Amerykanie boją się obniżenia poziomu leczenia
Treść
Najnowsze badania opinii publicznej w Stanach Zjednoczonych pokazują, że zainicjowana przez Baracka Obamę reforma służby zdrowia spotyka się z coraz większą niechęcią ze strony Amerykanów. Jednocześnie blisko 70 proc. ankietowanych opowiedziało się przeciwko wpisaniu aborcji do podstawowego koszyka świadczeń medycznych.
Mimo że większość ankietowanych nie wątpi w dobre intencje Obamy chcącego przewrócić do góry nogami system opieki zdrowotnej w USA, to jednak coraz więcej osób wyraża niepokój związany z tym, co dla każdego z nich ta reforma oznacza - wynika z najnowszych badań opinii opublikowanych wczoraj przez dziennik "New York Times".
Plany reformy systemu popiera dziś 58 proc. badanych, a jest to wynik o 10 punktów procentowych niższy niż jeszcze 3 miesiące temu. Aż 69 proc. ankietowanych obawia się, że po przejęciu przez rząd pieczy nad służbą zdrowia poziom świadczeń medycznych się obniży. Z kolei w innej ankiecie przeprowadzonej w ostatnim czasie przez tę samą gazetę także blisko 70 proc. badanych opowiedziało się przeciwko dofinansowywaniu aborcji z budżetu państwa.
Sięganie po pieniądze do kieszeni podatników zasili i tak bogaty już przemysł aborcyjny. W pierwszym rzędzie potężne zastrzyki gotówki otrzymają organizacje typu Planned Parenthood jako zajmujące się "zdrowiem reprodukcyjnym". Już obecnie PP jest odpowiedzialne za co najmniej 300 tys. aborcji przeprowadzanych każdego roku w USA, a jego dochody z różnorodnych źródeł rządowych przekroczyły 350 mln dolarów. Wobec tej organizacji toczą się śledztwa w kilku stanach, m.in. o ukrywanie informacji o seksualnym wykorzystywaniu nieletnich dziewcząt. Urzędnikom nie przeszkadza to jednak w dalszym dofinansowywaniu tego stowarzyszenia, a z całą pewnością wyciągnie ono rękę po więcej.
Grupa republikańskich kongresmanów, wśród nich Chris Smith czy Bart Stupak, przygotowała już poprawki do reformy zdrowia, które wykluczają możliwość finansowania aborcji z budżetu. Niestety, kiedy próbowali je przedstawiać na kolejnych etapach prac nad pakietem, były one niezmiennie odrzucane przez Demokratów. Ośrodki pomagające matkom oczekującym narodzin dziecka oraz lekarze obawiają się, że nowe przepisy zmuszą ich do rekomendowania aborcji jako "podstawowej usługi zdrowotnej".
Obrońcy życia podkreślają, że jeśli do ostatecznych głosowań nad ustawą nie dojdzie przed sierpniową przerwą w obradach Kongresu, będzie jeszcze czas na to, aby coś zmienić w przepisach forsowanych przez ekipę Obamy.
Dodatkowy czas ma pozwolić obrońcom życia także na przeprowadzenie manifestacji i protestów przeciwko reformie. W ciągu zaledwie kilku dni około 70 organizacjom pro-life udało się zorganizować śledzony przez 36 tys. osób panel, podczas którego kilkunastu ekspertów wygłaszało kilkuminutowe prezentacje omawiające nową ustawę zdrowotną. Jak zauważył Christian Brugger z fundacji Culture of Life, projekt przewiduje powołanie "komitetu doradczego", który zadecyduje, jakiego rodzaju świadczenia będą należały do tych najpotrzebniejszych. W jego opinii, niebezpieczne jest to, że ten komitet będzie powoływany osobistą decyzją prezydenta. - Najbardziej prawdopodobne jest, że największy wpływ na decyzje tego komitetu będzie miała sekretarz zdrowia Kathleen Sebelius, była gubernator Kansas, która znana była z wetowania wszelkich ustaw chroniących życie, jakie trafiały na jej biurko - zaznaczył Brugger. - Nie będzie potrzebna nawet słynna FOCA (Ustawa o wolności wyboru), ponieważ jej wszystkie podstawowe zapisy będzie już wykonywała obowiązkowo publiczna służba zdrowia - stwierdził ekspert.
Łukasz Sianożęcki
"Nasz Dziennik" 2009-07-31
Autor: wa