Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Anastasi to konkretny trener

Treść

Rozmowa z Piotrem Gruszką, kapitanem reprezentacji Polski siatkarzy
Za Panem i kolegami z kadry kilka tygodni pracy z nowym trenerem kadry, Andreą Anastasim. Jak wrażenia?
- Pozytywne. Trzy tygodnie to niewiele, by zbudować zespół i nadać mu odpowiedni szlif, ale po bardzo długim i męczącym sezonie klubowym nie mieliśmy więcej czasu na przygotowania. Trener nie rozwodził się zatem na temat swojej filozofii i stylu pracy, oczekiwań względem naszej gry. Wszystkie informacje przekazał nam szybko, konkretnie i zwięźle.
Anastasi nie ukrywał, że jest pod wrażeniem pracy kadrowiczów, także prezes PZPS podkreślał, że po raz pierwszy od dawna widział na treningach uśmiechy.
- Nie znaczy to, że wcześniej pracowaliśmy z marsowymi minami i nigdy się nie uśmiechaliśmy. Także pod wodzą Raula Lozano czy Daniela Castellaniego prócz harówki był czas na śmiech i żarty, oczywiście w odpowiednich proporcjach. Podobnie jest teraz. W kadrze jest sporo młodzieży, której życzę przede wszystkim końskiego zdrowia, bo siatkówka jest sportem szalenie absorbującym i wyczerpującym. Treningi są intensywniejsze niż w minionych latach, Anastasi skupia się na zespole, a nie na poprawianiu indywidualnych umiejętności. Żadnych specjalnych nowości, przynajmniej takich, które mógłby bez problemu dostrzec laik, nie ma, bo być ich nie mogło. Oczywiście jakieś detale, niuanse techniczne są, ale bardziej dla znawców dyscypliny niż zwykłych kibiców. Trener wychodzi z założenia, że liczy się praktyka, nie teoria, z każdym wspólnie przepracowanym dniem wszystko wygląda coraz lepiej, to nas napawa optymizmem. I może stąd te uśmiechy, o których wspominał prezes.
Lozano był bardziej nauczycielem, Castellani przyjacielem, a Włoch - do której grupy się zalicza?
- Dopiero się poznajemy, zatem trudno powiedzieć ze stuprocentowym przekonaniem. Na pewno jest wymagający. Można z nim porozmawiać, nie zamyka się na uwagi czy sugestie zawodników, ale ostateczną decyzję podejmuje sam. Nie wdaje się w niepotrzebne, jego zdaniem, dywagacje, o ważnych kwestiach mówi raz i my musimy postąpić tak, jak chce. Widać, że jest przywódcą grupy. Gdybym miał go opisać jednym słowem, powiedziałbym "konkretny". Podczas treningów nie jest łatwo, ale kto powiedział, że będzie? Wszyscy są zadowoleni, mają motywację do pracy. W piątek rozpoczynamy zmagania w Lidze Światowej i gwarantuję, że na parkiecie pojawi się drużyna walcząca.
Podczas kadencji obu argentyńskich selekcjonerów językiem obowiązującym w kadrze był włoski. Teraz, gdy kadrę objął Włoch, porozumiewacie się po... angielsku. Dlaczego?
- Wielu z nas zna włoski, choćby z racji kilkuletnich występów w tamtejszej lidze, pozostali koledzy szybko nauczyli się "siatkarskich" zwrotów. Lozano i Castellani korzystali przy tym jednak z usług tłumaczy, a Anastasi chciał tego uniknąć. Na samym początku zapytał się nas, w jakim języku wolelibyśmy się porozumiewać, i szybko okazało się, że najlepiej będzie w angielskim. Jeśli ktoś jakiegoś słowa nie zna, to sobie pomagamy, zresztą język sportowy jest dość prosty i nie mamy problemów ze wzajemnym zrozumieniem.
Czego oczekuje od Was Anastasi? I nie myślę tu o wynikach czy kwestiach czysto sportowych, ale o swoistym "kodeksie" reprezentanta.
