Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Absencja programów gospodarczych w dyskusji wyborczej

Treść


Okładka ostatniego numeru "The Economist" przedstawia wycelowany pistolet MADE IN AMERICA i tytułowe pytanie głównego artykułu, czy kryzys kredytowy spowoduje ochłodzenie gospodarcze. Pierwszy akapit artykułu porównuje oczekiwania działań w zakresie kreowanej na świecie polityki pieniężnej do finałowej sceny filmu katastroficznego "The Day the Earth Caught Fire", która kończy się dwoma alternatywnymi wersjami pierwszej strony "Daily Express". Tego typu porównanie skłania do wspomnień z prezentacji programu gospodarczego PiS w 2005 r. "Rozwój przez zatrudnienie", która również kończyła się prezentacją hipotetycznej strony polskiego dziennika, zamieszczonego poniżej, w przypadku gdy proponowane działania w zakresie polityki gospodarczej, w tym monetarnej, nie zostaną zrealizowane.

Zanim przejdziemy do analizy zamieszczonej w programie gospodarczym strony gazety codziennej warto przez chwilę porównać aktualnie podziwianą postawę naszego społeczeństwa i rozumienie stwierdzenia "Dotrzymujemy słowa" w sytuacjach kryzysowych, kiedy to realny, a nie medialny pistolet odpalił. W tym roku rocznica najazdu Armii Czerwonej na Polskę miała wyjątkowo godną oprawę. Prezydent Lech Kaczyński złożył wieniec na grobach pomordowanych oficerów, a w Polsce miała miejsce premiera filmu Andrzeja Wajdy "Katyń". W targanym wyborczą retoryką czasie rocznica tragicznego września zmusza do refleksji i porównań. Przeglądając pamiątki żony po utraconych w 1940 r. dziadkach, doszliśmy do wniosku, że uderzający był ich stosunek do rodziny. Czytając list jednego z nich, z obozu w Starobielsku (drugi zaginął po tym, jak uciekając z całą rodziną z deportacji w głębi Rosji, został złapany na nowo utworzonej granicy przez Niemców i przekazany Sowietom), można dojść do wniosku, że cały czas zamartwiał się o losy żony i córek. Patrząc na wyzwania, przed jakimi stali nasi rodacy w tych nieludzkich czasach, ich poczucie honoru i godności, możemy zaobserwować niekorzystne zmiany w stanie świadomości społecznej. Mimo nieporównywalnej sytuacji trudno sobie wyobrazić, aby Marszałek Piłsudski po negocjacjach w Berlinie zdecydował się na oddanie zamieszkałego przez Niemców Gdańska z "korytarzem", a po powrocie do Warszawy ogłosił jako sukces zagwarantowanie prawa do korzystania z portu jeszcze przez 10 lat. Tym bardziej jeśli przez lata byłoby głoszone hasło "Gdańsk albo śmierć". Równie trudno sobie wyobrazić, aby Jędrzej Giertych za wynik niekorzystnych rokowań obciążył... Adolfa Hitlera, w sytuacji gdyby jakimś dziwnym zrządzeniem losu był wtedy wicepremierem. Na pewno ich podejście do polityki prorodzinnej byłoby inne, zwłaszcza gdyby pozycja polityczna Polski w Europie była uzależniona nie tylko od zamożności, ale i wprost od liczebności obywateli. Dlatego najprawdopodobniej pierwszą podpisaną ustawą po powrocie z Katynia byłyby ulgi prorodzinne, a nie istotne, aczkolwiek nie w historycznej skali, mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Tym bardziej jeśli w programie gospodarczym za kluczowe uznano odwrócenie tragicznych trendów demograficznych oraz zapewnienie dobrze płatnej pracy dla bezrobotnych Polaków.

