AAP: Odłączyć karmienie trwale chorym dzieciom
Treść
Amerykańska Akademia Pediatryczna (AAP) opublikowała artykuł, w którym rekomenduje lekarzom, że we wskazanych okolicznościach mają prawo doradzać rodzicom ciężko chorych dzieci zaprzestanie ich sztucznego odżywiania. Według AAP, dotyczy to m.in. dzieci pozostających w trwałym stanie wegetatywnym, chorych na anencefalię oraz niemowląt z całkowitą niewydolnością jelit i "innymi nieuleczalnymi chorobami". Lekarze i bioetycy ostrzegają, że może to być krok do legalizacji eutanazji.
Artykuł zamieszczony na stronach internetowych biuletynu AAP "Pediatrics" rekomenduje w niektórych sytuacjach zaprzestanie sztucznego odżywiania u małych pacjentów. Pediatrzy Douglas S. Diekema i Jeffrey R. Botkin twierdzą w swoim raporcie, że lekarze powinni mieć prawo doradzania rodzicom co do wyrażenia zgody na zaprzestanie karmienia dziecka. "Istnieje szeroki konsensus mówiący o tym, że odmowa lub cofnięcie interwencji medycznych jest moralnie dopuszczalne, jeśli takie jest żądanie pacjenta lub też w przypadku pacjentów niemających możliwości podejmowania decyzji, kiedy interwencje nie przynoszą choremu korzyści albo też w przypadku, gdy powikłania związane z interwencjami przewyższają korzyści otrzymane na skutek leczenia" - argumentują pediatrzy z AAP.
Sugerują tym samym, że karmienie dziecka w zdiagnozowanym przez lekarzy "trwałym stanie wegetatywnym" (a według AAP w Stanach Zjednoczonych jest 35 tys. takich dzieci) ma cechy uporczywej terapii. Tyle że takie czynności jak podawanie pożywienia i wody nie należą do obszaru uporczywej terapii.
Według APP, "moralnie dopuszczalne" jest zaprzestanie odżywiania w przypadku dzieci z ciężkimi wadami rozwojowymi układu nerwowego lub z uszkodzeniami powstałymi jeszcze w fazie prenatalnej - takimi jak np. anencefalia (bezmózgowie), dzieci z minimalnym poziomem świadomości oraz w przypadku niemowląt z całkowitą niewydolnością jelit i "innymi nieuleczalnymi chorobami". Diagnoza powinna być potwierdzona przez neurologa lub innego specjalistę.
Tymczasem sami lekarze przyznają, że u dzieci w niektórych przypadkach bardzo trudno jest stwierdzić faktyczny stan zaawansowania choroby. Wielokrotnie bowiem już się zdarzało, że dzieci cierpiące na którąś z wymienionych chorób przeżywały kilka lat więcej aniżeli rokowali medycy. Potwierdza to choćby przypadek cierpiącej na anencefalię Marceli de Jesus Ferreiry z Brazylii, której lekarze nie dawali nawet kilku godzin życia i usilnie nakłaniali matkę do aborcji. Tymczasem dziecko żyło przez ponad 20 miesięcy, a śmierć nastąpiła w wyniku komplikacji po zapaleniu płuc. Jej matka wielokrotnie podkreślała, że te miesiące życia córeczki były dla rodziny czasem szczęśliwym. Kolejne dziecko z bezmózgowiem - malutka Faith, zmarła w maju tego roku, przeżywszy 93 dni. Jej matka na specjalnym blogu poświęconym córeczce napisała później, iż również były to najpiękniejsze dni jej życia.
- Są to niewątpliwie nadzwyczajne przypadki, w których dziecko z taką chorobą nie rokuje na poprawę, a jedynie na wegetację czasową. Jednak jest to też dylemat moralny. Życie jest bowiem darem i dopóki Pan Bóg nie chce zabrać tego życia, to niezależnie od tego, na jakim poziomie się ono znajduje, my, lekarze, mamy obowiązek to życie podtrzymywać. Nawet gdy nie ma szans na wyleczenie - podkreśla w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" prof. dr hab. Ludwika Sadowska, kierownik Samodzielnej Pracowni Rehabilitacji Rozwojowej z Katedry Fizjoterapii Akademii Medycznej im. Piastów Śląskich. - Skazując kogoś na śmierć głodową, nie odejmujemy mu przecież cierpienia, a jedynie je przymnażamy - dodaje.
