Afera Bettencourt pogrąży Sarkozy'ego?
Treść
Francja od kilku dni żyje tzw. aferą Bettencourt. Wybuchła ona po  opublikowaniu wywiadu na stronie internetowej Mediapart z byłą księgową  właścicielki koncernu L'Oréal i jednocześnie najbogatszej Francuski  Liliane Bettencourt. Księgowa stwierdziła, że Éric Woerth, były skarbnik  UMP, a obecny minister pracy, w 2007 r. otrzymał od Liliane Bettencourt  150 tys. euro na kampanię prezydencką Nicolasa Sarkozy'ego. 
W  świetle francuskiego prawa osoby prywatne mogą wpłacać na konta partii  7500 euro rocznie i 6 tys. w czasie kampanii prezydenckiej. Przekazanie  150 tys. euro byłoby złamaniem prawa i podważyłoby wiarygodność  prezydenta, tym bardziej że księgowa twierdzi, że Nicolas Sarkozy  jeszcze jako mer bogatego podparyskiego Neuilly w latach 1983-2002  otrzymywał od Liliane Bettencourt finansowe wsparcie. Afera nie  ogranicza się tylko do owych 150 tys. euro. Mnożą się pytania dotyczące  związków Woertha z Bettencourt i kwestii nieujawnienia jej tajnego konta  w Szwajcarii w 2009 r., kiedy Woerth pełnił funkcję ministra finansów. W  2008 r. jeden z pracowników szwajcarskiego banku HSBC Hervé Falciani  przesłał władzom francuskim listę 3 tys. Francuzów mających tajne konta w  Szwajcarii umożliwiające im niepłacenie podatków. Rok później Woerth  zapewniał, że jego ministerstwo "mocno uderzy, bo po raz pierwszy  posiada tego typu precyzyjne informacje, z nazwiskami, numerami kont i  ich stanem". Podając im konkretny termin, zaapelowano do posiadaczy tych  kont o dobrowolne przekazanie pieniędzy na konta francuskie i  jednocześnie zapewniono, że nie zostaną wobec nich wyciągnięte  konsekwencje prawne. Jak na razie tylko 700 osób zdecydowało się to  zrobić, a reszta pozostała bezkarna. Jest tajemnicą Poliszynela, że  konto w szwajcarskim banku posiadała miliarderka Liliane Bettencourt,  która właśnie w tym czasie zatrudniła żonę ministra Florence Woerth na  stanowisku dyrektora finansowego. Éric Woerth wszystkiemu zaprzecza, a  zatrudnienia żony nie wiąże ze swoją pozycją, ale z jej kompetencjami  zawodowymi. Afera Bettencourt-Woerth zaczyna bezpośrednio dotyczyć  prezydenta Sarkozy'ego. Prasa francuska domaga się od niego jak  najszybszej reakcji i publicznego wyjaśnienia sprawy. Żąda tego nie  tylko socjalistyczna opozycja, ale również były premier Jean-Pierre  Raffarin i szef grupy posłów UMP, Jean-Fran?ois Copé, który twierdzi, że  "trzeba szybko wszystko wyjaśnić, by ugasić pożar". 
Francuscy  politolodzy stawiają coraz głośniej pytanie o to, czy afera pogrąży  Nicolasa Sarkozy'ego.
Franciszek L. Ćwik, Caen
Nasz                                                                                                                                                            Dziennik                                                         2010-07-09
Autor: jc