Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Akcesyjna dziura budżetowa

Treść

Konieczność poniesienia wydatków związanych bezpośrednio z planowaną na maj przyszłego roku akcesją do Unii Europejskiej spowoduje, że w budżecie państwa powstanie luka w wysokości 7 miliardów złotych. Taki obraz sytuacji wyłonił się podczas dyskusji w sejmowej Komisji Europejskiej nad "wspólnotową" częścią budżetu państwa. Może się również okazać, że nasza składka do UE będzie wyższa, niż zakłada rząd, a absorpcja pieniędzy z funduszy mniejsza, a wtedy pod znakiem zapytania staną dopłaty bezpośrednie dla rolników, które umieszczono wraz z innymi wydatkami w jednym worku.
Nie da się dokładnie określić, ile wyniesie polska składka do Unii Europejskiej w budżecie państwa na 2004 r. - przyznał wiceminister finansów Igor Chalupec podczas posiedzenia sejmowej Komisji Europejskiej, która obradowała w środę późnym wieczorem nad założeniami do budżetu w części poświęconej integracji europejskiej.
Rząd szacuje, że składka wyniesie 5,8 mld zł, tj. dwie trzecie pełnej kwoty, ponieważ do Unii przystąpimy w maju, a nie z początkiem 2004 r. Na jej rzeczywistą wielkość będzie jednak miał wpływ aktualny kurs złotego do euro oraz ostateczny kształt budżetu Unii Europejskiej, który znany będzie dopiero w połowie grudnia br. W założeniach budżetowych przyjęto, że kurs walutowy będzie wynosił 4,3 zł za euro, podczas gdy aktualnie wynosi on 4,6 zł za euro. Jeżeli ta różnica się utrzyma, składka ulegnie odpowiedniemu zwiększeniu. Minister poinformował też, że jeśli UE uchwali większy budżet niż planowany, to wzrosną również składki członkowskie. Unia może także zdecydować o zwiększeniu wydatków budżetowych w ciągu roku. - Kraje Piętnastki niechętnie odnoszą się do zwiększenia składek - uspokajał minister.
Największą część składki - 4,08 mld zł, stanowić będzie wpłata obliczana na podstawie wielkości produktu krajowego brutto. Do brukselskiej kasy popłynie też 1,3 mld zł z tytułu pobranego w Polsce podatku VAT oraz 434 mln zł z opłat celnych i rolnych (państwa odprowadzają do Unii 75 proc. ceł i opłat, pozostawiając sobie 25 proc. jako tzw. koszty poboru). W 2004 r. nie będziemy natomiast musieli jeszcze wnosić tzw. opłat cukrowych, ponieważ akcesja nastąpi w czasie trwania cukrowego roku obrachunkowego w UE. Nie uchroni nas to przed tego typu wpłatami w kolejnych latach.
Oprócz składki do budżetu Wspólnoty Polska poniesie też w 2004 r. koszty prefinansowania zadań UE, takich jak np. dopłaty bezpośrednie dla rolników. W budżecie oszacowano te koszty na blisko 4,5 mld zł. Łączne wydatki z polskiego budżetu na rzecz UE wyniosą 10,3 mld zł.
Posłów Komisji Europejskiej interesował bilans wzajemnych rozliczeń z Unią. Tu jednak okazało się, że dane przedstawione przez resort finansów są niepełne. Ekspert ds. finansów publicznych z sejmowego Biura Studiów i Ekspertyz Zofia Szpringer wskazała, że resort skoncentrował się na finansowych skutkach akcesji dla Polski, a nie dla budżetu. Tymczasem bilans wzajemnych przepływów jest w obu wypadkach różny, ponieważ duża część środków napływających z UE trafi nie do budżetu państwa, lecz do samorządów i prywatnych przedsiębiorstw.
Rząd szacuje, że w 2004 r. z Unii wpłynie do Polski 13,7 mld zł. Będą to wpłaty z tytułu kompensaty budżetowej (2,1 mld zł) instrumentu finansowego z Schengen (439 mln zł), programów przedakcesyjnych - SAPARD, PHARE i ISPA (6,3 mld zł), z funduszy strukturalnych (3,6 mld zł), Funduszu Spójności (613 mln zł) oraz na zadania wynikające ze Wspólnej Polityki Rolnej (553 mln zł). Gdyby założenia budżetowe się sprawdziły, to do Polski powinno napłynąć o 3,4 mld zł więcej, niż wpłacimy do UE.
- Jeszcze nie widziałem założeń budżetowych o tak niskim stopniu prawdopodobieństwa - stwierdził poseł Bogdan Pęk (LPR). Wskazał, że rząd przyjął w swoich wyliczeniach, iż Polska w pierwszym roku wykorzysta 100 proc. funduszy przedakcesyjnych, 100 proc. środków z Funduszu Spójności oraz 75 proc. z funduszy strukturalnych. Tymczasem w krajach Piętnastki wykorzystanie środków unijnych nie przekracza 65 proc., zaś polskie doświadczenia z funduszami przedakcesyjnymi pokazują, iż jesteśmy w stanie je wykorzystać zaledwie w kilku do kilkunastu procent. Pęk powołał się na opinię Rady Polityki Pieniężnej, która uznała rządowe założenia za nierealistyczne, a transfery finansowe z Unii za przeszacowane o 3-3,5 mld zł.

