Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ani premier, ani marszałek nie dojechali

Treść

W czterech miejscowościach w okolicach Tarnopola na Podolu odbyły się uroczystości upamiętniające Polaków zamordowanych przez ukraińskich nacjonalistów OUN-UPA. Przybyło na nie około dwustu członków rodzin kresowych wypędzonych z ojcowizny i rozsianych po Polsce i świecie, a także niewielka grupa Polaków żyjących na Ukrainie. W czasie uroczystości odsłonięto i poświęcono pomniki na zbiorowych mogiłach mieszkańców Ihrowicy (90 zamordowanych), Berezowicy Małej (ok. 130 zamordowanych), Łozowej (120 zamordowanych pogrzebanych na cmentarzu w Szlachcińcach) i Płotyczy (43 zamordowanych). To pierwsze upamiętnienia ofiar ukraińskich nacjonalistów na Podolu, gdzie w tzw. drugiej fali mordów zginęło ok. 60 tys. osób. Wcześniej na Wołyniu UPA wymordowała ok. 80 tys. polskiej ludności. W tym roku przypada 65. rocznica ludobójstwa na Wołyniu.



- Takie pomniki powinny stać na setkach innych zbiorowych mogił rozsianych na Kresach - powiedział nam Eugeniusz Cydzik, człowiek-legenda, żołnierz AK, więzień Workuty, zaangażowany w inicjatywę odbudowy cmentarza Orląt Lwowskich. - Tymczasem we Lwowie i innych miastach stawia się pomniki banderowcom. Jacy to bohaterowie, co mordują starców, kobiety, dzieci? - dodał.

Główn a uroczystość z Mszą św. koncelebrowaną pod przewodnictwem ks. Tomasza Anisiewicza, kapelana garnizonu Rzeszów, odbyła się na cmentarzu rzymskokatolickim w Ihrowicy. Celebrans rozpoczął Eucharystię słowami pieśni Wajdeloty Adama Mickiewicza: "Skarby mieczowi spustoszą złodzieje, pieśń ujdzie cało, tłum ludzi obiega".
- Ci, którzy tu spoczywają, karmili się wartościami Bóg, Honor, Ojczyzna - mówił ks. Anisiewicz. - Niech ta pieśń i nam przypomina o tych wartościach w naszym życiu, byśmy nimi kierowali się jako drogowskazami - dodał.
W homilii ks. Władysław Iwaszczuk, proboszcz parafii w Krzemieńcu, wyraził nadzieję, że upamiętnienie Polaków zamordowanych na Kresach oraz modlitwa "za ofiary i ich oprawców" nie spowoduje "nowej fali wzajemnych żalów, pretensji i nienawiści".
- To właśnie prawda prowadzi człowieka do przebaczenia Bożego i tego, które otrzymujemy od bliźnich - podkreślił ks. Iwaszczuk. - Jest to prawda trudna dla obu narodów, prawda o tych, którzy byli zbrodniarzami, ale i o tych, którzy ratowali ludność polską - mówił kaznodzieja.
Choć kresowianie, którzy w minioną sobotę doczekali się po 65 latach od tragicznych wydarzeń mogił na grobach swoich najbliższych, nie kryli radości, wzruszenia i wdzięczności wobec Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, kierującego radą Andrzeja Przewoźnika, a także ihrowiczanina, płk. Jana Białowąsa, prawdziwego spiritus movens upamiętnień na Podolu, to jednak sobotnia uroczystość nie obyła się bez pewnych dysonansów. Jednym z nich była pięciogodzinna odprawa przez ukraińskie służby graniczne trzech autokarów z uczestnikami uroczystości, co spowodowało konieczność jej przesunięcia o dwie godziny. Jako niepotrzebne i ujawniające brak po stronie ukraińskiej woli zmierzenia się z trudnym problemem ludobójstwa dokonanego przez Ukraińską Armię Powstańczą na ludności polskiej odebrano fragment wystąpienia przedstawiciela obwodu tarnopolskiego deputowanego Tkaczuka, który próbując relatywizować ukraińską winę, przypomniał o sprawie Pawłokomy, Zawadki Morochowska i akcji "Wisła". - Jak można porównywać jakieś jednostkowe akcje odwetowe czy sprawę wysiedleń z 1947 r. z przeprowadzoną na ogromną skalą akcją zaplanowanego ludobójstwa - mówił z goryczą jeden ze starszych ludzi obecnych na uroczystości (mężczyzna prosił o niepodawanie nazwiska). Wprawdzie w uroczystościach wziął udział poseł Maciej Płażyński, prezes Wspólnoty Polskiej, a minister Przewoźnik odczytał list od premiera Donalda Tuska, ale niedosyt budziła u Kresowian absencja przedstawicieli najwyższych polskich urzędów.
- To dobrze, że powstały te upamiętnienia, ale moim zdaniem, nie spowodują one przełomu w stosunku Ukraińców do tamtych wydarzeń i nadal u tych naszych sąsiadów o każdą piędź i pamiątkę trzeba będzie zabiegać i walczyć bardzo uporczywie - uważa ks. Tadeusz Pater, który poświęcił pomnik na mogile zamordowanych w Berezowicy Małej. - Szkoda, że ta uroczystość nie miała charakteru centralnej uroczystości rządowej na najwyższym szczeblu, choć powinna go mieć. W Pawłokomie były najwyższe władze państwowe i najwyższe władze kościelne z obu stron, co bardzo nagłośniło tę sprawę. Tu raczej starano się nie nadawać tej uroczystości rozgłosu. To niedobra dla Polski polityka historyczna - uważa ks. Pater.
Adam Kruczek, Ihrowica
"Nasz Dziennik" 2008-07-07

Autor: wa