Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Antypolska ofensywa

Treść

Określany jako konserwatywny kandydat na prezydenta Niemiec Horst Koehler opowiedział się wczoraj w wywiadzie dla "Frankfurter Allgemeine Zeitung" za "szerokim dialogiem" na temat tzw. wypędzeń. Uważa on, że taki dialog powinien obejmować również kwestię loaalizacji Centrum przeciwko Wypędzeniom, planowanego przez niemiecki Związek Wypędzonych (BdV).
Środowiska niemieckich wysiedleńców powołały w 2000 r. fundację, która stawia sobie za cel budowę w Berlinie placówki poświęconej pamięci niemieckich ofiar wysiedleń z Europy Wschodniej i Środkowej. Autorzy projektu zapewniają, że Centrum uwzględni także historię wypędzeń innych narodów, w tym Polaków.
Tymczasem polskie środowiska patriotyczne słusznie obawiają się, że postawienie na jednej płaszczyźnie wysiedleń Niemców z Polski i Czech z wypędzeniami, których ofiarami byli Polacy, byłoby w praktyce nie tylko całkowitym wypaczeniem historii, ale postawieniem na jednej płaszczyźnie sprawców tych nieszczęść z ich ofiarami.
W wywiadzie dla "FAZ" Koehler opowiedział się za udokumentowaniem i naukowym opracowaniem problematyki wypędzeń. Oczywiście, sam w sobie postulat ten jest słuszny, pod warunkiem jednak, że zostałoby to zrobione rzetelnie. Tak jednak nie jest. Dla Koehlera bowiem powojenne wysiedlenia Niemców były "niesprawiedliwością", co wyklucza jego dobrą wolę, a nawet uczciwość, ponieważ nie raczył on wspomnieć, że to Niemcy byli głównymi sprawcami nieszczęść spowodowanych przez drugą wojnę światową, w tym i ich powojennych, jak najbardziej zasłużonych wysiedleń. Nie zauważając niemieckiego sprawstwa, a jednocześnie przyznając, że "nie tylko Niemców wypędzano", Koehler stawia na jednej płaszczyźnie katów i ofiary. Stąd już tylko krok do rewizji historii, co otworzy niemieckim wysiedleńcom drogę do rewindykacji utraconych majątków. Mimo to kandydat na prezydenta Niemiec nie uważa, żeby zwolennicy Centrum przeciwko Wypędzeniom chcieli rewidować historię.
Tymczasem połajanka, jaką sprawił polskim parlamentarzystom w poniedziałek "Frankfurter Allgemeine Zeitung", świadczy wręcz o czymś odwrotnym. W swoim szczerym, jak się wydaje, komentarzu autor tekstu zarzuca naszym posłom ignorancję i całkowite niezrozumienie prawa europejskiego. Przekonuje, że polscy posłowie nie rozumieją także wartości, na których opiera się europejska wspólnota. "Frankfurter Allgemeine Zeitung" zasugerował bezczelnie, aby polskie władze zezwoliły na umieszczanie obok polskich nazw miejscowości również nazw niemieckich na terenach zamieszkałych przez niemiecką mniejszość.
Agresywną reakcję niemieckiej gazety wywołała niedawna uchwała sejmowa, w której uznano, iż wszystkie roszczenia odszkodowawcze wynikające z pozostawienia przez Niemców majątków na wschodzie Europy po drugiej wojnie światowej są ostatecznie załatwione i nie podlegają rozpoznaniu przez międzynarodowe sądy. Autor artykułu Reinhard Mueller zapewniał obłudnie, że głównym powodem sporu nie jest chęć odebrania czy uzyskania prawa do pozostawionego majątku, a jedynie nazwanie wyrządzonej Niemcom "krzywdy" po imieniu. "Nie można czasu wrócić, ale można spróbować zniwelować wyrządzone krzywdy i spróbować się porozumieć" - "ubolewa" autor artykułu.
Na poparcie swoich pretensji Mueller przypomniał wydarzenie z 1985 r., kiedy to podczas zjazdu Ziomkostw Śląskich były kanclerz Helmut Kohl musiał interweniować w kwestii głównego motta zjazdu, które pierwotnie brzmiało "Śląsk pozostanie nasz". Dopiero po interwencji polityków zmieniono je na "Śląsk pozostanie naszą przyszłością - w Europie wolnych narodów". Mueller napisał, że już wtedy obiecywano niemieckim wypędzonym, że we wspólnej Europie i oni dojdą do swoich praw, czyli odzyskają utracone mienie. "Teraz Polska przystąpiła do wspólnej Europy, a polski sejm prawie jednogłośnie przyjmuje (...) uchwałę, która świadczy jedynie o jego (...) zadziwiającej ignorancji" - grzmi w artykule Mueller. Przypomniał on jednocześnie polskim "ignorantom", że Polska jest od dawna członkiem Rady Europy i automatycznie związana jest Europejską Konwencją o Ochronie Praw Człowieka. "Za pomocą takiej decyzji, jaką podjął polski sejm, nie da się unieważnić kompetencji strasburskiego trybunału. (...) Jak długo Polska będzie członkiem UE, tak długo będą ją obowiązywać europejskie konwencje przestrzegania praw człowieka. Jakąkolwiek uchwałą polskiego parlamentu w żadnym wypadku nie można wykluczyć działań w tej kwestii ani Sądu Europejskiego w Luksemburgu, ani Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu" - zawyrokował niemiecki dziennik.
Mueller pouczył Polaków, że do kompetencji Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu należy m.in. kontrolowanie, czy cudzoziemcy w Polsce nie są dyskryminowani, a także pilnowanie spraw dotyczących prawa do swobodnego osiedlania się i swobodnego poruszania się po naszym kraju. "Wschodni sąsiedzi Niemiec dopasowali (...) tysiące przepisów do unijnego prawa, jednak niektórzy sprawiają wrażenie, jakby nie pojęli jeszcze, że Europa reprezentuje wspólnotę wartości i prawa" - czytamy w "FAZ".
Reinhard Mueller przypomniał w swoim artykule, że w licznych listach dołączonych do traktatów polsko-niemieckich z lat 1991-1992 uznano za sprawę zupełnie oczywistą, że po włączeniu Polski do UE Niemcy będą mogli bez żadnych ograniczeń osiedlać się w nowych krajach.
Waldemar Maszewski, Hamburg
Nasz Dziennik 13-05-2004

Autor: DW