Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Afryka umiera po cichu

Treść

Obecna sytuacja w Sudanie jest bardzo niestabilna. Organizacja Narodów Zjednoczonych nie jest w stanie oszacować, ile osób mogło zginąć w ostatnich 5 latach starć w zachodniej prowincji tego kraju - Darfurze. Pomoc humanitarna nie może dotrzeć do najbardziej potrzebujących regionów. A warunki życiowe ludności cywilnej, która w wyniku starć wojennych musiała opuścić swoje domy, pogarszają się z każdym dniem. Zwiększa się także liczba uchodźców, obecnie przekraczając już 2 miliony. Wszystko to wydaje się dziać jakby za zamkniętymi drzwiami. Dziwi opieszałość Zachodu we wszelkich próbach podejmowanych w celu ustabilizowania sytuacji w tym regionie Afryki.



- W Sudanie nakładają się na siebie co najmniej dwa konflikty. Poważne problemy nie dotykają jedynie leżącego na zachodzie Darfuru, lecz także całego wielkiego południa kraju - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" prof. Wiesław Olszewski. - Aby w pełni zrozumieć panujący obecnie stan, należy cofnąć się do lat 80. i schyłku zimnej wojny. Wówczas nastąpił kres wielu afrykańskich dyktatur. Wtedy w Chartumie przewrót wojskowy wyniósł do władzy generała Omara al-Bashira. Wojskowy rząd, po początkowym rozwiązaniu kilku spraw cywilnych w kraju, skupił się całkowicie na jego islamizacji - dodaje profesor. Doprowadziło to do konfliktu pomiędzy ludnością arabską zamieszkującą północ kraju a ludnością czarną zamieszkującą południe. Powstały wówczas ruchy separatystyczne dążące do uniezależnienia się tej części kraju od rządu w Chartumie. Duża część sił dążących do oddzielenia się południa Sudanu gromadziła się wśród tamtejszych chrześcijan. Choć ludności czarnej nie stanowili jedynie wyznawcy chrześcijaństwa, jednak ten konflikt między muzułmanami a wyznawcami innych religii był od początku wyjątkowo zażarty i do dziś przybiera na sile. Uchodźcy masowo uciekają z tych terenów do Ugandy.
Islamiści byli wspierani przez rząd aż do 2001 roku. Dwa lata później podpisano rozejm, by w 2005 roku zastąpić go porozumieniem pokojowym. Pozwoliło to na zachowanie władzy generałowi Bashirowi.
Nowe zagrożenia koncentrują się w bogatym w ropę regionie Abeyi, do którego roszczą sobie pretensje zarówno rząd Sudanu w Chartumie, jaki i półautonomiczny rząd Sudanu Południowego. W niedawnych starciach na tym terenie pomiędzy nomadami z formacji Misseriya a siłami południowców zginęło kolejne kilkaset osób.

