Atak Rosji na Gruzję możliwy w lipcu
Treść
Z Andrzejem Maciejewskim, ekspertem ds. polityki w Instytucie Sobieskiego, rozmawia Anna Wiejak
Były doradca Władimira Putina Andriej Iłłarionow powiedział, że w lipcu możliwa jest kolejna rosyjska agresja na Gruzję. Jego zdaniem, najbardziej sprzyjającym momentem będzie zakończenie 6 lipca manewrów armii rosyjskiej na Kaukazie, które zbiegną się w czasie z wizytą prezydenta Baracka Obamy. Ten scenariusz jest prawdopodobny?
- Sytuacja na terenie Gruzji jest w chwili obecnej mało stabilna. Widać, że jest silna opozycja wobec prezydenta Micheila Saakaszwilego. Medialnie próbuje ona zafunkcjonować i sprzedać swój sprzeciw wobec administracji Saakaszwilego. Opozycja ma prawo protestować i w zasadzie nie znajdziemy kraju, w którym by nie istniała. Mnie jednak zastanawia, czy ten ruch opozycyjny na terenie Gruzji jest faktycznym ruchem opozycyjnym, czy też pewną rosyjską przybudówką? To mnie najbardziej w tym wszystkim niepokoi, tym bardziej że Andriej Iłłarionow jest politykiem, który odszedł po dużym konflikcie z Władimirem Putinem, a był jego bardzo bliskim współpracownikiem. Myślę, że on wie, co mówi. Ma odwagę mówić to, co w Moskwie usiłuje się przemilczeć.
Jest możliwe, że ten ruch opozycyjny, nawet jeżeli jest rzeczywistym ruchem opozycyjnym, może "wezwać Rosję na pomoc"?
- Nieważne, czy wezwą, czy też nie. Sądzę, iż nagle się może okazać, że Rosjanie samoczynnie zareagują np. pod pretekstem obrony interesów mniejszości rosyjskiej. Wystarczy, gdy któryś z przywódców wymamrocze w wywiadzie dla któregoś z rosyjskich mediów, że liczą na wsparcie Rosjan. Myślę, że wiele nie trzeba, żeby doszło do takiego działania, i trzeba je realnie wziąć pod uwagę. Wskazałbym jeszcze na jedną rzecz: od roku część Gruzji znajduje się pod zaborem. Kraj uległ rozbiorowi, chociaż to ostatnie określenie nie jest używane przez polityków europejskich. Możemy obserwować przy tym intensywną walkę medialną. Faktem jest również, że Saakaszwili się pogubił. Jest on w chwili obecnej osamotniony, a wynika to z tego, że niestety polityk tak małego państwa jak Gruzja, który nie jest politykiem dość doświadczonym, a pozostawionym na pastwę Rosji, jest skazany na porażkę. Bez wsparcia Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych Gruzja nie ma najmniejszych szans na zachowanie suwerenności. Pierwszy etap utraty tej ostatniej mamy zresztą za sobą.
Mimo licznych deklaracji wszystko wskazuje na to, że Zachód nie udzieli wsparcia Gruzji w ewentualnej kolejnej wojnie z Rosją...
- Nikt tego nie nazwie wojną, ale obroną interesów Rosji. Przykładem może być utworzenie strefy buforowej - nielegalna obecność żołnierzy rosyjskich na terytorium Gruzji przy jednoczesnym przyzwoleniu społeczności międzynarodowej. Przy najmniejszych rozruchach w Gruzji Rosjanie mogą wkroczyć "w celu niedopuszczenia do rozprzestrzenienia się konfliktu". To nie będzie interwencja zbrojna, ale "pokojowa interwencja rozjemcza".
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-06-26
Autor: wa