Luka w budżecie
O ile dla Polski bilans finansowy akcesji ma szanse w najlepszym wypadku wynieść zero, o tyle dla budżetu dane nie są tak optymistyczne. W ekspertyzie Zofii Szpringer znalazło się zestawienie, z którego wynika, iż w wyniku wzajemnych przepływów między polskim i unijnym budżetem luka kasowa po stronie polskiej wyniesie 7,3 mld zł, czego resort finansów nie podał.
Poseł Andrzej Grzyb (PSL) zarzucił ministrowi finansów, że środki na integrację zostały przedstawione w budżecie w sposób niejasny. Wszystkie wydatki w kwocie 3,6 mld zł (nie licząc składki) wrzucone zostały do jednego worka o nazwie "rezerwa celowa". Z niej mają pochodzić dopłaty bezpośrednie dla rolników (które w pierwszym roku musi w całości sfinansować Polska), środki na współfinansowanie budowy dróg i autostrad oraz pozostałych programów z funduszy strukturalnych i spójności, wydatki na uszczelnienie granic, współfinansowanie funduszy przedakcesyjnych, a także środki na wypadek gdyby doszło do zwiększenia naszej składki. Już na pierwszy rzut oka widać, że wydatków jest więcej niż pieniędzy. Eksperci odkryli też, że niektóre kwoty ujęte są w budżecie dwukrotnie, co podważa wiarygodność danych.

Dopłaty z jednego worka
- Rolnicy powinni otrzymać w 2004 r. 6 mld zł w ramach dopłat bezpośrednich. Gdzie jest zapisana ta kwota? - dopytywał się Piotr Krutul (LPR). - Rolnicy otrzymają dopłaty nie w 2004 r., ale za 2004 rok - wyjaśnił przedstawiciel rządu. W przyszłym roku otrzymają 50 proc. dopłat, a kolejne 50 proc. na początku 2005 r. Nie będzie natomiast pieniędzy na zalesienia, a środki na renty strukturalne stoją pod znakiem zapytania. Według Krutula, nie ma szans na sfinansowanie przez rząd dopłat do poziomu 55 proc., jak zapisano w traktacie akcesyjnym, ponieważ część pieniędzy miała pochodzić z unijnych funduszy na rozwój wsi (tzw. II filar), a środki te nie zostaną na czas uruchomione przez Brukselę. Opinie Krutula podziela również Pęk. Jego zdaniem, zabieg polegający na wrzuceniu wydatków do jednego worka pozwala rządowi pozbawić rolników dopłat w wypadku, jeśli założenia budżetowe się nie sprawdzą.
Sejmowa Komisja Europejska głosami posłów SLD zaakceptowała integracyjną część przyszłorocznego budżetu państwa.
Małgorzata Goss



Jakoś to będzie?
Dyskusja nad "europejską" częścią budżetu ujawniła, że rządowy plan wpływów i wydatków powstaje nie tylko na zasadzie przeciągania krótkiej kołdry (gdzie ten obiecywany deszcz euro?!), lecz także właściwie w próżni, przy braku pewności co do podstawowych danych. Nic zatem dziwnego, że budując budżet, rząd uciekł się do chytrego wybiegu, wkładając pieniądze na wiele różnych celów związanych z akcesją do jednego worka. Uzyskał dzięki temu elastyczność w dysponowaniu środkami: nie starczy na jedno, to starczy na drugie.
Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że wrzucono do niego dopłaty bezpośrednie. Tymczasem jest to wydatek budżetowy zgoła innego rodzaju niż pozostałe: decyduje o konkurencyjności polskich rolników, a ponoć równowaga konkurencji na unijnym rynku - to rzecz święta. Dlaczego w takim razie rząd potraktował go - tak jak pozostałe składniki worka - jako wydatek niepewny? Zabrakło na to pytanie odpowiedzi. Za to z ław SLD można było usłyszeć: - Jakoś to będzie!
Czy aby na pewno?
MaG
Nasz Dziennik 24-10-2003

Autor: DW