Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Antykoncepcyjne lobby uderza w Afrykę

Treść

Domięśniowe środki antykoncepcyjne wstrzyknięto 21 uczennicom w wieku 10-12 lat w ramach szkolnych warsztatów poświęconych "planowaniu rodziny" w mieście Port-Elizabeth położonym na południu RPA. To przykład, że pomimo protestów ze strony Kościoła katolickiego lobby antykoncepcyjne posuwa się w swych działaniach w Afryce do coraz bardziej bulwersujących metod.

Warsztaty mające przybliżyć dzieciom temat "planowania rodziny" były prowadzone przez pracowników sąsiedniego szpitala Dora Nginza. Warto zwrócić uwagę, że placówka ta - służąca głównie ludności murzyńskiej - znana jest w regionie m.in. z wielu spraw sądowych, które zostały jej wytoczone wskutek niewłaściwego podejścia do pacjenta, głównie na oddziale położniczym. W przypadku zajęć zaproponowanych w miejscowej szkole okazało się, że w trosce o prawidłowy rozwój dzieci przedstawiciele "służby zdrowia" podjęli działania mające "ustrzec dziewczynki przed niechcianymi konsekwencjami gwałtu". W tym celu szpitalni edukatorzy podali dziewczynkom w wieku 10-12 lat noristerat - zastrzyki antykoncepcyjne o długotrwałym działaniu. Rodzice co prawda byli powiadomieni, że w bliżej nieokreślonym terminie w szkole odbędą się zajęcia z zakresu "planowania rodziny", jednak nie było mowy o podobnych praktykach.
Przypadek tej szkoły to kolejne uderzenie w rodzinę i w podstawowe wartości. Potwierdza słowa Ojca Świętego Benedykta XVI, który zwracając się do południowoafrykańskich biskupów, podkreślał, że rodzina będąca elementem łączącym afrykańskie społeczeństwo jest dziś wyjątkowo zagrożona m.in. przez celowo upowszechnianą mentalność antykoncepcyjną. A przecież to nie rozpasanie seksualne i sprzyjająca mu oferta środków antykoncepcyjnych, na których światowe koncerny zbijają miliardy, przyniosą człowiekowi pokój i szczęście, ale życie zgodne z Prawem Bożym - w wierności małżeńskiej i wstrzemięźliwości seksualnej w relacjach pozamałżeńskich.
W przypadku szkoły w Port-Elizabeth edukatorzy tłumaczyli konieczność szczepionek antykoncepcyjnych zagrożeniem gwałtem. Rzeczywiście, odsetek gwałtów popełnianych na nieletnich w RPA, tj. w kraju, gdzie w sposób zastraszający rozprzestrzenia się wirus HIV, jest faktycznie bardzo wysoki. Ale jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest m.in. utrwalane tam raczej nieprzypadkowo przekonanie, jakoby współżycie z dziewicą miało mieć skutek ozdrowieńczy dla nosiciela wirusa HIV. Paradoksem w tej sytuacji jest fakt, że gwałciciele czują się tam bezkarni, a jako środek zaradczy społeczeństwu proponuje się m.in. szeroko rozumianą antykoncepcję. Jeśli ktoś na tym finansowo korzysta, to z pewnością nie są to Afrykańczycy, których liczbę chce się ograniczyć, bo przecież "rośnie ona w zastraszającym tempie".
Poza tym to działanie jest sprzeczne z misją szkoły, która - jak zwraca uwagę w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" ks. bp dr hab. Józef Wróbel z Katedry Teologii Życia KUL - "powinna być miejscem, które wychowuje i kształci człowieka w wymiarze integralnym, również etycznym". - To nie jest działanie wychowawcze, tylko destrukcyjne dla morale, nie tylko dla moralności, ale dla jakiegoś życiowego etosu młodego człowieka - zauważa. - Tegoż człowieka się niszczy, zamiast mu pomagać odkrywać siebie i swoją godność - dodaje.
Swojego oburzenia i lęku przed następstwami działania zastrzyku nie kryją rodzice uczennic. Jak potwierdzają lekarze, skutki takiej ingerencji u dziewczynek, które w większości nie wkroczyły jeszcze w okres dojrzewania, mogą być bardzo groźne. Rodzice obawiają się nawet, że tego typu praktyki mogą w przyszłości pozbawić ich córki możliwości doświadczenia radości macierzyństwa. Biorąc pod uwagę fakt, że szkoła znajduje się w ubogiej dzielnicy zamieszkałej przez czarnoskórych, nie można wykluczyć, że o taki właśnie skutek chodziło.
Marcus van Heerden, lekarz ginekolog cytowany przez serwis peherald.com, podkreślił, że decyzja o podaniu dzieciom zastrzyków była "skrajnie nieetyczna". - Zastrzyk może opóźnić okres dojrzewania u młodszych dziewczynek, a nawet całkowicie zaburzyć funkcjonowanie ich organizmu jako kobiety - powiedział. Również dr Tadeusz Wasilewski, ginekolog położnik, w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" z oburzeniem stwierdza, że "to po prostu karygodne". - Jakikolwiek lek podany bez zgody czy wiedzy rodziców jest niedopuszczalny, pomijając jego wpływ na zdrowie osób, które go otrzymały - zauważa dr Wasilewski. - To jest absurd, to nie jest działanie medyczne - dodaje i stwierdza, że "ludzie, którzy tego dokonali, w normalnym cywilizowanym kraju byliby posadzeni na ławie oskarżonych".
Dyrektor szkoły, do którego zaczęły napływać liczne skargi, umył ręce i odesłał rozwścieczonych rodziców do lokalnego przedstawiciela ministerstwa edukacji dr. Nyathi Ntsiko. Ten z kolei oświadczył, że o niczym nie wie, a sytuacja była wynikiem umowy między szpitalem a szkołą. Nagle okazuje się, że nie ma winnych tej sytuacji.

Anna Bałaban

Nasz Dziennik 2011-09-21

Autor: au