Interwencje walutowe
W poprzedni piątek na pierwszej stronie "Financial Times" informacja o tym, że Szwedzi po wyborach postawili na działania państwa, które mają kreować wzrost zatrudnienia w artykule "Swedes focus on jobs". Tytuł bardzo przypomina niezrealizowany program gospodarczy PiS z 2005 roku, mimo że działania, mające na celu utworzenie 200 tys. miejsc pracy, są podejmowane w kraju, w którym bezrobocie jest na poziomie 4,8 procent. W Polsce środek kampanii wyborczej o tyle specyficznej, że charakteryzuje się dyskusją o metodach sprawowania władzy oraz zadziwiającą absencją programów gospodarczych. Jest to o tyle niepokojące, że świat targany zamieszaniem na rynku kapitałowym, spowodowanym amerykańskim załamaniem bankowości hipotecznej, wymaga wielu odniesień. Dzieje się wprost przeciwnie, podczas gdy Europejski Bank Centralny wykłada setki miliardów euro, aby zabezpieczyć płynność systemu bankowego spowodowanego błędnym oszacowaniem ryzyka pożyczek hipotecznych, Bank Anglii zmienia o 180 proc. swoją politykę, i to w okresie zaledwie tygodnia (12-19 września), w Polsce prezes NBP niepotrzebnie zastrzega się, że jest przeciwnikiem interwencji walutowych. Równocześnie w specustawie budowlanej, mającej w założeniu przyczynić się do wybudowania obiecanych 3 milionów mieszkań, "przemyca się" pięć kluczowych nowelizacji ustawy o listach zastawnych, które de facto likwidują bankowość hipoteczną, a liberalizując normy ostrożnościowe, narażają Polskę na wystąpienie kryzysu obserwowanego właśnie na świecie. Działania w realizacji tego programu nie mają szczęścia, gdyż mimo determinacji premiera skierowywanie do ich realizacji osób niepracujących przy opracowaniu programu mieszkaniowego musiało doprowadzić do przyjęcia propozycji poprzedniej ekipy i wprowadzenia nieskutecznych rozwiązań, polegających na kosztownym dofinansowaniu klasycznych produktów bankowych korzystnych dla sektora finansowego. Podobnie brak planowanych działań odbija się na nadzorze nad rynkiem kapitałowym. Do nadzoru nie wróciła żadna ze 120 osób zlikwidowanego przez SLD UNFE, i to mimo że osoby te zaangażowały się w przygotowanie programu gospodarczego PiS w 2005 r. i faktu, że na ich wyspecjalizowanie w wychwytywaniu nieprawidłowości na rynku kapitałowym było przeznaczone ponad 3 mln dolarów pomocy eksperckiej. Wprost przeciwnie nawet pozostałe "niedobitki" są usuwane, czego przykładem jest wysokiej klasy specjalista, były wiceprezes UNFE i KPWiG Paweł Pelc. W efekcie powyższe urzędy zamiast ścigać nieprawidłowości na rynku kapitałowym koncentrują się na znajdowaniu szkodliwych uzasadnień dla konsolidacji na rynku OFE, pomocą w uregulowaniu wytransferowania ich kapitałów z Polski oraz pozwoliły na skompromitowanie prac bankowej komisji śledczej, co już rok temu trafnie przewidywała redaktor Małgorzata Goss w "Naszym Dzienniku". W efekcie brak jest informacji o operacjach, które były dokonywane na rynku w czasie zakłóceń w systemie informatycznym giełdy, a także reakcji na 10 minut "czarów", kiedy to operacje na instrumentach pochodnych po godzinie 15.05 w zeszły piątek (21 bm.) doprowadziły do 1,8-procentowego obniżenia wartości notowanych spółek. Na istnienie tej inercji ma niewątpliwie wpływ fakt oddelegowania do tych instytucji byłych zastępców Balcerowicza oraz fakt, że jeden z nich jest głośnym orędownikiem poszerzenia inwestycji zagranicznych OFE, o inwestycjach w instrumenty pochodne nie wspominając.

Stopy w dół
Podczas gdy światowe media co chwila informują o rekordach w osłabieniu dolara, NBP nadal gros swoich rezerw utrzymuje w dolarach, generując miliardowe straty dla Polski, i to mimo że o błędności tej strategii był informowany publicznie, nawet na łamach "Naszego Dziennika" (i to dwukrotnie - 7 lipca i 11 sierpnia), w tym tuż przed lipcowymi pierwszymi znaczącymi spadkami. Dzieje się tak mimo 4,5-krotnego spadku udziału dolara w obrotach na krajowym kasowym rynku walutowym, przy 2,5-krotnym wzroście obrotów w euro w ciągu trzech lat. Zaistniałą sytuację najlepiej unaocznia zaprezentowany rysunek chińskiego smoka, który mając prawie 1,5 biliona w amerykańskich obligacjach, może nie tylko podtopić Wuja Sama, ale i NBP.
