Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ambasador pisze do posła

Treść

Rząd litewski wystąpił o zdemontowanie pomnika w Berżnikach w woj. podlaskim upamiętniającego Polaków zamordowanych w podwileńskich Ponarach. Ale czy rzeczywiście chodzi tylko o pomnik? Poseł Artur Górski (PiS), wiceprzewodniczący Polsko-Litewskiej Grupy Parlamentarnej, uważa, że żądania litewskie to chęć odwrócenia uwagi od problemu dyskryminacji ludności polskiej przez władze na Litwie.
Słowa posła wywołały "niemiłe zaskoczenie" ambasadora Litwy w Polsce. Egidijus Meilu-nas w liście do Artura Górskiego przypomniał, że sprawa pomnika to nie jest kwestia nowa i nie jest to temat zastępczy, a "strona litewska podnosi ten problem od chwili jego zaistnienia na wszystkich szczeblach, w tym na szczeblu parlamentarnym". Postawienie tego rodzaju monumentu obok grobów żołnierzy litewskich to, zdaniem ambasadora, działanie prowokacyjne, które ma na celu znieważenie pamięci poległych. "Jak inaczej można odebrać postawienie takiego krzyża i pomnika obok grobów żołnierzy poległych w walkach 1920 roku, którzy nie mieli nic wspólnego z tragicznymi wydarzeniami" - zaznaczył w swoim liście ambasador Meilu-nas. "W tym miejscu nie są pogrzebane osoby, które zginęły w Ponarach, a pomnik został umiejscowiony naprzeciwko grobów litewskich żołnierzy" - dodał.
Odnosząc się do słów Górskiego, że Litwini "chcą wymazać z własnej i cudzej pamięci przypadki zbrodniczej współpracy z hitlerowcami", ambasador zaznaczył, że "nikt na Litwie nie dąży do wymazywania ciemnych stron kraju, w tym - tragedii w Ponarach". Na koniec Egidijus Meilu-nas zaznaczył, że "wojna o pomniki może zaprowadzić tylko donikąd", a "jako chrześcijanie powinniśmy w godny sposób upamiętnić wszystkie ofiary wojen, niezależnie od narodowości".
Poseł Artur Górski nie zmienił zdania i podkreśla, że kwestia pomników jest drugorzędna wobec problemów, z którymi borykają się Polacy i Litwini. Poseł w odpowiedzi do ambasadora przypomniał ostatnie akcje protestacyjne polskiej społeczności w Wilnie, podczas których wskazywano na politykę litewską "wymierzoną w polskojęzyczne szkolnictwo, wprowadzającą dyskryminację Polaków przy zwrocie ojcowizny, kary za publiczne używanie języka ojczystego w miejscu zwartego zamieszkania, w tym nakaz zdjęcia polskich nazw ulic, ograniczanie praw wyborczych i tendencyjne ataki na partię mniejszości". Poseł napisał też, iż "wszystko to skłania do refleksji, że Litwa nie tylko nie wypełnia postanowień traktatu polsko-litewskiego z 1994 r., ale wręcz łamie prawo międzynarodowe, które chroni mniejszości narodowe".
Poseł podkreślił, że w Kownie, które nie należało przed wojną do Polski, w 1919 r. żyło około 45 proc. Polaków, w 1939 r. - ok. 10 proc., a obecnie do polskości przyznaje się tylko ok. 0,5 proc. mieszkańców tego miasta. Z kolei w Wilnie przed II wojną światową Polacy stanowili ok. 66 proc. mieszkańców, a dziś jest ich ledwie 19 procent. Górski wyraził obawy, że jeśli litewska polityka nie zmieni się, to za dwa pokolenia i w Wilnie nie będzie Polaków.
Wojciech Kobryń
"Nasz Dziennik" 2009-11-27

Autor: wa