- W przypadku dziecka z bezmózgowiem pewne jest, że ono umrze. Jednak to, że ja wiem, iż ktoś mi umrze, powiedzmy w ciągu tygodnia czy miesiąca, wcale nie oznacza, że mam tę śmierć przyspieszyć - podkreśla ks. dr Piotr Kieniewicz z Katedry Teologii Życia Instytutu Teologii Moralnej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
W artykule opublikowanym w internetowym biuletynie AAP podkreśla się, że w przypadku pozbawiania dziecka odżywiania lekarze nie powinni postępować wbrew woli rodziców. A jeśli między rodzicami i lekarzami istnieje rozbieżność zdań co do tej kwestii, to obie strony powinny szukać kompromisu i skorzystać z konsultacji z komisją etyczną. - Jest to próba nadania pewnego wymiaru legalności czy zagadania problemu, tak by poprzez ilość problemów, jakie się zasygnalizuje, uwiarygodnić takie stanowisko. Natomiast z punktu widzenia bioetyki katolickiej jest to zalecenie, które musi być uznane za niegodziwe - zauważa ks. dr Kieniewicz.
Zdaniem prof. Sadowskiej, opinia Amerykańskiej Akademii Pediatrycznej może być kolejnym krokiem w kierunku przygotowania ścieżki dla eutanazji. - W przypadku eutanazji nie zabijamy z miłości, a jedynie z czystego egoizmu, gdyż nam się często nie chce trwać przy cierpiącym - zauważa prof. Sadowska.
Ksiądz dr Piotr Kieniewicz podkreśla, że instrukcje AAP są takim "zaleceniem eutanazji". I tłumaczy, iż jest tylko jedna sytuacja, w której można zaprzestać odżywiania chorego. A mianowicie wówczas, gdy lekarz stwierdzi, że pacjent jest w stanie agonalnym i nie przyswaja już wody ani też nie przetwarza pożywienia. - Innymi słowy w przypadku, gdy podawanie pokarmu i wody powoduje zwiększenie cierpienia i nie służy już podtrzymaniu życia organizmu, czyli w ostatnim jego stadium - dodaje teolog moralista. - Poza tym proszę zwrócić uwagę, że jeżeli sporządzamy listę chorób, które uprawniają do zastosowania eutanazji, to czy na takiej zasadzie nie sporządzimy później innej, szerszej listy, by w końcu dojść do ustanowienia, że wyłącznie dzieci absolutnie zdrowe będą miały prawo być utrzymywane przy życiu. To jest przecież czysta eugenika - podkreśla.
Tragiczny w skutkach przykład ścisłego przestrzegania tego typu narzuconych, sztywnych przepisów to historia Jaidena, który kilka dni temu urodził się w Wielkiej Brytanii. Według gazety "The Daily Mail", chłopiec musiał umrzeć tylko dlatego, że przyszedł na świat "o dwa dni za wcześnie" - bo pod koniec 21. tygodnia ciąży - aby lekarze kierujący się wytycznymi Brytyjskiego Towarzystwa Medycyny Prenatalnej mogli udzielić mu pomocy. Brakowało mu tylko dwóch dni do 22. tygodnia. Według relacji matki, lekarze pozostawili go samemu sobie bez zdiagnozowania jego stanu zdrowia, choć dziecko samodzielnie oddychało i wykazywało prawidłowe ruchy. Lekarz odbierający poród miał stwierdzić w późniejszej rozmowie z matką wcześniaka, że gdyby udzielił mu pomocy, złamałby zalecenia medyczne dotyczące postępowania w przypadku przedwczesnych porodów, które zobowiązują go do niepodejmowania zabiegów mających ratować życie dzieci urodzonych przed 22. tygodniem ciąży. Chłopczyk zmarł po dwóch godzinach samotnej walki o życie. Tymczasem medycyna zna wiele przypadków dzieci urodzonych przed tym terminem, które dzięki natychmiastowej pomocy medycznej żyją i dobrze się rozwijają. Lekarze zapewnili matkę, że gdyby Jaiden urodził się dwa dni później, owszem, udzieliliby mu pomocy. Zrozpaczona kobieta walczy obecnie z bezdusznymi przepisami.
Marta Ziarnik
"Nasz Dziennik" 2009-09-12
Autor: wa