Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Apetyt na kółka

Treść

Politycy PSL wysokiego szczebla chcą przejąć kontrolę nad kółkami rolniczymi. Temu ma służyć próba odsunięcia Władysława Serafina, szefa związku.

To sztandarowy przykład walki o wpływy. O tym, że prowadzone są działania, których skutkiem ma być pozbawienie Serafina funkcji, mówią „Naszemu Dziennikowi” członkowie organizacji z Mazowsza. Ich zdaniem, pretekstem do zmian we władzach związku mają być głównie doniesienia o nieprawidłowościach finansowych w Krajowym Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych. Wobec Serafina padają przede wszystkim oskarżenia o wykorzystywanie państwowych dotacji do prywatnych celów, które ten odpiera.

– Już od dawna trwają „podchody” pod naszą organizację. Oficjalnie często słyszymy, że kółka rolnicze są coraz słabsze, że ich sytuacja finansowa jest nie najlepsza. Ale nadal mamy silną pozycję na wsi i dlatego przejęcie kontroli nad naszą organizacją może być dla wielu polityków PSL kuszące – mówi członek mazowieckich władz kółek rolniczych.

Także jeden z byłych parlamentarzystów, a obecnie członek władz krajowych PSL, potwierdza te przypuszczenia. Jego zdaniem, „wyrok” na prezesa kółek rolniczych zapadł po ujawnieniu w lipcu ub.r. słynnych „taśm Serafina”, które rzuciły wiele światła na nieprawidłowości w instytucjach podległych ministerstwu rolnictwa, zwłaszcza w Agencji Rynku Rolnego.

– Mniejszym problemem dla nas była dymisja ministra rolnictwa Marka Sawickiego. Większym kłopotem okazało się to, że bardzo na tym ucierpiał wizerunek PSL i wielu moich kolegów uważa, że Władek powinien za to zapłacić. Może więc teraz przyszedł ten czas – mówi polityk.

Władysław Serafin ataki na siebie traktuje jako akcję polityczną. – To jest wyłącznie tylko akt polityczny – mówi. Jest przekonany, że za dyskredytowaniem go stoją politycy PSL wysokiej rangi. – Nie wiem jeszcze, kto to jest konkretnie. Ale wiem, że na pewno za tą akcją nie stoi prezes Stronnictwa wicepremier Janusz Piechociński – zastrzega Serafin.

Prezes utrzymuje, że od dawna niektórzy znani politycy Stronnictwa mieli chrapkę najpierw na stworzenie konkurencyjnej organizacji wobec KZRKiOR, a gdy to się nie udało, na celownik wzięli kółka rolnicze. –Choć ja sam działałem w PSL, to kółka zawsze były i są organizacją apolityczną. W naszych władzach są ludzie ze wszystkich środowisk, należą oni i do PSL, i do PO, PiS czy SLD, są tu też ludzie związani z Samoobroną i wielu bezpartyjnych – podkreśla Serafin. Uważa, że przejęcie kółek rolniczych z tego powodu się nie uda.

Ale sytuacja prezesa nie jest godna pozazdroszczenia. Gdy na jaw wyszły informacje, że szef Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych miał prowadzić samochód bez prawa jazdy i przekroczyć dozwoloną prędkość, prezes Janusz Piechociński zażądał jego usunięcia z partii. Serafin odpowiedział, że sam odda legitymację, i nie ukrywał rozżalenia, iż nikt nie próbował z nim porozmawiać, zażądać wyjaśnień, aby mógł przedstawić własną wersję wydarzeń. Zaprzeczał też, jakoby miał zasłaniać się immunitetem, którego nie posiada, bo przecież teraz nie jest parlamentarzystą.

To jednak tylko drobna sprawa w porównaniu z oskarżeniami o wykorzystywanie pieniędzy kółek rolniczych do prywatnych celów, jakie wobec Władysława Serafina wysunęło jego kilku związkowych kolegów. Chodzi o Jana Kozaka i Henryka Sobczaka, którzy napisali list do ministra rolnictwa Stanisława Kalemby. Znalazły się w nim informacje o domniemanych nieprawidłowościach finansowych w związku.

Cała afera z KZRKiOR może zaszkodzić wszystkim organizacjom rolniczym.

Działacze Jan Kozak i Henryk Sobczak napisali, że prezes Serafin wykorzystuje część dotacji, jakie otrzymują kółka rolnicze, na spłatę prywatnych kredytów. W swoim liście powołali się na dane zgromadzone przez Krzysztofa Banasiaka, szefa kółek w regionie łódzkim i członka prezydium KZRKiOR, z których wynikało, że po otrzymaniu dotacji z ministerstwa rolnictwa Władysław Serafin zdecydował o przelaniu 176 tys. zł na spłatę jego prywatnych kredytów, zaś 332 tys. zł miały trafić do podmiotów powiązanych z krajowym związkiem. Kozak i Sobczak twierdzą, że dotacje powinny być gromadzone na wyodrębnionym rachunku i wydawane tylko zgodnie z przeznaczeniem. Jak podkreślają, w tej sytuacji Władysław Serafin dysponuje pieniędzmi z dotacji „według własnego uznania”.

