Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ameryka walczy o świętość życia

Treść

Mimo przejmującego mrozu i padającego śniegu kilkadziesiąt tysięcy przeciwników zabijania dzieci poczętych pod hasłem "Marsz o życie" demonstrowało w poniedziałek wieczorem w stolicy USA Waszyngtonie. Obrońcy życia zamanifestowali w ten sposób swój zdecydowany sprzeciw wobec zalegalizowania 32 lata temu przez Sąd Najwyższy zabijania dzieci poczętych. Swoje całkowite poparcie dla demonstrantów wyraził prezydent George W. Bush.

- Pracujemy nad tym, aby zaszczepiać kulturę szacunku wobec życia, współczucia wobec kobiet i ich poczętych dzieci. Wiemy, że społeczeństwo, które nie broni najbardziej bezbronnych - inwalidów, ludzi starszych - samo staje się w dużej mierze narażone na ciosy. Ameryka naszych marzeń to taka, w której każde dziecko będzie chciane, w której jego życie będzie chronione przez prawo. Od takiej Ameryki ciągle jeszcze jesteśmy daleko. Ale nawet z daleka widzimy jej blask - powiedział prezydent do kilkudziesięciu tysięcy obrońców życia. - Jednoczy nas zrozumienie tego, iż istota cywilizacji zawiera się w tym, że silniejszy jest zobowiązany chronić słabszego - dodał George W. Bush.
Precedensem sankcjonującym tzw. aborcję stało się orzeczenie Sądu Najwyższego w sprawie "Roe przeciw Wade" z 22 stycznia 1973 r. Cel wytoczonego procesu był jasny: zmiana prawa zabraniającego zabijania dzieci poczętych we wszystkich przypadkach, prócz sytuacji, gdy zagrożone jest zdrowie matki. Stan Teksas reprezentował w tym procesie prokurator okręgu Dallas Henry Wade. Postanowienie sądu po myśli powódki Jane Roe zostało przyjęte przewagą 7 przeciwko 2 głosom. W skandalicznym orzeczeniu amerykański Sąd Najwyższy uznał wówczas, że poczęte dziecko nie jest "osobą" - podmiotem prawa - w rozumieniu XIV poprawki do konstytucji, a tym samym nie przysługuje mu prawo do życia. Doprowadziło to do ukształtowania się w USA zbrodniczego ustawodawstwa aborcyjnego na zasadzie tzw. modelu terminowego. W modelu tym ochronie podlega tylko prawo kobiety do prywatności, zaś dziecko poczęte traktowane jest jako "rzecz" będąca w jej dyspozycji.
Przeciwnicy tego barbarzyńskiego prawa od chwili jego uchwalenia walczą, by je uchylić. Ostatnio pojawiły się realne szanse na to. W ubiegłym tygodniu Jane Roe znana obecnie jako Norma McCorvey, która doprowadziła w 1973 r. do zalegalizowania w USA zabijania dzieci poczętych, zaapelowała do Sądu Najwyższego o cofnięcie tamtej tragicznej decyzji.
Przypomnijmy, że na początku 1970 r. McCorvey oświadczyła, że poczęła dziecko w wyniku gwałtu dokonanego na niej przez grupę chuliganów. Jej świadectwo natychmiast podchwyciły dwie młode prawniczki feministki, które bardzo potrzebowały odpowiedniej "klientki", aby obalić zakaz zabijania dzieci poczętych w Teksasie. Skontaktowały się więc z Normą McCorvey i przekonały ją, aby domagała się udzielenia zgody na legalne zamordowanie poczętego dziecka. Tymczasem kobieta urodziła dziecko, które oddała do adopcji, co więcej, w 1987 r. przyznała, że wcale nie została zgwałcona. Kłamstwem były również zeznania jej domniemanych gwałcicieli. W związku z tym w ubiegłym tygodniu wezwała Sąd Najwyższy USA, aby zrewidował swą decyzję sprzed 32 lat lub przynajmniej nakazał nowe śledztwo w tej sprawie.
Nadzieje na zdelegalizowanie barbarzyńskiego prawa wiążą się także ze spodziewanymi zmianami w składzie Sądu Najwyższego. Wiążą się one z ciężkimi chorobami czterech członków składu sędziowskiego. W razie ich odejścia prezydent Bush będzie mógł mianować na ich miejsce konserwatywnych sędziów, którzy mogą przeważyć szalę na rzecz delegalizacji zabijania dzieci poczętych.
Waldemar Moszkowski

"Nasz Dziennik" 2005-01-26

Autor: ab