Ad calendas Kieres
Treść
O tym, że w Instytucie Pamięci Narodowej zmieniono zasady wydawania zgody na udostępnienie teczek osobowych w celach publicystycznych, wiadomo od kilkunastu dni. Od połowy czerwca każdy wniosek złożony przez dziennikarza podpisuje osobiście prezes Leon Kieres. Najnowsze doniesienia są jednak niepokojące, bo i ta droga została mocno ograniczona - od tygodnia prezes nie podpisał ani jednego wniosku.
Zdaniem prof. Leona Kieresa, wprowadzone ograniczenia mają zapobiec pojawianiu się w mediach informacji zaczerpniętych z archiwów Instytutu, a przedstawianych w formie newsu. Prezes tłumaczy się też kampanią wyborczą i chęcią wykorzystywania informacji z teczek do gry politycznej. Jednak śledząc ostatnie tygodnie, trudno znaleźć uzasadnienie dla takiego stanowiska. Ostatni skandal, związany z ujawnieniem tajemniczej notatki o rzekomej współpracy Andrzeja Przewoźnika ze Służbą Bezpieczeństwa, był spowodowany wyciekiem z Fundacji Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego, niektórzy zarzucali także grę polityczną zatrudnionemu w IPN politykowi Platformy Obywatelskiej. Kolejna sprawa to ujawnienie szczegółów teczki Marka Belki przez posłów z sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen. To, że informacje te ukazywały się po raz pierwszy najczęściej właśnie w prasie, jest oczywiste i naturalne. Ale nie dziennikarze do nich docierali - to do nich docierali ci, którym zależało na ujawnieniu pewnych nie zawsze odpowiadających prawdzie informacji.
Dostęp dziennikarzy do archiwów Instytutu odbywa się na podstawie szczegółowej interpretacji art. 36 pkt 5 ustawy o IPN, który mówi, że "dokumenty zawierające dane o pokrzywdzonych lub osobach trzecich mogą być, w niezbędnym zakresie i w sposób nie naruszający praw tych osób, wykorzystywane przez organy władzy publicznej oraz przez inne instytucje, organizacje i osoby w celach prowadzenia badań naukowych, o ile Prezes IPN wyrazi na to zgodę". Interpretacja była korzystna dla dziennikarzy, gdyż rozszerzała pojęcie "badania naukowe" na "cel publicystyczny". Dostęp był ułatwiony także dzięki decyzji prezesa Kieresa, że w jego imieniu zgody takiej mogą udzielać np. naczelnicy poszczególnych wydziałów IPN.
Taka sytuacja zmieniła się kilka tygodni temu. Już w dniu uznania za jawną teczki premiera Marka Belki każdy z dziennikarzy czekał na osobistą decyzję prezesa. Wówczas były one jednak wydawane bez większych kłopotów.
- Teraz po prostu takie wnioski idą ad calendas graecas - mówi jeden z pracowników warszawskiego IPN. Dodaje, że pokątnie mówi się, iż Kieres miał dość nacisków politycznych i wybrał opcję nieprzekazywania nikomu niczego.
Mikołaj Wójcik
"Nasz Dziennik" 2005-07-13
Autor: ab