Nie chcą arabskiej elity w Darfurze
Część separatystów wszczęła za to w 2003 roku rebelię w zachodniej części kraju, czyli właśnie w prowincji Darfur. Nazwali się Armią Wyzwolenia Sudanu. - O ile konflikt na tle religijnym jest dużo wcześniejszy i dotyczy południa kraju, o tyle w konflikt w Darfurze zaangażowana jest głównie ludność islamska. A prowincję tę zamieszkują właśnie czarnoskórzy wyznawcy Allacha. Ten konflikt rozbija się o to, że czarnymi muzłumanami rządzi arabska elita, przy czym walki trwają także między arabskimi rolnikami a murzyńskimi pasterzami - zauważa prof. Olszewski. - Sprawa przybrała na sile i stała się dużo poważniejsza, kiedy odnaleziono tam wielkie złoża ropy. W tym momencie konflikt ten uległ umiędzynarodowieniu - dodaje.
W sprawę od lat zaangażowana jest ONZ. Monitorując sytuację w Sudanie (ze szczególnym uwzględnieniem Darfuru), stara się nieść najpotrzebniejszą pomoc. W ostatnio wydanym raporcie organizacja stwierdza, że ponad 200 tys. osób zginęło od chwili rozpoczęcia walk w 2003 roku, a ponad 2 mln zostało wygnanych ze swoich domów i żyje obecnie w obozach dla uchodźców. Inny, mniej oficjalny dokument tej samej organizacji twierdzi, że ofiar mogło być nawet o 100 tys. więcej.
Raport oskarża ponadto sudańską armię rządową o dokonywanie gwałtów i kradzieży w czasie ataków na Darfur. Świadkowie twierdzą, że żołnierze sił rządowych, a także milicjanci na wielbłądach i koniach podkładali ogień pod osady, strzelali do ich mieszkańców i dopuszczali się kradzieży. "Skala zniszczeń własności cywilnej, włączając obiekty niezbędne do przetrwania ludności, daje do zrozumienia, że były one dokonane z premedytacją i były częścią zaplanowanej operacji wojskowej" - czytamy w dokumencie. Odnotowuje on także liczne pogwałcenia i naruszenia międzynarodowych praw humanitarnych i praw człowieka. ONZ wzywa sudański rząd do przerwania działań wojennych oraz do powstrzymania się od niczym nieusprawiedliwionych ataków na ludność cywilną.
Obecnie niezmiernie utrudnione zostało dostarczanie pomocy żywnościowej na teren Darfuru z powodu znacznego obniżenia się poziomu bezpieczeństwa na tym obszarze - stwierdza raport Światowego Programu Żywnościowego (WFP). Przedstawiciele WFP podali, że tylko w ciągu ostatniego roku ponad 50 ciężarówek z pomocą zostało porwanych, a los 13 ich kierowców jest nadal nieznany. Ponadto walki w regionie ciągle się nasilają, toteż liczba ludzi opierających swoją egzystencję na ONZ-owskich dostawach, która obecnie wynosi 2 mln, będzie się zwiększać.
Straty, jakie poniósł WFP w ciągu ostatnich 12 miesięcy, przedstawił jego przedstawiciel Paulo Mattei. Dodał przy tym, że sytuacja z całą pewnością ulegnie pogorszeniu, gdy tylko nadejdzie pora deszczowa. Nie podał wszakże, kto stoi za kradzieżami dostaw czy uprowadzeniami kierowców. Według organizacji, może to być którakolwiek z działających w Darfurze grup rebelianckich bądź wspierających rząd islamskich bojówek. W ostatnim czasie nasiliły się także naciski, by WFP wstrzymał swój program pomocy z powietrza z powodu braku funduszy.

Co ma z tym wspólnego uran w Czadzie?
- Całość komplikuje ponadto sytuacja w sąsiednim Czadzie, gdzie również odkryto spore pokłady ropy, a ponadto - co wydaje się jeszcze cenniejsze - złoża uranu. Tym samym doprowadziło to do rebelii we wschodniej części Czadu, tym razem już o podział zysków z rządem w Ndżamenie - tłumaczy ekspert. We wsparcie tamtejszych sił rządowych zaangażowała się Francja. Chodziło im głównie o spacyfikowanie wschodniej części, by móc czerpać korzyści z wydobycia cennych surowców. Z drugiej zaś strony separatyści czadyjscy stworzyli wspólny front z islamistami z Darfuru i w ten sposób sprawy Sudanu i Czadu zlały się ze sobą. - Do tego dochodzi sprawa uchodźctwa z Darfuru na stronę Czadu, w wyniku czego rząd w Ndżamenie oskarża Sudan o ingerowanie w jego sprawy, zaś władze w Chartumie odpowiadają, że wspieranie przez czadyjskie bojówki opozycji w Darfurze jest również ingerencją w wewnętrzne sprawy ich kraju. W ten sposób państwa te oskarżają się nawzajem, a wyjścia z tej sytuacji nie widać - wyjaśnia prof. Olszewski.
Sytuację w regionie ma uratować nowy wysłannik prezydenta USA George'a Busha Richard Williamson. Jego celem jest przyspieszenie procesów poprawy sytuacji w zwaśnionym regionie. Bardzo wolny ich przebieg wynika przede wszystkim z wielu procedur biurokratycznych zarówno w krajach zainteresowanych pomocą, jak i wewnątrz samej ONZ. Połączone siły ONZ i Unii Afrykańskiej to zaledwie 9 tys. żołnierzy, docelowo ma ich być jednak 26 tysięcy. Ponadto Williamson postuluje wprowadzenie kolejnych 3600 żołnierzy do samego wschodniego Czadu. Uważa on jednak, że najważniejszą sprawą będzie wywarcie silniejszych nacisków, nie tyle na rządy w Chartumie i Ndżamenie, ile w Pekinie i Moskwie, by zaprzestały sprzedaży broni do Sudanu.