Resort rolnictwa wypłaca KZRKiOR pieniądze na pokrycie składek i działalności w ramach COPA-COGECA, unijnej reprezentacji wszystkich związków i spółdzielni rolniczych z 27 państw członkowskich – w zeszłym roku kółka otrzymały ponad 750 tys. złotych.

Prezes kółek rolniczych nie zgadza się z zarzutami. W oficjalnym oświadczeniu przekonywał, że nie przywłaszczył sobie „ani jednej złotówki ze środków publicznych” i nie spłacał swoich kredytów z dotacji państwowej. Serafin zaznacza, że osoby, które go teraz oskarżają, same uczestniczyły w posiedzeniach stuosobowego zarządu KZRKiOR i głosowały za przyjęciem sprawozdania finansowego związku.

– Nie korzystałem z pieniędzy związku. Co więcej, ze swoich prywatnych funduszy, kosztem rodziny, kredytowałem działalność kółek rolniczych. Potem po prostu związek zwracał mi pieniądze. Wszystko odbywało się na podstawie umów notarialnych – zapewnia Serafin. Wyjaśnia, że taka sytuacja trwa od ponad pięciu lat i wynika z tego, że ustawowe dotacje na działalność unijną są za małe, niepełne są też dotacje z izb rolniczych i władze związku doskonale o tym wiedzą. Prezes podkreśla, że informacje o tym mają zarówno ministerstwo rolnictwa, jak i prokuratura oraz Najwyższa Izba Kontroli. – Przez pięć lat te sprawy zamiatano pod dywan. Wszystkie instytucje mają dokumenty i mogą je pokazać – mówi Władysław Serafin. Przysłanie kontroli do KZRKiOR przez ministra rolnictwa traktuje jako gest polityczny. – Ja się kontroli nie boję, ale ta jest przygotowywana z gotową tezą: oto w kółkach rolniczych defraudowane są pieniądze – mówi prezes. Nie wyklucza, że to właśnie jest szykowanie gruntu pod zmiany we władzach kółek.

Nie będzie dotacji?

Afera z KZRKiOR może zaszkodzić wszystkim organizacjom rolniczym. Senator Jerzy Chróścikowski (PiS), szef rolniczej „Solidarności” i przewodniczący senackiej komisji rolnictwa, obawia się, że teraz rząd może to wykorzystać do odebrania związkom dotacji na działalność na forum unijnym – co roku nasze organizacje muszą płacić 1 mln euro rocznej składki. – Ale w tym roku kończy się ustawa pozwalająca na wypłatę dotacji. I może być tak, że rząd jej nie przedłuży – mówi Chróścikowski. Jego zdaniem, nie chodzi wcale o oszczędności finansowe, bo aktywność naszych organizacji rolniczych na forum unijnym, bronienie interesów polskich rolników nie są władzom na rękę. – W Brukseli dostajemy informacje z pierwszej ręki, bardziej dokładne niż to, co przekazuje nam rząd. Możemy więc interweniować skuteczniej w sprawach rolnictwa i ta nasza aktywność jest nie na rękę rządowi, bo mówimy o niewygodnych dla władz sprawach. Więc może teraz będą chcieli wykorzystać ten pretekst, żeby uderzyć we wszystkie organizacje rolnicze – utrzymuje senator Chróścikowski.

O przyszłość unijnej misji jest zaniepokojony również Władysław Serafin. Przypomina, że od 2001 do 2006 r. KZRKiOR musiał z własnych pieniędzy finansować działalność biura w Brukseli, a ówczesny minister rolnictwa Jarosław Kalinowski (PSL) odmawiał dotacji na ten cel. – Te wydatki pochłonęły aż 6 mln zł – zaznacza Serafin. Prezes podkreśla, że dopiero za rządów PiS ta kwestia została uregulowana. Najpierw rząd Kazimierza Marcinkiewicza wypłacił związkowi 1,2 mln zł dotacji na brukselskie biuro, a jednocześnie minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel przygotował odpowiednią ustawę, która zapewniała finansowanie tych zadań do 2013 roku – weszła ona w życie, gdy premierem był Jarosław Kaczyński. Teraz rolnicy czekają na jej przedłużenie.

Nasz Dziennik Poniedziałek, 18 lutego 2013

Autor: jc