Absurdy NFZ w rozliczaniu za leczenie dzieci
Treść
Wysokospecjalistyczne wieloprofilowe jednostki zajmujące się leczeniem dzieci, jak np. Instytut Matki i Dziecka w Warszawie, Centrum Zdrowia Dziecka, są permanentnie niedofinansowane. Lekarze skarżą się, że sposób postrzegania problemu przez urzędników Narodowego Funduszu Zdrowia odbija się negatywnie szczególnie na dzieciach, ponieważ wycena świadczeń dla nich jest, nie wiedzieć czemu, niższa niż dla dorosłych.
- Wielokrotnie przekonywaliśmy NFZ, że szpital dziecięcy i opieka nad dzieckiem to większa liczba pielęgniarek, opiekunek, aparatura, kuchnie mleczne, pampersy itd. Bez skutku... - mówi prof. dr hab. med. Anna Dobrzańska, konsultant krajowy ds. pediatrii. - Producenci leków nie produkują pediatrycznych ampułek. Onkolodzy używają leków bardzo drogich, 10 tys. za ampułkę, podczas gdy dziecku podaje się jedną dziesiątą część tego leku, a resztę musimy wyrzucać, bo ampułki są tak skonstruowane, że nie wolno ich przechowywać. To jest nie w porządku. Ale to przykład, że leczenie dzieci kosztuje więcej - potwierdza prof. Alicja Chybicka, kierownik Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej we Wrocławiu.
Diagnoza specjalistów zajmujących się dziećmi jest taka: sytuacja w medycynie wieku rozwojowego jest jeszcze gorsza niż w medycynie dorosłych. - Trudno nam zrozumieć, dlaczego rozkład środków przez NFZ jest tak nierówny. Rozmowy z płatnikiem są bardzo trudne, ponieważ fakty, którymi my dysponujemy, dla niego nie są żadnym argumentem. NFZ ma swoje "fakty" - podkreśla prof. Dobrzańska. Lekarze nie wiedzą, w jaki sposób NFZ przeprowadza wyliczenia co do poszczególnych świadczeń, bo bardzo trudno to zrobić samym lekarzom. - To, ile kosztuje dana procedura, nie jest takie łatwe do policzenia. To nie tylko zastosowane zabiegi operacyjne, leki, ale też zaangażowanie specjalistów, utrzymanie określonej aparatury, to koszty, o których NFZ nie chce słyszeć. W najgorszej sytuacji są więc szpitale wysokospecjalistyczne, które muszą utrzymać właśnie drogą aparaturę i rzesze specjalistów po to, aby te najciężej chore dzieci leczyć - podkreśla prof. Dobrzańska. Jak tłumaczy rzecznik NFZ Edyta Grabowska-Woźniak, cena maksymalna za punkt rozliczeniowy w szpitalnictwie jest taka sama w skali kraju, bo tego wymagają założenia systemu finansowania i rozliczania szpitali, a także obowiązek równego traktowania podmiotów medycznych przez Fundusz. Absurdalne przepisy obowiązują (stworzone przez NFZ), jeśli chodzi o opiekę medyczną nad wcześniakami. Wiadomo, że wcześniaki wymagają opieki na oddziałach neonatologii i patologii noworodka przez kilka miesięcy. Jednak płatnik ustalił, że po 31 dniach każdy wcześniak ma być przeniesiony na oddział pediatryczny. - To nic, że taki wcześniak waży niespełna kilogram i potrzebuje specjalistycznej aparatury - to jeden z wielu absurdów, z którym próbujemy walczyć. Podstawą tych nieporozumień jest to, że według NFZ ta sama jednostka chorobowa u dorosłego i u dziecka jest w innej cenie, dla dziecka jest niższa. Tego nigdy nie zaakceptujemy i nie zrozumiemy. Rozpoznanie choroby X u dorosłego wycenione zostaje np. na 50 zł, a u dziecka ta sama choroba na 25 zł - zaznacza prof. Dobrzańska.
Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, a raczej absurd, że według NFZ, nie można sumować kilku procedur leczniczych w przypadku jednego pacjenta. - Nie zawsze pacjent choruje tylko na jedną chorobę. Jeżeli choruje na kilka, to NFZ nie przewiduje tzw. sumowania za kilka procedur związanych ze zdrowiem pacjenta w jednym szpitalu. Według NFZ, ma to wyglądać tak, że pacjenta się wypisuje i przyjmuje po pewnym czasie, aby leczyć go na drugą chorobę, potem na trzecią. Trzeba podkreślić, że dzieci z wadami wrodzonymi często mają wady wielu narządów, wielu układów i wymagają złożonego leczenia - podkreśla prof. Wanda Kawalec, kierownik Kliniki Kardiologii Instytutu "Pomnik - Centrum Zdrowia Dziecka" w Warszawie.
Jak podkreśla z kolei prof. Alicja Chybicka, kierownik Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej we Wrocławiu, dobrą wiadomością jest fakt, że kilka dni temu został utworzony Departament ds. Matki i Dziecka przy Ministerstwie Zdrowia, komórka, której nie było i bardzo jej brakowało zarówno lekarzom. - Nareszcie będzie do kogo się zwrócić w sprawie tej naszej 8-milionowej populacji dzieci w Polsce. W końcu ktoś będzie odpowiedzialny za zdrowie dzieci - podkreśla prof. Chybicka.
Izabela Borańska
"Nasz Dziennik" 2009-04-04
Autor: wa