Świat nie chce o tym słyszeć
Przedstawiciele ONZ wciąż narzekają, że zbyt mało ludzi słyszało o tym, co się dzieje w Czadzie, pomimo wciąż rosnącego kryzysu humanitarnego rozlewającego się po całym regionie Darfuru. - Czad jest obecnie znany zbyt małej liczbie ludzi. Niektórzy z nich myślą, że to tylko jezioro - stwierdził jeden z wysokich przedstawicieli ONZ Kingsley Amaning. Powiedział, że 250 tys. Sudańczyków stłoczonych w obozach na terenie Czadu, które mogą pomieścić maksymalnie 20 tys. osób, nie jest w stanie zdobyć wystarczającej ilości wody i innych środków do życia. Ostatni miesiąc walk w Darfurze sprawił, że do obozów napłynęło kolejne 10 tys. uchodźców. Ponadto ok. 180 tys. mieszkańców Czadu wypędzonych ze swoich domostw jest rozproszonych po całym kraju.
Amaning podkreśla, że należy zwrócić jak największą uwagę na problem Sudanu i Czadu. Uważa, iż szersza wiedza społeczności światowej na temat tego konfliktu skłoni ją do wywarcia nacisków na polityków w swoich krajach, by ci z kolei zaczęli wpływać na rządy w Chartumie i Ndżamenie, aby zasiadły do wspólnych rokowań. Wszelkie rozmowy pokojowe między oboma krajami do tej pory kończyły się fiaskiem. ONZ stwierdza, że rozwiązanie problemu tkwi w determinacji i zaangażowaniu państw sojuszu. Dotychczasowe zaangażowanie ocenia jako niewystarczające. Z zadowoleniem jednak przyjmuje decyzję Wspólnoty Europejskiej o wysłaniu żołnierzy, którzy będą ochraniać konwoje z pomocą humanitarną i społeczność międzynarodową, która tę pomoc obsługuje. Kierownictwo ONZ podkreśla przy tym, że należy podjąć jeszcze więcej wysiłków, aby doprowadzić do zakończenia konfliktu. ONZ przeznaczyła w tym roku 240 mln dolarów na pomoc Czadowi, z czego do dziś udało się przekazać zaledwie 2 procent.
Nie wydaje się jednak, by nagle sprawa Czadu i Sudanu nabrała ogromnego rozgłosu. - Afryka umiera po cichu. Kontynent ten jest raczej mało medialny. Przede wszystkim jednak wielkim mocarstwom zainteresowanym eksploatacją bogactw na Czarnym Lądzie nie zależy na zbytnim rozgłosie. Tam, gdzie toczy się wojna o konkretne zyski, wielkie koncerny mają wpływ na media, dzięki czemu mogą zatuszować najbardziej istotne problemy, a także podłoże całej sprawy. Dlatego świat dowiaduje się zaledwie o jednym aspekcie, czyli dżandżawidzkiej milicji, która pacyfikuje obozy uchodźców. Docierają do nas tylko bardzo powierzchowne informacje, niedotykające istoty problemu - wyjaśnia profesor Wiesław Olszewski. - Dość prawdopodobne, że na secesję południa rząd w Chartumie jeszcze mógłby się zgodzić, gdyż tamtejsze zasoby nie odgrywają aż tak wielkiej roli. Jednakże w przypadku oderwania Darfuru Sudan staje się państwem trzeciej kategorii, utraciłby bowiem połowę swojego terytorium. Kiedy nie ma bogactw naturalnych i sprawy rozbijają się o kwestie polityczne, takie spory są możliwe do rozwiązania - podsumowuje. I choć południowa część Sudanu jest obecnie nieco spokojniejsza, kraj jako całość pokoju nie zaznaje już od długich lat.
Łukasz Sianożęcki
"Nasz Dziennik" 2008-04-26

Autor: wa