"Ani jednego głosu na Putina"
Treść
Tak brzmiał wielki napis nad sceną przy placu Bołotnym w Moskwie, gdzie zakończył się kolejny wielki protest rosyjskiej opozycji, który tym razem przyjął formę pochodu demonstrantów ulicami Moskwy
Wiec na pobliskiej Górze Pokłonnej zorganizowała też Jedna Rosja. Według policji, opozycja zgromadziła 34 tys. zwolenników, zaś władza 140 tysięcy. Jak twierdzą dysydenci, było dokładnie odwrotnie. Prawdopodobnie oba zgromadzenia liczyły około 50 tys. uczestników. To niezbyt dużo, ale temperatura w sobotę - dokładnie miesiąc przed wyborami prezydenckimi - wynosiła minus 16 stopni.
Rzadko kiedy w sobotni ranek moskiewskie metro jest tak zatłoczone. Tym razem służby porządkowe wymogły, by podziemna kolejka była jedynym sposobem dostania się na wiec opozycji. Kto chciał wziąć udział w marszu, musiał wysiąść na stacji metra "Październikowa". Trasa wiodła od placu Kałużskiego wzdłuż ulic Wielka Jakimanka i Wielka Polanka na plac Bołotny, ten sam, na którym odbył się jeden z pierwszych masowych powyborczych protestów 10 grudnia. Uczestnicy musieli przechodzić przez bramki wykrywające metale i potem maszerować prawie 2 kilometry. Te bramki bezpieczeństwa na poprzednich mityngach były przyjmowane przez ludzi wyłącznie jako utrudnienie, tym razem policjanci nie pozwalali wnieść... termosów. Służby porządkowe zagrodziły też wszystkie boczne ulice, zatem nie można było ani zrezygnować, ani dołączyć do pochodu na trasie. Kto chciał zatem domagać się wolnych wyborów, musiał spędzić na mrozie co najmniej trzy godziny.
Różne, nieraz skrajnie odmienne grupy polityczne umawiały się na sąsiednich stacjach metra, skąd wspólnie dostawały się na marsz i szły w zorganizowanych kolumnach. Najpierw anarchiści, potem komuniści, nacjonaliści (chociaż ci zorganizowali tego dnia także oddzielne demonstracje), liberalne "Solidarność" i Parnas (domagali się prawa startu w wyborach dla Grigorija Jawlińskiego), wreszcie mniejsze grupy i tysiące zwykłych Rosjan. - Zawsze się waham: iść czy nie iść, ale potem widzę tę niesamowitą podłość w telewizji i idę - powiedział agencji Lenta młody uczestnik protestu.
Plakaty i transparenty skierowane były głównie przeciw Władimirowi Putinowi, najczęściej brzmiały po prostu: "Rosja bez Putina". Domagano się też poszanowania praw człowieka, szczególnie wolności słowa, uwolnienia więźniów politycznych, powtórzenia wyborów do Dumy. Niektóre napisy dowcipnie nawiązywały do oficjalnej propagandy Jednej Rosji, np.: "Putin prowadzi nas do szczęśliwego życia... pozagrobowego".
Komandosi śpiewają
Na placu Bołotnym ustawiono scenę. - Nasz mityng będzie chłodny i krótki - przywitał gromadzący się tłum Władimir Ryżkow, jeden z liderów Parnasu. Poza wystąpieniami liderów opozycji i znanych osób (ograniczono ich liczbę do dziesięciu) zaśpiewano kilka znanych piosenek, w tym niezwykle popularną "Nikt poza nami" w wykonaniu grupy weteranów wojsk powietrzno-desantowych. Oto jej fragment: "Osiem lat prezydent i znowu kandydat?/ Spójrz nam w oczy i złóż swój mandat./ Ufaliśmy ci, a ty kłamałeś tyle lat,/ Korzystając ze wszystkich swoich tajemnic kagiebisty./ Jesteś tak jak ja człowiekiem, a nie Bogiem,/ Jestem tak jak ty człowiekiem, a nie bałwanem./ Nie pozwolimy więcej kłamać, nie pozwolimy kraść,/ Jesteśmy desantem wolności, z nami jest matka-Ojczyzna/ Ty jesteś zwykłym urzędnikiem - nie carem i nie Bogiem".