Obecnie kwestie dotyczące konieczności obniżenia stóp procentowych omawia się i przeprowadza na całym świecie, ale nie w Polsce, gdzie podwyższa się wysokość stóp procentowych, zasłaniając się oczekiwaniem na wzrost inflacji, nawet jeśli parę dni później okazuje się, że jej poziom osiąga roczne minima. W wydanych w tym tygodniu przez Penguin Press wspomnieniach Alana Greenspana, wieloletniego szefa Rezerwy Federalnej, "The Age of Turbulance: Adventures in a New Word" zawarta jest interesująca charakterystyka amerykańskiej polityki pieniężnej: szybko obniża stopy przy pierwszych sygnałach zamieszania na rynku i spowolnienia gospodarczego, a podwyższa z dużym opóźnieniem w stosunku do występującego boomu. W Polsce wprost przeciwnie - stale, mimo zmiany szefa NBP, obowiązuje zasada Balcerowicza będąca lustrzanym odbiciem obserwacji Greenspana: stopy są szybko podwyższane na samą myśl o istnieniu inflacji, a obniżane rzadko, jeśli w ogóle.
PiS w programie gospodarczym postulował, aby polityka pieniężna stanowiła pozytywny element polityki gospodarczej prowadzonej przez rząd w celu ograniczenia bezrobocia, powstrzymania kryzysu demograficznego i kryzysu finansów publicznych oraz pobudzenia inwestycji i stabilnego tempa wzrostu gospodarczego. Zasadniczym wymogiem było obniżenie realnych stóp procentowych, przeciwdziałanie aprecjacji złotego redukującej wzrost gospodarczy (podawano wyliczenia, że 10 proc. aprecjacji w danym roku oznacza o 1,2 pkt procentowego niższy wzrost PKB w roku następnym) oraz rezygnację z restrykcyjnego podejścia do likwidowania inflacji. Niezależna, stabilna polityka pieniężna miała sprzyjać eksportowi, a obniżone stopy procentowe - inwestycjom. Te dwa czynniki stanowić miały fundament wzrostu gospodarczego, który bezpośrednio miał się wiązać się ze wzrostem zatrudnienia. Jedynie ten element programu gospodarczego wraz z "kotwicą budżetową" został konsekwentnie wprowadzony na samym początku rządu premiera Marcinkiewicza. Nastąpiło szerokie informowanie opinii publicznej o fakcie, że w Polsce istnieje najniższy poziom inflacji w UE przy jednocześnie dwukrotnie wyższym poziomie stóp procentowych. Powyższe działania zapobiegły upolitycznionym podwyżkom stóp procentowych, które postulował prezes Balcerowicz, a które w razie wprowadzenia doprowadziłyby do wyhamowania wzrostu gospodarczego i przerzucenia odpowiedzialności za ten stan na koalicję rządową. Nastąpiła znacząca redukcja restrykcyjności polityki pieniężnej (o 2 pkt procentowe, a więc o 50 proc. w stosunku do stopy bazowej), obniżenie kosztów zaciągania długu o ponad 2,3 mld zł w ujęciu rocznym i w konsekwencji do przyspieszenia poziomu inwestycji i PKB zaczynając, od II kw. 2006 roku. Powyższe działania jednocześnie zmniejszyły opłacalność spekulacyjnych operacji typu "carry trade", polegających na zaciąganiu niżej oprocentowanych zobowiązań za granicą i wykupywaniu wyżej oprocentowanego długu w Polsce. Tak jak to było zaprezentowane w programie gospodarczym PiS, w przeciwieństwie do okresów poprzednich, kiedy to wysokie stopy procentowe doprowadziły do znaczącej redukcji liczby opłacalnych projektów inwestycyjnych, obniżenie stóp procentowych spowodowało znaczący wzrost poziomu inwestycji i kredytów konsumpcyjnych.
