorat.
Hiszpańscy socjaliści używają przy tym strategii stosowanej przez wrogów chrześcijaństwa w Polsce - określają się mianem chrześcijan i sugerują wewnętrzny podział Kościoła katolickiego na dwa obozy - nowoczesny i zacofany.
- Niektórzy członkowie Episkopatu powinni "ewoluować" światopoglądowo, tak jak to zrobiło społeczeństwo hiszpańskie i światowe - stwierdził José Lopéz Blanco. Rad w podobnym duchu udzielił hiszpańskiemu Kościołowi Jesús Caldera, członek PSOE odpowiedzialny za redakcję programu wyborczego partii. Caldera - deklarujący się, oczywiście, jako osoba wierząca - oskarżył także część kościelnej hierarchii o "oddzielanie się od większości społeczeństwa" i "postawę reakcyjną powiązaną z Partią Ludową".
Burza na hiszpańskiej scenie politycznej zbiegła się z rozpoczęciem tygodniowego strajku klinik aborcyjnych. Od 30 do 50 ośrodków protestuje przeciwko nękaniu przez władze "agresywnymi kontrolami" placówek ze Stowarzyszenia Klinik Akredytowanych do Przerywania Ciąży (ACAI), pomimo że żadna z nich nie była objęta grudniową policyjną obławą na podziemie aborcyjne. Inspekcje mają rzekomo naruszać prywatność pacjentek i być obrazą dla profesjonalizmu personelu. "Jeśli uświadomimy sobie, że w tym tygodniu nie dojdzie do półtora tysiąca, a nawet dwóch tysięcy aborcji, to okaże się, że uciekanie się do nich jest niezbędną usługą" - czytamy w oświadczeniu wydanym przez ACAI.
Według organizacji Pro Vida, protest centrów aborcyjnych jest "taktyką odwracania uwagi". - Solidaryzuję się z klinikami tak dalece, że sądzę, iż powinny pozostać zamknięte nie przez tydzień, ale przez cały rok - stwierdza rzecznik organizacji Juan Sánchez. - Już na poważnie, ofiarami nie są kliniki zarabiające 4 tys. euro na zabiciu dziecka. Ofiarami są stracone życia ludzkie i same kobiety, które w 75 proc. przypadków abortują z powodu przemocy ze strony swojego partnera albo środowiska zawodowego, bez żadnej alternatywnej propozycji z jakiejkolwiek strony - dodaje.
Małgorzata Lebiediuk
"Nasz Dziennik" 2008-01-10
Autor: wa