Wśród uczestników wiecu byli m.in. liderzy niezarejestrowanego Parnasu (Partii Wolności Narodowej) - Władimir Ryżkow, Borys Niemcow i Michaił Kasjanow, przywódca Zjednoczonego Frontu Obywatelskiego, były mistrz szachowy, Garri Kasparow, Jabłoka - Grigorj Jawliński; liderzy ruchu Solidarność - Ilja Jaszyn, przedstawiciele socjalnej Sprawiedliwej Rosji - Ilja Ponomariow i Giennadij Gudkow, Frontu Lewicy - Siergiej Udalcow oraz jeden z frakcji nacjonalistycznych, organizator "Rosyjskich Marszów" w Moskwie Aleksandr Biełow. Ruchy społeczne reprezentowali szefowa Ruchu w Obronie Lasu Chimkińskiego Jewgienia Czyrikowa, popularni pisarze Ludmiła Ulicka, Dmitrij Bykow i Borys Akunin, piosenkarz Jurij Szewczuk, a także znani dziennikarze Olga Romanowa i Leonid Parfionow. Pojawił się tam też były wicepremier i minister finansów Aleksiej Kudrin oraz kandydujący w marcowych wyborach prezydenckich miliarder Michaił Prochorow. Ten ostatni przyszedł z dużą grupą swoich zwolenników, ale nie wzbudził dużej sympatii. Prochorow już raz stanął na czele opozycyjnej partii Słuszna Sprawa, ale tuż przed wyborami ją opuścił, co skazało ugrupowanie na zupełną porażkę w wyborach 4 grudnia. Uważany jest za współpracującego z Kremlem agenta wśród opozycji. Pojawiły się głosy, że jego jednolicie ubrani i dobrze zorganizowani "wielbiciele" to wynajęta grupa płatnych agitatorów.
Nie ma wątpliwości, że opozycja w Rosji nie jest zjednoczona. Na Bołotnym nie było kandydatów na prezydenta Giennadija Ziuganowa, Władimira Żyrinowskiego ani nawet Siergieja Mironowa, który odmówił przybycia, gdyż nie chciał zgodzić się na ograniczenie przemówienia do trzech minut.
"Na Kremlu czy w więzieniu"
Uczestnicy manifestacji przyjęli rezolucję, w której zażądali uwolnienia wszystkich więźniów politycznych i osób bezprawnie skazanych, unieważnienia rezultatów grudniowych wyborów do Dumy, zdymisjonowania przewodniczącego Centralnej Komisji Wyborczej Władimira Czurowa, zarejestrowania opozycyjnych partii politycznych, zreformowania systemu politycznego i ordynacji wyborczej, a także przeprowadzenia przedterminowych wyborów parlamentarnych i prezydenckich.
Na miesiąc przed wyborami władza stara się pokazywać swoje łagodniejsze oblicze. Nie dochodzi już do brutalnych ataków na protestujących, tolerowane są rozmaite akcje skierowane przeciw Putinowi, Miedwiediewowi i Jednej Rosji. To, że udało się w ogóle zorganizować kolejną dużą manifestację w ścisłym centrum stolicy, także było wynikiem ustępstw ze strony merostwa, które początkowo twierdziło, że centrum ograniczone przez jeden z miejskich pierścieni (Sadowe Kolco) nie nadaje się do demonstracji.
Swoje manifestacje w Moskwie i innych regionach zorganizowali tego samego dnia również stronnicy Putina. Ich akcja w stolicy odbyła się pod hasłem "Mamy coś do stracenia" (jeżeli Putin przegra). Przyniesione przez nich transparenty głosiły: "Putin jest najlepszy", "Rosja za Putinem", "Kto, jeśli nie Putin?" i "Głosuj na Putina". Wśród występujących był wicepremier Dmitrij Rogozin, który jest znany z kontaktów z grupami o profilu nacjonalistycznym. Wielu rosyjskich narodowców odwiódł od uczestniczenia w akcjach opozycji, a także od popierania Żyrinowskiego, przekonując ich do Putina. Aby zgromadzić wystarczająco dużą liczbę uczestników, Jedna Rosja musiała uciec się do metod administracyjnych. Do uczestniczenia w wiecu zmuszano pracowników służb publicznych, m.in. urzędników i nauczycieli, wielu z nich przywożono z odległych rejonów. Mimo tego frekwencja nie była dla organizatorów zadowalająca. Na stronie internetowej Jednej Rosji przez jakiś czas było zdjęcie wielkiego tłumu podpisane jako pochodzące z prorządowej manifestacji w Omsku. Jak się okazało, przedstawiało ono wiec... opozycji w Moskwie 24 grudnia na prospekcie Sacharowa.
Piotr Falkowski
Nasz Dziennik Poniedziałek, 6 lutego 2012, Nr 30 (4265)
Autor: jc