Obecna pozytywna sytuacja gospodarcza kraju w skali makro jest wykreowana właśnie przez politykę pieniężną 2006 r. i przyspieszenie wzrostu gospodarczego za granicą, przy braku wsparcia ze strony planowanych mikroekonomicznych działań systemowych. Dlatego zawarta na dole gazety przestroga dotycząca wzrostu gospodarczego jest wciąż aktualna. Zaobserwowany w 2007 r. powrót do polityki Balcerowicza musi doprowadzić do spowolnienia wzrostu gospodarczego, podczas gdy inflacja i tak się nasili, gdyż poziom cen w Polsce jest i tak o 40 proc. niższy niż w Europie, a procesy konwergencji cenowej będą i tak następowały mimo kontynuowania restrykcyjnej polityki pieniężnej i to niezależnie, czy z powodu wzrostu zamożności społecznej, czy też emigracji czynników produkcji za granicę.
Polska od kilkunastu lat przeżywa zapaść demograficzną o niespotykanej skali. Od lat niechlubnie przodujemy w Europie co do skali regresu demograficznego, który - niepowstrzymany - doprowadzi do spadku liczby ludności Polski aż o 40 proc. po okresie upływu pokolenia. Zaprezentowane w gazecie tytuły są konsekwencją braku działań programowych, lecz ulegania lobby grup gospodarczych, które w celu ograniczenia kosztów pracy wspierają imigrację, wypychają polskich pracowników za granicę oraz przeciwdziałają wprowadzeniu solidarnościowych ulg podatkowych dla polskich rodzin i przedsiębiorców kreujących miejsca pracy w Polsce.
Niestety, ale nawet przyjęty ostatnio przez Sejm program odpisów podatkowych wymaga dalszego wsparcia w celu zachęcenia do powiększania polskich rodzin oraz zahamowania ubóstwa rodzin wielodzietnych. Realna groźba dla Polski jest efektem zaistnienia podwójnej implozji demograficznej, gdy na spadek przyrostu naturalnego nakłada się milionowa emigracja, zwłaszcza ludzi młodych o potencjalnie najwyższej dzietności. Zaprezentowane w programie gospodarczym starzenie się społeczeństwa rozwiniętych krajów UE, przy wynagrodzeniach wielokrotnie wyższych, "wsysa" bezrobotne młode pokolenie Polaków. Kraje UE potrzebują coraz szerszej rzeszy imigrantów do zatrudnienia w dziedzinie usług, a koszty adopcji społecznej proeuropejsko nastawionych Polaków są minimalne w porównaniu z kosztami społecznymi drugiego pokolenia imigrantów pochodzących z sąsiadujących terytorialnie krajów Bliskiego Wschodu. Pozostającym na emigracji zgodnie ze styczniowym listem Episkopatu nie tylko "grozi bardzo groźne zjawisko, jakim jest wykorzenienie", ale i utrata nabytych w Polsce kwalifikacji zawodowych. Z tym wiąże się przestroga zawarta w informacji "Gazety" o aktywności związkowej Polaków za granicą.
Dążenie do ściągnięcia imigrantów w celu zapewnienia niższych kosztów pracy, aczkolwiek racjonalne z punktu widzenia grup biznesu, jest samobójstwem dla społeczeństwa, gdyż nie tylko ogranicza wynagrodzenia Polaków, ale również stymuluje wielomilionową emigrację zarobkową. Grozi ryzykownym efektem społecznym, polegającym na wygenerowaniu konfliktów narodowościowych typowych dla starych krajów UE, jednocześnie poważnie zagrażając finansom publicznym w długim okresie. W celu sfinansowania narastających zobowiązań emerytalnych i zdrowotnych konieczne będzie podwyższenie składek na ubezpieczenia emerytalne i zdrowotne, co w efekcie znacząco podwyższy koszty pracy. Obecnie prowadzona polityka sama nakręca pozapłacowe koszty pracy, i klin podatkowy - dziś z takim wysiłkiem ścięty - jutro odrośnie. Postawa, która dziś uderza w rodzinę i dzieci, odbije się na przyszłych emerytach, którzy tak jak to przedstawiono w gazecie, będą musieli dłużej pracować. A przy obecnym egoistycznym podejściu grozi nam, że za kilka lat wybuchnie dyskusja na temat już nie aborcji, lecz eutanazji. Nawet Unia Europejska wymaga od swoich członków uznania za cel strategiczny przywrócenia dodatniego przyrostu naturalnego i sprzyjania odnowie pokoleń (Barcelona 2002) oraz ostrzega, że o ile obecne trendy nie ulegną zmianie, to wzrost PKB obniży się o połowę w latach 2030-2050 (Komunikat Komisji - 12.10.2006).