- Mieliśmy rozmowę na ten temat, wiemy, czego wymaga, nie musiał nawet tego oficjalnie spisywać. Jako kapitan zostałem upoważniony do rozmów ze związkiem, jeśli coś w tej materii będzie szwankować, ale wierzę, że takie sytuacje nie zaistnieją. Jesteśmy dorosłymi ludźmi, zdajemy sobie sprawę z tego, że sam status reprezentanta niesie ze sobą ogromną odpowiedzialność za zachowanie i słowa. Są zasady, których musimy przestrzegać i sami sobie o tym przypominamy.
Włoch nie miał wątpliwości, kto powinien być kapitanem zespołu...
- Nie wiem, czy nie miał wątpliwości, po prostu zdecydował, że ja nim będę.
Ma to dla Pana jakieś znaczenie?
- Pewnie, to gest sporego zaufania. Bycia kapitanem nie jest wcale łatwą funkcją, jednak tyle lat spełniałem ją w klubach czy reprezentacji, że sobie poradzę. Większość grupy taki wybór zaakceptowała i tyle. Idziemy do przodu!
Przed Wami kilka szalenie intensywnych miesięcy, Liga Światowa, mistrzostwa Europy i walka o kwalifikacje olimpijskie.
- Kolejny ciężki sezon, zdążyliśmy się już do tego przyzwyczaić. Najważniejszym wyzwaniem będzie walka o olimpijskie paszporty. Każdy sportowiec marzy o tym, by wystąpić na olimpiadzie, ten, który na niej był i otarł się o medal, marzy o ponownej szansie powalczenia o podium. Liga Światowa będzie istotna z tej racji, że finał zostanie rozegrany w Polsce i tym bardziej chcielibyśmy wreszcie zakończyć ją w czołowej trójce. Najbliższe tygodnie będą ciężkim okresem, z dużym nasyceniem spotkań, ale myślę, że będą też czasem, podczas którego można bawić się siatkówką. Gra się bowiem bardzo często, mało trenuje, a dużo podróżuje. Mnie osobiście sprawia to sporą frajdę. Nie zapominam o mistrzostwach Europy, bardzo ważnych w kontekście walki o olimpijską kwalifikację. No i na samym championacie chcielibyśmy postarać się o jak najlepszy wynik...
...by coś udowodnić i pokazać po nieudanych mistrzostwach świata?
- Nie musimy nikomu niczego udowadniać, bardziej potraktowałbym to w formie okazji do rewanżu. Jest w nas zadra po mistrzostwach, ale przełożyła się na zdrową motywację i ambicję. W sporcie nie zawsze jest pięknie, nie zawsze wszystko się udaje. Kiedy się przegrywa, trzeba wyciągnąć wnioski i pracować z całych sił, by w kolejnym meczu było lepiej. I z takim nastawianiem podejdziemy do tegorocznego sezonu.
Wszystko na to wskazuje, że pod wodzą Anastasiego rozegra Pan 400. mecz w barwach narodowych...
- Mam taką nadzieję. Na razie jeszcze nie zapomniałem o kontuzji i operacji barku i choć normalnie trenuję z kolegami, nie doszedłem do pełnej dyspozycji. Nie jestem gotowy do grania na pełnych obrotach, jednak wierzę, że w kolejnych meczach LŚ organizowanych w naszym kraju, a najpóźniej w samym finale, będę gotów do walki na sto procent.
A wspomniana liczba budzi wyobraźnię i imponuje.
- No tak, a dla mnie jest spełnieniem marzeń. Pamiętam dobrze dzień, w którym w wieku juniora dostałem pierwszą koszulkę z orzełkiem na piersi, w tym roku minie 18 lat. Szmat czasu, ale dla takich chwil warto uprawiać siatkówkę. Mam swój wiek, 500 spotkań pewnie nie zdążę rozegrać, ale z 400 też będę dumny. Szalenie dumny.
I za każdym razem, wychodząc na mecz reprezentacji, czuje Pan ten sam dreszcz emocji co przed laty?
- Ależ oczywiście, reprezentowanie własnego kraju nie może spowszednieć, to najwspanialsze, co spotyka sportowca. Do dziś czuję wzruszenie, gdy słyszę hymn narodowy przed meczem, a gdy jeszcze widzę dookoła morze kibiców w biało-czerwonych barwach, zyskuję dodatkową motywację i ambicję.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2011-05-25

Autor: jc