Aby nie zaginęły tradycje
Treść
"Wielkanocna plastyka obrzędowa - odzwierciedleniem naszych tradycji" to nazwa warsztatów, które odbywają się w sandomierskim zamku przed Świętami Wielkanocnymi. Zorganizowała je Iwona Łukawska, kustosz oddziału etnograficznego Muzeum Okręgowego w Sandomierzu.
- Zamierzeniem naszym jest pielęgnowanie rodzimej kultury ludowej, dlatego w cyklu rocznym mamy kilka spotkań o charakterze etnograficznym, służących do promowania zwyczajów i obrzędów oraz rękodzieła ludowego w wykonaniu okolicznych twórców "ludowych" - wyjaśnia Iwona Łukawska. - Stąd też w tym roku mamy trzecią edycję warsztatów wielkanocnych skierowanych do uczniów szkół sandomierskich, w tym również młodzieży niepełnosprawnej. Od początku na warsztaty zapraszamy Zespół Obrzędowy "Lasowiaczki" z Baranowa Sandomierskiego. Jego członkinie pokazują, jak się wije tradycyjną palmę, z jakich elementów ona się składa, a także jak zrobić tradycyjną pisankę, jajko zdobione motywami malowanymi czy wyskrobywanymi. Panie pokazują, ale i opowiadają o zwyczajach i obrzędach okołowielkanocnych i samych świąt. Często u nas gościmy Jana Puka z Trześni, rzeźbiarza, twórcę ludowego, gawędziarza i kronikarza. Pan Jan pokazuje gotowe prace, ale uczestnicy warsztatów mogą również przyglądać się, jak powstają rzeźby na ich oczach, wystrugiwane w drzewie lipowym - mówi kustosz.
- Nasz zespół kultywuje obrzędy, zwyczaje świętokrzyskie, lasowiackie, żeby nie zaginęły. W tym też celu zapraszane jesteśmy do wielu szkół na zajęcia o charakterze etnograficznym. Cieszymy się, że w naszym zespole występują nie tylko nasze dzieci, ale i wnuki - opowiadają panie z "Lasowiaczek": Zofia Wydro, Barbara Sroczyńska, Józefa Marzec. - W naszym repertuarze mamy obrzędy całoroczne: żniwa, noc świętojańską, dożynki, chodzenie z niedźwiedziem, szopką, misiem, wigilię - dodają.
Jak mówią panie z zespołu, kompozycje roślinne, z których powstaje palma wielkanocna, zbiera się przez cały rok. Są to trawy, zboże, trzcina, bazie, suszone kwiaty. Poświęcone w palmie bazie dawało się niegdyś dzieciom, żeby nie chorowały na gardło, dotykało nimi krowy, żeby dawały mleko. Palmą święciło się zboże, paliło się je również w kościele, żeby był popiół na Środę Popielcową. W domu przechowywało się ten wielkanocny symbol za religijnym obrazem w centralnym miejscu.
Wielki Piątek był szczególnie czczonym dniem. Rano o godzinie piątej, jako że wtedy Piotr zaparł się Pana Jezusa, młode dziewczyny szły obmyć się do rzeki albo przy studni, żeby miały ładną skórę, oraz modliły się nad wodą, żeby udało im się wyjść za mąż. W dniu tym wszystkie sklepy były pozamykane, ludzie brali udział w nabożeństwach w kościele i w procesji ulicami danej miejscowości. W Wielką Sobotę każdy szedł ze święconym do kościoła, starając się mieć najładniej przystrojony i jak największy koszyk, w którym nie mogło zabraknąć boczku, sera, chrzanu, żeby dawał siłę. Święconego nikt nie ruszał. Dopiero po rezurekcji w Niedzielę Wielkanocną podawano śniadanie z barszczem i święconym w środku. W Wielką Niedzielę nie wolno było nic robić. W Poniedziałek Wielkanocny, gdy dziewczęta wracały z kościoła, oblewane były przez chłopców wodą, a nawet wrzucane do rzeki. Był to powód do radości, dowód na to, że ktoś się nimi interesuje.
Alicja Trześniowska
"Nasz Dziennik" 2007-03-26
Autor: wa