Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Annę Politkowską zabili milicjanci?

Treść

W zabójstwie dziennikarki "Nowoj Gaziety" Anny Politkowskiej mogli wziąć udział byli milicjanci, którzy wcześniej zabijali Czeczenów - oficerowie Zarządu Spraw Wewnętrznych w Niżniewartowsku. Artykuły dziennikarki publikowane w "Nowoj Gazietie" w latach 2002-2005 na temat przestępstw dokonywanych przez nich na rosyjskim Kaukazie wskazały trzy nazwiska sprawców. Politkowska przyczyniła się do skazania jednego z nich na 11 lat więzienia. Dwaj pozostali dotąd są nieuchwytni.
Członkowie grupy dochodzeniowej badający sprawę zabójstwa Politkowskiej uważają, że za jej śmiercią stali oficerowie milicji w Niżniewartowsku. Prowadząc własne śledztwo w sprawie zbrodni wojennych w Czeczenii, dziennikarka dotarła do jednego z tamtejszych oficerów - poinformował wczorajszy "Kommiersant". W konsekwencji jeden z nich został skazany na karę 11 lat pozbawienia wolności, a dwaj pozostali są ścigani międzynarodowym listem gończym. W latach 2002-2005 Politkowska opublikowała kilka materiałów poświęconych porwanemu pod zmyślonym pretekstem przez milicję w styczniu 2001 r. 30-letniemu mieszkańcowi Groznego, Zelimchanowi Murdałowowi. "Stróże porządku" zabili wówczas młodego człowieka, a ciało schowali, aby ukryć ślady. Politkowska jako pierwsza wskazała przypuszczalnych sprawców tej zbrodni - starszego lejtnanta (porucznika), śledczego Siergieja Łapina, a także jego dowódców - majora Aleksandra Priliepina i podpułkownika Walerija Minina. W czasie śledztwa Politkowska stwierdziła, że oficerowie, jak również kilku współpracowników milicji mogło odpowiadać nie tylko za zabójstwo Zelimchana Murdałowa, ale również kilkudziesięciu innych czeczeńskich cywilów. Siergiej Łapin, który długo ukrywał się przed śledczymi, został w końcu skazany w marcu ub.r. na 11 lat więzienia. Jego towarzysze dotąd są poszukiwani.
Rosyjski dziennik poinformował również, że w ubiegłym tygodniu grupa operacyjno-śledcza działająca w sprawie Politkowskiej niemal w pełnym składzie skierowała się do Niżniewartowska. Śledczy otrzymali bowiem informację od innych milicjantów z tego miasta, że widzieli oni swoich byłych kolegów - majora Aleksandra Priliepina i podpułkownika Walerija Minina, którzy byli poszukiwani za przestępstwa popełnione w Czeczenii. Ponieważ śledczym nie udało się odnaleźć poszukiwanych, musieli się zadowolić przesłuchaniem kolegów Priliepina i Minina oraz ich rodzin.
"Nie mogę stwierdzić, by właśnie te materiały opublikowane przez Annę Politkowską wpłynęły na proces sądowy i orzeczony Łapinowi wyrok" - oświadczył "Kommiersantowi" adwokat Stanisław Markiełow, reprezentujący interesy rodziny ofiary. "Tym nie mniej milicjanci uważali, że to właśnie ona jest 'motorem' wszczętej przeciwko nim sprawy, i obwiniali ją o wszystkie swoje problemy" - zaznaczył adwokat. W czasie wstępnego śledztwa i nawet po procesie Siergieja Łapina odważna dziennikarka regularnie otrzymywała listy, odbierała telefony i e-maile, w których grożono jej zabójstwem.
Wśród przesłuchiwanych przez milicję nieprzypadkowo - jak sądzi rosyjski dziennik - znalazła się siostra Łapszina. Śledztwo ustaliło bowiem, że w zabójstwie Politkowskiej brały udział co najmniej trzy osoby, w tym mężczyzna i młoda kobieta, którzy śledzili Politkowską. Ich sylwetki zarejestrowały kamery umieszczone przed blokiem dziennikarki i marketem spożywczym "Ramstore", gdzie często robiła zakupy. Właśnie dzięki kamerom ustalono, że bezpośredni wykonawca zbrodni jest wysokim człowiekiem o "słowiańskiej powierzchowności", przyjmujący postawę żołnierza lub sportowca (unosił wysoko głowę, nie garbił się i stawiał szerokie kroki). Śledczy sporządzili kompozycyjny portret podejrzanego, jednak nie opublikowano go w mediach, aby nie "spłoszyć" sprawcy. W prokuraturze generalnej wyrażono nadzieję, że bandytę bez zbytniego rozgłosu rozpoznają wojskowi i milicjanci, stacjonujący w Czeczenii.
Urzędnik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Rosji poinformował "Nasz Dziennik", że wszelkich komentarzy dotyczących śledztwa w sprawie zabójstwa Anny Politkowskiej udziela jedynie Prokuratura Generalna Rosji, jednak i tam odmówiono nam informacji. - Na razie komentarzy w tej sprawie nie mamy - stwierdził pracownik służby prasowej Prokuratury Generalnej Rosji Wiktor Potatow. Tym bardziej niemożliwe okazało się dotarcie do sędziów badających sprawę czy do grupy dochodzeniowo-śledczej. - Rozumie pan, że nie może być sytuacji, w której jeden ze współpracowników mówi jedno, a inny - coś innego - tłumaczył nasz rozmówca.
Anna Politkowska zginęła w dniu urodzin prezydenta Rosji Władimira Putina, 7 października. Nieznany przestępca czterokrotnie wystrzelił do dziennikarki na klatce schodowej jej domu. Pierwsze podejrzenie padło na promoskiewskiego premiera Czeczenii Ramzana Kadyrowa, którego Politkowska ostro krytykowała w swoich artykułach. Rozważany jest również udział domniemanych przeciwników Kadyrowa, którzy chcieliby mu w ten sposób zaszkodzić. Dziennikarka dostarczyła do prokuratury film zarejestrowany przez telefon komórkowy, który przedstawia brutalną scenę porwania człowieka z targowiska, wepchniętego następnie do bagażnika samochodu. Na jednym z kadrów widać człowieka podobnego do Kadyrowa, a filmujący scenę człowiek wymawia jego imię. Tymczasem 23 bm. rosyjska prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie jeszcze jednego filmu, który wcześniej otrzymała redakcja "Nowoj Gaziety". Przedstawia on uzbrojonych bojowników premiera Ramzana Kadyrowa, którzy biją żołnierzy rosyjskich wojsk federalnych. W pobiciu również uczestniczy człowiek podobny do premiera Czeczenii...
Waldemar Moszkowski

"Nasz Dziennik" 2006-10-26

Autor: wa

Tagi: anna politowska czeczenia rosja milicjanci