O ile wykrwawiona Polska po wojnie zajmowała 14. miejsce na świecie, to w międzyczasie została wyprzedzona przez 17 krajów, w tym przez obecnie tak ludne kraje, jak Meksyk, Egipt, Nigeria i Turcja. Również ludność Hiszpanii, która do niedawna była odniesieniem politycznym dla Polski, szybko odskoczyła już o 6 mln mieszkańców. W najbliższych latach pozycja Polski spadnie o następne kilkanaście pozycji, co przy politycznej zgodzie na odejście od systemu nicejskiego oznacza marginalizację znaczenia politycznego.
Polska, odkładając solidarnościowe reformy polegające na istotnym wsparciu finansowym rodzin wielodzietnych, w połączeniu z silnym obniżeniem opodatkowania przedsiębiorstw gospodarczych zwiększających zatrudnienie, co było zapowiadane w programie gospodarczym, wpada w spiralę migracyjną. Brak perspektyw wypycha młodzież do bogatych krajów UE, pogłębiając zapaść demograficzną. Ryzyko ubóstwa wstrzymuje procesy zakładania rodziny i jej powiększania, a państwo oszczędzając dziesiątki miliardów złotych na niższych wydatkach społecznych, głównie oświatowych, nie jest zmuszane do wprowadzenia programu "taniego państwa". Wzmocnione silne grupy gospodarcze, korzystając na wycofaniu działań w sferze ustanowienia silnej prorozwojowej infrastruktury finansowej i przy milczącej zgodzie na samoregulacyjną rolę organizacji gospodarczych, dążą dodatkowo do redukcji wydatków płacowych poprzez sprowadzenie "tańszych" imigrantów. Tworzy się podwójny zaklęty krąg: my dostarczamy siły roboczej Unii, a sami ściągamy imigrantów ze Wschodu, zmuszając własnych pracowników do jeszcze szybszej emigracji. Spowolniony proces konwergencji płacowej między Polską a UE, mimo znaczącego wzrostu gospodarczego, "studzi" oczekiwania skokowej poprawy warunków życia, w efekcie napędzając emigrację i "wędrówkę ludów" w naszym kraju. Dlatego należy jak najwcześniej sprawić, aby tabloidom przestało się opłacać wydawanie "wkładek dla emigranta", poprzez polską realizację deklaracji Clintona: "Praca, praca i jeszcze raz praca dla wszystkich!".
Chcąc zapobiec w przyszłości katastroficznym w swym przesłaniu tytułom gazetowym, należy wspierać solidarnościowe programy gospodarcze obecnie. W swym społecznym przesłaniu powinny one zakładać podatkowe wspieranie zarówno rodzin, jak i zakładów pracy kreujących zatrudnienie, znaczące nakłady budżetowe na inwestycje obniżające koszty transakcyjne w gospodarce, z równoczesnym oszczędnym gospodarowaniem groszem publicznym. W warstwie instytucjonalnej wspierać konkurencję i równe traktowanie podmiotów, między innymi poprzez zatrudnianie ludzi kompetentnych i dbających o interes publiczny, dla których hasło "Dotrzymujemy słowa" oznacza realizację solidarnościowych obietnic.

Dr Cezary Mech jest absolwentem studiów doktoranckich w IESE/Barcelona, autorem programu gospodarczego PiS z 2005 r. oraz byłym wiceministrem finansów i prezesem UNFE.

"Nasz Dziennik" 2007-09-29

Autor: mj