300 metrów do szczytu i odwrót
Treść
- To już koniec, nie mamy szans wejścia na wierzchołek, zabrakło 300 metrów, zawracamy - poinformował wczoraj Jan Szulc, kierownik himalaistycznej wyprawy na niezdobytą do tej pory zimą Shisha Pangmę (8027 m). Zabrakło naprawdę niewiele. Niestety, i tym razem natura nie dała się zwyciężyć. Alpinistów pokonały huraganowe wiatry i spadek temperatury poniżej 50 stopni.
Shisha Pangma jest jednym z siedmiu niezdobytych zimą ośmiotysięczników. Pozostałe to: K2, Makalu, Nanga Parbat, Broad Peak, Gasherbrum I i
Gasherbrum II. Na wszystkie inne jako pierwsi weszli Polacy. Wyprawa w składzie Piotr Morawski, Dariusz Załuski z Warszawy, których wspomagali Włoch Simone Moro oraz Kanadyjczycy - Pierre Bergeron i Ivon Latreille, miała nadzieję, że tych gór pozostanie sześć. Zabrakło niewiele.
A jeszcze kilka dni temu wydawało się, że historyczny atak na szczyt Shisha Pangmy może się udać. Według prognoz, w sobotę warunki miały być znakomite - najsłabszy wiatr i w miarę bezchmurnie. Załamanie miało nadejść dopiero w niedzielę po południu. W piątek wieczorem Morawski z Moro byli w drugim obozie (7100 m). Zaatakowali, jednak nie udało się. Ponowili próbę o świcie następnego dnia. - Wiatr mroził przeraźliwie. W kuluarze, w którym znaleźliśmy się, ostatnim wyprowadzającym na grań, słońce nie dochodziło, mimo że już pojawiło się w innych partiach ściany. Wspinaliśmy się, drżąc z zimna i czekając, aż zbawcze promienie do nas dotrą. Jak się okazało, kuluar był dużo dłuższy od naszych przypuszczeń i z informacji uzyskanych od Hiszpanów, pierwszych i jedynych zdobywców tej drogi. Wyciągnęliśmy linę wspinaczkową i szliśmy dalej, czasem ubezpieczając się na sztywno, czasem z lotną asekuracją. Prowadziłem. Kuluar się zwęził, było widać przełęcz. Silny i zimny wiatr przenikał przez mój kombinezon, moje ubranie, wychładzał ciało. Jeszcze na drodze stanęła skalna bariera, a spadające ogromne kamienie utworzyły ruchomy, wysoki próg. Zaraz po pokonaniu tej przeszkody znalazłem się na ostrej jak brzytwa, małej przełęczy. Po drugiej stronie, w odległości 100 metrów znajdował się łatwiejszy teren. Nie mogliśmy się do niego dostać od razu, bo nie mieliśmy wystarczającej ilości liny do zjazdu. Dotarliśmy tam dopiero po paru godzinach. Wysokościomierz wskazywał 7700 m. Wiatr przybierał mocno na sile. Stwierdziliśmy, że jeśli pójdziemy na szczyt, zaliczymy biwak, czyli na pewno odmrozimy się i to bardzo mocno. Czuliśmy się poza tym mocno zmęczeni trwającym od północy dniem. Wiatr przekraczał 100 km/h. Podjęliśmy decyzję o odwrocie - powiedział Piotr Morawski.
Wyprawa się zakończyła. Na pytanie, co zyskaliśmy, Morawski odpowiedział: - Pierwsze zimowe przejście całej południowej ściany Shisha Pangmy (Moro-Morawski) oraz pierwsze powtórzenie drogi hiszpańskiej z 1995 roku (Moro-Morawski), która nie zaprowadziła także Hiszpanów na szczyt.
Pisk, PAP
Nasz Dziennik 20-01-2004
Autor: DW